Reklama

Wyjść, strzelić kilka sztuk i rozejść się na miesiąc w dobrych nastrojach

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

11 października 2016, 10:50 • 3 min czytania 0 komentarzy

Widoczne braki w koncentracji, które z każdym dniem stanowią coraz większy powód do niepokoju, kolejny – tym razem zakończony jednak happy endem – dreszczowiec w spotkaniu z Danią, słabszy dzień Kamila Glika, poważna kontuzja Arkadiusza Milika, drobniejsze, lecz również wykluczające z gry urazy Michała Pazdana i Łukasza Piszczka, nieco zagubiony po transferze do PSG Grzegorz Krychowiak, wciąż pozostający w pamięci absurdalny remis z Kazachstanem…

Wyjść, strzelić kilka sztuk i rozejść się na miesiąc w dobrych nastrojach

Po kilkunastu pięknych miesiącach w końcu przyszło nam uświadomić sobie to, co uświadomić musieliśmy sobie prędzej czy później – reprezentację Polski wbrew pozorom tworzą ludzie. Tacy jak my i wy. Z krwi i kości. Dobrzy, a nawet bardzo dobrzy w tym, co robią, ale nie bezbłędni.

I choć mówienie o jakimkolwiek kryzysie czy braku pomysłu ze strony Adama Nawałki na postawienie z kadrą kolejnego milowego kroku na ścieżce sukcesu po udanych mistrzostwach Europy we Francji, wciąż należałoby postrzegać w kategoriach skrajnego dramatyzowania i kompletnie pozbawionego trzeźwości spojrzenia na sprawę, to jednak gdyby wieczorem przyszło nam stawać w szranki z rywalem o bardziej uznanej marce, mimo wszystko mielibyśmy pewne powody do obaw.

Dziś mierzymy się jednak tylko z Armenią. I trudno tak naprawdę nie ulec wrażeniu, że potyczkę tę przychodzi nam stoczyć w idealnym momencie. Pomijając już nawet fakt, że przystąpimy do niej bez kilku kluczowych zawodników, biało-czerwoni najzwyczajniej w świecie staną przed idealną okazją ku temu, by złapać oddech nim ktokolwiek zacznie w otwarty sposób zarzucać im, że się duszą.

Plan na dziś jest wyjątkowo prosty: wyjść na murawę, pobiegać, wsadzić bez większych męczarni kilka sztuk, nie odnieść kontuzji, uśmiechnąć się na pożegnanie i rozejść w spokoju na miesiąc. A następnie wrócić w dobrych nastrojach i dalej robić swoje w kierunku wywalczenia awansu na mistrzostwa świata w Rosji.

Reklama

Ekipy pokroju Armenii, która na dodatek pozbawiona będzie swojego najlepszego zawodnika, reprezentacja aspirująca do tego, by na stałe zawitać w europejskiej elicie, powinna bowiem ogrywać słabszą nogą i z zamkniętym jednym okiem. I o ile przed starciem w Erywaniu na tapet znów pewnie – tym bardziej po tym, co stało się w Astanie – powróci temat trudnych przepraw na Wschodzie, o tyle w Warszawie mamy pełne prawo oczekiwać, że Ormianie do siebie wrócą z solidną, równomiernie rozłożoną opuchlizną. Jasne, Armenia to wciąż ze dwie półki wyżej niż San Marino czy Gibraltar, jednak – powiedzmy sobie wprost – jakakolwiek wpadka aspirowałaby do miana tragedii narodowej i stanowiłaby uzasadniony powód do ogłoszenia kilkudniowej żałoby.

Można lecieć w przesadną kurtuazję i wspominać o kaukaskim charakterze i woli walki, można bawić się w zwyczajowe stwierdzenia, że w piłce przecież nigdy nic nie wiadomo, można przytaczać legendy o tym, że „dziś w futbolu nie ma już słabych drużyn”. Będziemy się jednak upierać, że podobne gadki to nic innego jak wyuczone asekuranctwo i zostawianie sobie uchylonej furtki. Tu po prostu trzeba wyjść na murawę na pełnej pewności i bezczelnie, z zimną krwią zabrać to, co nasze. Powinno na tym zależeć zwłaszcza tym, którzy dziś dostaną szansę pod nieobecność kontuzjowanych graczy (w pierwszym składzie może wystąpić Łukasz Teodorczyk), a także tym, w których przypadku wciąż czekamy aż rozwiną pełnię możliwości, a następnie postawią kropkę nad „i” (chociażby Piotr Zieliński).

Żeby było jasne – na pełnej pewności nie oznacza, że z lekceważeniem. Po pierwsze bowiem, Ormianie w trwających eliminacjach przegrali z Danią na wyjeździe tylko 0:1, po drugie zaś – naprawdę trudno będzie im powtórzyć równie tragiczne spotkanie, jak to u siebie z Rumunią, gdzie od 4. minuty grali w osłabieniu, a nim minął kwadrans dostawali już w czapę 0:3 (skończyło się 0:5). Przy zgaszonym silniku tego nie wygramy, jednak po wrzuceniu trójki ze zdecydowanym zwycięstwem nie powinno być już większego problemu.

Drugi „Kazachstan” – tym bardziej w meczu u siebie – należałoby już bowiem rozpatrywać w kategoriach zjawiska paranormalnego.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
5
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...