Reklama

Słodka zemsta Kataneca. A w Polsce też ma rachunki do wyrównania…

redakcja

Autor:redakcja

14 listopada 2016, 17:24 • 7 min czytania 0 komentarzy

Zanim imię Zlatana wytatuowano po wewnętrznej stronie powiek wielu kibiców na całym świecie, zanim stało się synonimem odwagi i nieszablonowych zagrań, wreszcie zanim tenże Zlatan opuścił szwedzkie slumsy – na europejskich murawach biegał inny Zlat, a konkretnie Zlatko. Zlatko Zahović. Charakterystyczne długie czarne włosy, dziesiątka na plecach, przebojowość na murawie, wybuchowość w szatni. Do dziś w Słowenii nie ma nikogo, kto zagrałby więcej spotkań w jej barwach. Do dziś nie ma w Słowenii nikogo, kto miałby więcej reprezentacyjnych goli. Ale z przekąsem można dorzucić – nie ma też bardziej kłótliwej postaci na szczytach tamtejszego futbolu, wreszcie nie ma postaci, na której tak srogo nie zemściłaby się dawna ofiara. Ofiara, która właśnie siedzi we Wrocławiu. Srecko Katanec.

Słodka zemsta Kataneca. A w Polsce też ma rachunki do wyrównania…

Selekcjoner reprezentacji Słowenii wygląda młodo, przypomina trochę Pierce’a Brosnana, gdyby ten aktor zdecydował się kiedyś zagrać starego Jamesa Bonda – możliwe, że charakteryzatorzy za wzór obraliby właśnie Kataneca. Na tym podobieństwa do agenta się kończą. Spokojny, wyważony selekcjoner już przed laty stawiał na rzetelną pracę na treningach, zaniedbując medialną twarz i charyzmę, która pomogłaby mu porwać drużynę. Gdyby poszukać jego antytezy, totalnego zaprzeczenia – pewnie niejeden Słoweniec wskazałby właśnie Zahovicia.

Ale tato, jak miałem odmówić!

Różnice można by wypisywać w nieskończoność. Katanec – z występami w reprezentacji Jugosławii, jeszcze przed odzyskaniem niepodległości. Urodzony w Ljubljanie, z chorwackimi rodzicami, uosobienie pracowitości. Silny nie talentem, a potężnym tyraniem na całym boisku. Jako defensywny pomocnik i obrońca – przedkładający efektywność nad fajerwerki. Niezbyt krzykliwy, ale jednocześnie uparty i konsekwentny. Żywioł – woda, bez wątpienia.

Za to ogień? Charakterystyczna fryzura i sposób bycia. W akcie urodzenia Maribor, na boisku raczej fantazja niż maratony. Rozgrywający, świetny technicznie. Bez strachu przed nieszablonowymi zagraniami. Poza nim wybuchowy i wyszczekany, bez bojaźni przed starszymi czy bardziej doświadczonymi. Można by tak wymieniać dalej, bo obie postacie i w medialnych przekazach, i – jak się miało okazać – we wzajemnych stosunkach zachowywały się jak przerysowane postacie z nieszczególnie ambitnych filmów.

Reklama

Takie konflikty w naturze się po prostu nie zdarzają, tak kontrastujący ze sobą bohaterowie to raczej domena bajek czy filmów sensacyjnych.

A jednak.

*

Mogę wykupić ciebie, twój dom i twoją rodzinę. Nawet całą Smarną Górę.
Zlatko Zahović, as reprezentacji Słowenii do Srecko Kataneca, selekcjonera reprezentacji Słowenii.

*

Tło konfliktu można odgadnąć już po analizie uczesania obu panów. Uwielbiający media, zresztą z wzajemnością, widowiskowy w każdym calu Zlatko Zahović chciał być większy od drużyny. Katanec zaś, członek olimpijskiej ekipy Jugosławii w 1984 i 1988 roku oraz uczestnik Euro ’86 i MŚ 1990, na żywo obserwujący jak wewnętrzne spory wpływały na grę tego wielonarodowego zespołu, nie zamierzał na takie zachowania pozwalać. Pierwsze zgrzyty pojawiły się jeszcze przed największymi sukcesami, gdy Słowenia ruszała w drogę do największych zwycięstw w krótkiej historii własnego państwa.

