Reklama

8:4 – kompromitacja, norma, a może powód do optymizmu?

redakcja

Autor:redakcja

23 listopada 2016, 13:21 • 3 min czytania 0 komentarzy

W piłkarskim światku od wczoraj przebija się burzliwa polemika, jak traktować porażkę 4:8. Jako fajny rezultat (cztery gole wbite rywalowi), zwyczajną bezdyskusyjną przegraną (nie takie marki obrywały w Lidze Mistrzów czterema golami) czy powód do wielkiego wstydu (pogrom w rekordowej strzelaninie). Im dłużej się nad tym zastanawiamy, tym dalej nam do tej ostatniej interpretacji.

8:4 – kompromitacja, norma, a może powód do optymizmu?

Przede wszystkim na każdy wynik trzeba patrzeć przez pryzmat różnicy goli. Legia przegrała czterema bramkami, a to przecież zdarza się nawet najlepszym. Spójrzmy na grupę C z obecnej edycji – Barcelona niedawno ograła City 4:0, a wcześniej City ograło w tym samym stosunku Borussię Mönchengladbach. Dwie poważne europejskie marki w krótkim czasie zaliczyły równie bezdyskusyjny oklep, a w gruncie rzeczy to nawet bardziej dotkliwy. W europejskich rozgrywkach – w tym także w fazie grupowej Champions League – bramki strzelone na wyjeździe mają przecież znaczenie. Dziś wieczorem Gladbach zagra rewanż z City, a obie drużyny dzielą trzy punkty. Jeżeli Niemcy zwyciężą, o kolejności zadecyduje bilans bezpośrednich spotkań. Nie mamy więc najmniejszych wątpliwości, że gospodarze woleliby jednak odrabiać wynik 4:8 niż 0:4. Jakkolwiek absurdalnie to zabrzmi, w europejskim systemie Legia zanotowała właśnie jedną z najbardziej korzystnych czterobramkowych przegranych.

Nie bez znaczenia są tu też proporcje. Oglądaliśmy wiele spotkań zakończonych 4:0, w których przegrany był kompletnie bezradny. Natomiast odgryzienie się rywalowi czterema goli (a przecież była też poprzeczka i niesłusznie niegwizdnięta jedenastka) z pewnością nie świadczy o bezradności w ofensywie. Oglądaliśmy więc wymianę ciosów, w której jeden z przeciwników trafiał dwa razy częściej. Dla porównania, jakiś czas temu w Madrycie Legia przegrała z rywalem, który trafiał aż pięć razy częściej. Abstrahując już od wczorajszego meczu – im wyższy wynik przy czterobramkowej różnicy, tym lepiej świadczy o przegranych. Pomyślmy abstrakcyjnie – czy przy 12:8 można mówić o pogromie? A przy 20:16? No i co ze 104:100?

Zupełnie absurdalnie zabrzmiały też gratulacje, jakie – za pobicie rekordu bramkowego – Borussia dostała na Twitterze od Monaco. Wyglądało to tak:

Reklama


Jeżeli głębiej się nad tym zastanowić, Monaco właśnie pogratulowało rywalowi gorszego wyniku. My wygraliśmy 8:3, ale oddajemy wam hołd za 8:4. Gdyby czerwono-biali w meczu z Deportivo zagrali gorzej w defensywie, byli dziurawi niczym Borussia i dali sobie wbić więcej goli, dziś rekord ciągle należałby do nich. Skoro więc wysłano gratulacje do Dortmundu za udział w historycznej strzelaninie, na tej samej zasadzie można by je puścić także do Warszawy. W końcu Borussia wykonała ledwie 66 procent roboty, a pozostałe 33 dołożyła Legia.

Warszawianie – jako drużyna – z całą pewnością się wczoraj nie skompromitowali. Rzecz jasna możemy rozbić temat na czynniki pierwsze i zauważyć, że strata ośmiu goli to dla każdej defensywy wielki powód do wstydu. Ale skoro tak, to musimy zaraz obok dodać, że postawa w ofensywie była na tyle fantastyczna, że najzwyczajnej w świecie przejdzie do historii. Do wczoraj Borussia nigdy nie straciła czterech goli w europejskich pucharach na swoim stadionie. Oceniając Legię za mecz w Dortmundzie należy więc pamiętać o wszystkich aspektach tego występu.

Inna sprawa, że czterobramkowa porażka idealnie oddaje różnicę pomiędzy polskim i niemieckim futbolem. Legia poległa, bo jest Legią, mistrzem z bardzo przeciętnej ligi, która ma swojego przedstawiciela w Champions League po 20 latach posuchy. Przed meczem nikt nie miał prawa znaleźć pół racjonalnej przesłanki, która dawałaby warszawianom szansę powalczenia o jakiekolwiek punkty. Przegrali bezdyskusyjnie, bo niejako byli na to skazani, ale przynajmniej zrobili to w sposób, dzięki któremu dziś są na ustach piłkarskiej Europy.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Liga Europy

Trzy wyzwania przed Bayerem. Na realizację jednego ma 9% szans, drugiego nie osiągnął nawet Real

0
Trzy wyzwania przed Bayerem. Na realizację jednego ma 9% szans, drugiego nie osiągnął nawet Real

Liga Mistrzów

Komentarze

0 komentarzy

Loading...