Reklama

Pan Piłkarz Gyurcso pokazał, ile znaczy Wisła B

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

19 listopada 2016, 21:02 • 3 min czytania 0 komentarzy

Każdy, kto pamięta lata 80., doskonale zna różnicę pomiędzy czekoladą a wyrobem, który miał ją przypominać. Każdy, kto oglądał dzisiejszy mecz pomiędzy Pogonią Szczecin a Wisłą Kraków, wie, czym różni się zespół z Ekstraklasy od wyrobu drużynopodobnego. Rozbieżność jest mniej więcej taka sama – naprawdę niesmaczny był „popis” Białej Gwiazdy w Szczecinie. 

Pan Piłkarz Gyurcso pokazał, ile znaczy Wisła B

Dobra, bądźmy precyzyjni – to była Wisła Kraków B. Z różnych względów, czasami tak dziwnych jak zorganizowanie ślubu w dzień meczu swojej drużyny,  w Szczecinie nie zagrali:

– Boban Jović,
– Richard Guzmics,
– Maciej Sadlok,
– Rafał Pietrzak,
– Patryk Małecki,
– Zdenek Ondrasek,
– Mateusz Zachara (wszystkiego dobrego na nowej drodze życia!).

A że budżet Wisły jest jaki jest – na miejscu klubu sprzedalibyśmy kilka biletów autokarowych do Szczecina, miejsca i tak było w bród. Jeśli doliczymy do tego brak trenera, bo duet Sobolewski-Kmiecik bezpieczniej będzie nazywać na razie opiekunami Wisły, no to mamy pełny obraz nędzy i rozpaczy. No i trzeba zadać sobie kluczowe w kontekście tego meczu pytanie – czy taka a nie inna sytuacja kadrowa może być usprawiedliwieniem dla zagrania aż takiej padliny?

Naszym zdaniem – nie do końca. Więcej – to, co odstawili w Szczecinie niektórzy piłkarze Wisły będący generalnie dość blisko pierwszego składu, wyglądało jak zorganizowana akcja. Nie, nie chodzi o to, że się podłożyli. Bardziej coś w stylu „i ty możesz zagrać w Ekstraklasie – nieważne, że masz trójkę w WF-u”. Najbardziej urzekły nas przypadki Adam Mójty i Jakuba Bartosza – strzelili po golu, brawo, ale wypracowali też kilka bramek dla Portowców. Tak naprawdę nie trzeba było Delewa i Gyurcso – mamy wrażenie, że skrzydłowym Pogoni mógłby być dziś nawet Stephen Hawking, a i tak kilka razy zaśmierdziałoby golem po wrzutce.

Reklama

Dobra, nie ma co się znęcać nad Wisłą, bo czujemy się trochę tak, jakbyśmy sprzedawali gdzieś na ulicy kopa małemu, biednemu szczeniaczkowi. Nie polecamy.

Przejdźmy do rzeczy przyjemnych. Adam Gyurcso, mówi to coś państwu? Tak, to ten gość, który co prawda nie strzela bramek, ale sporo asystuje i raczej jest trochę lepszy od Kamila Mazka.

Wróć!

Tak, to ten gość, który STRZELA i sporo asystuje, a także raczej jest trochę lepszy od Mazka.

Od dziś Węgier jest drugim najlepszym strzelcem Portowców w lidze. Wystarczył jeden mecz, by dogonił Rafał Murawskiego i z czterema golami zajął miejsce za plecami Adama Frączczaka. Koncert skrzydłowego Pogoni. Nawet jeśli niebanalne umiejętności musiał pokazać tylko przy jednym golu, to jest to wyczyn godny uznania i burzy oklasków. Prawda, pani Beato?

634064159090680608

Reklama

Gyurcso miał dzień konia, ale inni Portowcy też zagrali wyśmienite zawody. Zaimponował nam Matras, który doskonale ustawiał się w środku pola, posłał kilka fajnych piłek, no i strzelił bramkę. Delew skorzystał na akcji, o której wspominaliśmy, Nunes jeszcze raz pokazał, że ma świetnie ułożoną lewą nogę, a Frączczakowi do super występu zabrakło tylko wykończenia jednej akcji Delewa (ale i tak piłkę do bramki wcisnął Węgier). Ależ mecz drużyny Moskala, nasze gratulacje! Oby tak częściej.

xBMDw2Y

Foto. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...