Reklama

Najpierw jednak trwający 2 lata „miesiąc miodowy”, czyli eliminacje do Mistrzostw Europy w 2000 roku. Eliminacje pod każdym względem historyczne.

Dziewięć goli. Wicelider klasyfikacji strzelców, który ustąpił miejsca tylko Raulowi. To Zahović. Drugie miejsce w silnej grupie, wygrane baraże z Ukrainą. To Katanec i prowadzona przez niego kadra. Razem udało się awansować na Euro 2000, pierwszą wielką imprezę, w której Słowenia miała uczestniczyć na własny rachunek, z własnymi barwami i flagą swojego państwa.

W samym turnieju Słoweńcy godnie reprezentowali swój kraj. Szczególne wrażenie – 3:3 z Jugosławią, niedawnym zwierzchnikiem, który przez lata korzystał z zawodników urodzonych od Mariboru po Ljubljanę. Dwa gole zdobył Zahović. Ani 1:2 z Hiszpanią, ani bezbramkowy remis z Norwegią wstydu nie przyniósł i choć Słowenia wróciła do domu po trzech meczach, nikt nie miał zamiaru rozliczać bohaterów. Tym bardziej, że postawiono jasny cel – mundial 2002.

***

To właśnie wtedy selekcjoner popadł w konflikt z największą gwiazdą. Interweniowała federacja, występująca w roli mediatora. Rozejm udało się zawrzeć w blasku kolejnych zwycięstw kadry prowadzonej przez Kataneca ze snajperem, rozgrywającym i liderem w osobie Zahovicia. Choć na moment wyleciał z kadry – szybko do niej wrócił, znów stając się jednocześnie sercem i mózgiem.

Sielanka nie mogła jednak trwać wiecznie, ba, w przypadku tych dwóch typów nie mogła trwać nawet przez kilka najbliższych zgrupowań. Przed ostatnim meczem towarzyskim poprzedzającym mundial, nic nie zapowiadało, że konflikt znów się rozogni, a obaj panowie wytoczą najcięższe działa. W sparingu z Ghaną Katanec zdjął swojego najlepszego zawodnika po godzinie gry, co w zasadzie wydaje się jak najbardziej normalne – głupie i nierozważne byłoby ryzykowanie kontuzji z przemęczenia tuż przed momentem kulminacyjnym, więc logiczne wydało się pewnie selekcjonerowi zrobienie zmian. Zahović odebrał jednak ten ruch po swojemu – zejście z boiska przyjął jako potwarz, jawny dowód na to, że Katanec nie szanuje jego i jego umiejętności. Schodząc, kopnął jeszcze stojącą butelkę i z muchami w nosie obmyślał rewanż.

Prawdziwe sceny działy się więc dopiero w szatni, co skrupulatnie zrelacjonował w trakcie konferencji trener. Zahović miał dostać białej gorączki, nazywać go „chujowym trenerem, a w przeszłości chujowym piłkarzem”. Gwiazdor zarzucał mu też, że dyskryminuje zawodników pochodzących z innych regionów i że tak w ogóle jest do bani. W pewnym momencie na sali zaczęło się robić żenująco – opiekunowi drużyny narodowej na myśl o zachowaniu Zahovicia zaczął się łamać głos, a do oczu napłynęły mu łzy.

Sytuacja była tragiczna – Słowenia lada moment zaczynała najważniejszy turniej w swojej dotychczasowej historii piłkarskiej, a tymczasem dwaj główni architekci sukcesu żarli się niemiłosiernie. Zahović nie był bowiem dłużny – wyprowadził kontratak organizując swoją konferencję prasową, na której przedstawił własny punkt widzenia. Ten, jak się pewnie domyślacie, nie był zbieżny ze światopoglądem Kataneca. Zdaniem Zlatko trener miał go regularnie gnoić i nie doceniać, obnażać jego słabości w oczach drużyny i nie okazywać szacunku.

