Reklama

Panie Stefański, to może teraz do „Wybacz mi”?

redakcja

Autor:redakcja

20 listopada 2016, 14:18 • 3 min czytania 0 komentarzy

Wczoraj pisaliśmy o popisie Daniela Stefańskiego w meczu Zagłębia Sosnowiec z Chojniczanką. Ekstraklasowy arbiter – który w pierwszej rundzie sędziował piętnaście spotkań na najwyższym poziomie rozgrywek – poszedł poprowadzić mecz w I lidze, by rozpowszechnić najwyższe sędziowskie standardy. I właściwie po wczorajszym spotkaniu możemy ze spokojnym sumieniem nadać mu pseudonim „Sokole oko”. Stefański był bowiem czujny jak gajowy. Najpierw wypatrzył w tłumie dyskretne ciągnięcie za koszulkę zawodnika, który nie miał szans dojść do piłki, następnie – wraz z asystentem – wykorzystali dalmierze w oczodołach i dostrzegli, że Szumski przy rzucie karnym opuścił linię bramkową, więc nakazali powtórzenie obronionej jedenastki.

Panie Stefański, to może teraz do „Wybacz mi”?

Cała sytuacja wyglądała następująco:

Szybki rzut oka do przepisów: Bramkarz może poruszać się na linii bramkowej, ale nie może opuszczać jej do czasu zagrania piłki. Czy zatem Szumski opuścił linię? No nie, jedną nogą cały czas na niej pozostawał, czyli miał z nią styczność. Przecież jasnym jest, że bramkarz nigdy nie stoi tylko i wyłącznie na linii, że zawsze dotyka też boiska. W innym przypadku musiałby stać na linii na palcach niczym baletnica. Skoro w momencie strzału Szumski dotykał linii, to właściwie można przyjąć, że cały czas na niej był. Jakkolwiek spojrzeć, dostrzeżenie jakiegokolwiek wykroczenia bramkarza Zagłębia – dosłownie lub w przenośni – to aptekarstwo wyższej klasy.

Reklama

Przeszło nam jednak przez myśl, że Stefański ma swoją własną interpretację przepisów. Z ciekawości spojrzeliśmy, jak wyglądały obronione karne w prowadzonych przez niego meczach Ekstraklasy. W tym sezonie taka sytuacja nie miała miejsca, ale w zeszłym mieliśmy już strzał Boguskiego w meczu Legia-Wisła oraz Flavio w meczu Śląsk-Podbeskidzie. Tak wyglądały momenty kontaktów z piłką i oczywiście o żadnych powtórkach nie było wtedy mowy.


Jeżeli więc dla Stefańskiego potrzebny jest kontakt dwunożny z linią, to powinien pozostać konsekwentny. Nawet jeżeli z jego perspektywy Kuciak dotykał jedną nogą linii, to przecież także powinna być powtórka. Natomiast Zubas w ogóle wyszedł sobie na spacer, ale i tu nasz świeżo upieczony aptekarz nie dostrzegł żadnych nieprawidłowości. Czyżbyśmy mieli więc do czynienia z podwójnymi standardami?

Kolejna sprawa to ten drugi, powtórzony rzut karny Chojniczanki we wczorajszym meczu. Skoro Stefański był już do tego stopnia skrupulatny, dlaczego nie powtórzył również drugiej jedenastki? Przecież jeden z zawodników gości wbiegł w pole karne przed uderzeniem piłki, a to – jakkolwiek spojrzeć – jawne naruszenie przepisów.

Reklama

Podsumujmy – jeżeli Stefański interpretuje przepisy po swojemu i nie dopuszcza opuszczania linii nawet jedną nogą, powinien przeprosić piłkarzy Wisły i Śląska za swoje błędy z poprzedniego sezonu. Jeżeli jednak, co do zasady, zazwyczaj przymyka oczy na wszystkie tego typu przewinienia, wciąż powinien przeprosić piłkarzy Zagłębia, których skrzywdził zarządzeniem powtórki. Nie ma wariantu, w którym Stefański nie musiałby nikogo przepraszać, więc zalecamy mu jak najszybsze wybranie się na targ kwiatowy oraz rychły telefon do producentów programu „Wybacz mi”.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...