To musiał być jego koniec. Puszczając płazem takie zachowanie, federacja skompromitowałaby się w oczach całego narodu – niezależnie od tego, jak zdolnym piłkarzem był Słoweniec, musiano wskazać mu drzwi. Zahović w trybie natychmiastowym dowiedział się zatem, że czas spakować manatki i przestać zatruwać atmosferę w reprezentacji. Dać jej spokojnie pracować, nie musieć użerać się z krnąbrnym gwiazdorkiem i robić swoje.

Mundial potoczył się dla rozbitej od środka drużyny fatalnie – 1:3 z Hiszpanią na otwarcie, 0:1 z RPA w meczu o wszystko i 1:3 z Paragwajem na pożegnanie. Słowenia była kompletnie splamiona i zdemontowana – pozbawiona swojego najlepszego piłkarza, z trenerem, który publicznie przepychał się z niesfornym podopiecznym i z wynikami, jakie wstyd było przywozić do kraju.

***

Zemsta jest daniem, które najlepiej smakuje serwowane na zimno.
Eugene Sue, Memoirs of Matilda

***

Rok 2008. Sześć lat po wydarzeniach wokół mundialu, w wyniku których Zlatko Zahović i Srecko Katanec przestali się do siebie odzywać. Finał Pucharu Słowenii, mecz o sporej randze w tym niewielkim kraju, więc i na trybunach wszyscy ludzie blisko związani z tamtejszym futbolem. Między innymi aktualny selekcjoner drużyny narodowej i jego były podopieczny, który tak ochoczo grał mu na nerwach. Katanec – jako gość specjalny. Zahović – jako dyrektor sportowy Mariboru, a jednocześnie uosobienie podziałów pomiędzy tym miastem a Lublaną.

By wiedzieć jak duże znaczenie dla Kataneca miał ten finał, wystarczy sobie tylko uświadomić, że w 2005 roku jego ukochana Olimpija kompletnie zbankrutowała. Trafiła kilka lig niżej i stopniowo starała się powrócić na należne miejsce. Nieźle zaś radził sobie w międzyczasie NK Interblock Lublana, drugi, dopiero raczkujący klub z jego rodzinnego miasta, wspierany przez bardzo zamożnego biznesmena, który właśnie z Mariborem miał zmierzyć się w walce o krajowy puchar. Kilka tygodni wcześniej, gdy oba zespoły spotkały się w lidze, Zahović odmówił wejścia na trybunę VIP, bo na niej zasiadał nie kto inny jak Katanec. Teraz już wyboru nie miał. Usiadł i z żalem przyglądał się temu, jak gdzieś obok jego wróg triumfuje. Triumfuje, bo Lublana jest zwycięska, a on doczekał się swojej chwili zemsty. Na jego oczach dwa tysiący osób fetowały zwycięstwo nad Mariborem.

***

Tak Srecko Katanec dopiął swoje sprawy ze Zlatko Zahoviciem. Po latach wrócił też na fotel selekcjonera Słowenii, próbując odbudować ją po marazmie, w który wpadła po jego rezygnacji. Wystarczą suche liczby – na trzy dotychczasowe awanse na wielkie imprezy, dwa wywalczyli podopieczni Kataneca. Dziś, po urwaniu punktów między innymi Anglikom, nie są skazani na niepowodzenie w walce o bilety do Rosji. Ich formę sprawdzi zaś Polska.

Polska, w której Katanec też ma do wyrównania pewne rachunki. Przegrał tu w barwach Sampdorii Genua, zdobywcy Pucharu Włoch, przyszłego mistrza i finalisty Pucharu Europy. Czy dziś wywiezie punkty?

Po raz pierwszy dostrzegamy sens gry nie w Warszawie, ale we Wrocławiu. Tutaj Katanec ma czystą kartę.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...