Reklama

„Armeński futbol to zupełna klęska. Zarzewiem problemów jest jedna osoba”

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

11 października 2016, 13:36 • 9 min czytania 0 komentarzy

Vartan Ayvazyan to Ormianin, który od kilkunastu lat mieszka w Gliwicach. Jest blisko związany z miejscowym Piastem – działa w strukturach kibicowskich, nakręca spiralę zainteresowania klubem również w internecie. Przy tym wszystkim cały czas utrzymuje też kontakt ze swoimi przyjaciółmi z ojczyzny, których dziś będzie przyjmował na Stadionie Narodowym. Porozmawialiśmy z nim o tym jak ciężko było zaznaczyć swoją obecność wśród gliwickich kibiców, co zawdzięcza Polakom i w jakiej sytuacji jest teraz armeńska piłka.

„Armeński futbol to zupełna klęska. Zarzewiem problemów jest jedna osoba”

Od paru lat jesteś zawiązany z Piastem. Czym właściwie się zajmujesz?

Moja przygoda zaczęła się kilka lat temu – najpierw byłem kamerzystą, kręciłem filmiki z meczów, kulisy spotkań i tym podobne. Potem przyszedł taki etap, jakieś trzy, cztery lata temu, że byłem redaktorem naczelnym strony internetowej kibiców Piasta. No i rok temu, gdy stworzyliśmy oficjalne stowarzyszenie, przejąłem rolę rzecznika prasowego. Oczywiście to brzmi nieco poważnie, ale nadal funkcjonuję przede wszystkim w środowisku fanatyków – kręcą mnie wszystkie sprawy związane z trybunami.

Ciężko jest, nie będąc Polakiem, dostać się w struktury kibicowskie polskiego klubu?

Pewnie, że jest ciężko i sam się czasami dziwię, że tak to się wszystko potoczyło. Pamiętam pierwszy mecz na którym poszedłem w wieku 14 lat, nie znając wówczas jeszcze języka polskiego, a były to czasy, kiedy, wydaje mi się, na trybunach było o wiele bardziej restrykcyjnie niż jest dzisiaj. Trafiłem wówczas w sam środek młyna, gdzie bez znajomości śpiewnika kibicowskiego nie ma co się pokazywać, a co dopiero bez znajomości podstawowych słów w języku polskim. Chyba trochę uratował mnie wtedy mój wiek, bo nikt nie wykręcił z tego powodu większej afery. Dwa lata później byłem jednak na wyjeździe i rzeczywiście, gdy kibice przeczytali moje nazwisko, to na początku pojawiło się lekkie zakłopotanie. Pamiętam, że od razu dostałem krótkie pytanie o to, co ja tutaj robię. Dzisiaj pewnie mocno bym się takimi słowami przejął, ale wtedy nie zrobiło to na mnie wrażenia. Zresztą – z tymi samymi ludźmi, którzy wtedy byli zaskoczeni moją obecnością, a którzy kręcą ruchem kibicowskim w Piaście, dziś jestem w bardzo dobrych relacjach i niejednokrotnie pomagali mi w aklimatyzacji w kraju.

Reklama

Szybko docenili twoje zaangażowanie i pracę na rzecz klubu.

Tak, w zasadzie od początku chciałem brać w tym czynny udział – pisać, robi zdjęcia, filmować. Pokazałem, że mocno zależy mi na tym, by zachęcać ludzi do przychodzenia na stadion, dopingowania i podgrzewania lokalnego patriotyzmu. Szybko się z nimi żzyłem, doszło nawet do tego, że bardzo pomogli mi w uzyskaniu polskiego obywatelstwa wydając dla mnie niezwykle istotną opinię, bo muszę przyznać, już tak bez wchodzenia w szczegóły, że jeżeli chodzi o młodych Ormian, którzy nie mają uregulowanej służby wojskowej, to sprawa uzyskania paszportu jest szalenie ciężka. Praktycznie niezbędne jest udokumentowanie jakiejś swojej działalności społecznej, a w tym przypadku udało mi się taką rekomendację od kibiców, że, czytając ją, łezka się w oku zakręciła. Myślę, że to jest to, co Polacy bardzo cenią, bo w Armenii mamy podobnie. Jeśli ktoś trafia do obcego kraju na emigrację i stara się jakkolwiek wykazać, jest otwarty, przyjmuje bez problemu otaczającą kulturę, to i miejscowi ludzie to widzą i patrzą na niego przychylniejszym okiem.

A powiedz, dlaczego akurat Gliwice? To zupełny przypadek, że trafiłeś akurat do tego miasta, w ten region?

Jeśli o mnie chodzi, to tak, był to przypadek, aczkolwiek w latach 90. w Gliwicach żyła duża grupa Ormian, zresztą w tym mieście powstał też pierwszy kościół ormiański. To było tak, że mama poznała kiedyś Polkę z Zabrza i gdy zaczęły się w naszym kraju konflikty o Górski Karabach, a potem doszło do tego trzęsienie ziemi w Armenii, w 1988 roku, duża liczba Ormian zaczęła zwyczajnie emigrować do Europy za chlebem. I wtedy właściwie przenieśliśmy się w ten region Polski, w którym miała koleżankę pomagającą nam na początku odnaleźć się w nowych realiach. Najpierw mieszkaliśmy tutaj przez parę lat, potem, po śmierci ojca, wydalono nas z kraju i powróciliśmy 12 lat temu. Od tamtej pory ugruntowaliśmy na szczęście swoją pozycję.

11815608_10204551550138827_181826938_n

OK, wróćmy do piłki. We wtorek przyjmujesz w Warszawie delegację kibiców z Armenii.

Reklama

Tak, przylatuje 150-osobowa grupa, ale nie tylko z Armenii, a z różnych części Europy. Zamelduje się pod sztandarem FAF, First Armenian Front, czyli grupy ultrasów, która wspiera drużynę narodową od 2007 roku. Co ciekawe, chłopaki debiutowali meczem z Polską wygranym 1:0. Od tego czasu przyjeżdżają na każde spotkanie, czy to u siebie, czy na wyjeździe. Generalnie przed meczem są bardzo pozytywnie nastawieni i obawiają się tylko, że będą traktowani jako przyjaciele Rosjan, a tak się składa, że o wiele chętniej zaprzyjaźniliby się z Polakami. Słyszałeś o akcji z flagą Górskiego Karabachu na meczu Piasta?

Coś kojarzę.

To było tak, że trzy lata temu Piast grał w europejskich pucharach z zespołem Karabach Agdam w ramach eliminacji do Ligi Europy. Na początku, gdy usłyszeliśmy o przeciwniku, musieliśmy trochę pogooglować, by pozyskać jakiekolwiek informacje. Okazało się, że ten klub ma niewiele wspólnego ani z samym miastem Agdam, ani też z Karabachem, który jest częścią autonomicznego państwa i dużo osób pytało mnie wtedy o co w tym wszystkim chodzi. Kiedyś w drodze powrotnej z jakiegoś wyjazdu zilustrowałem kibicom całą sytuację, opowiedziałem o tym, że ten zespół został reaktywowany na początku lat 90. jako klub-propaganda, że rokrocznie w drużynę pompowane były i są ogromne pieniądze tylko po to, by występował jak najwyżej i zgarniał kolejne trofea. Znajomi z Polski całkiem poważnie przejęli się całą sytuacją, bo nakreśliłem im też tło historyczno-religijne konfliktu Armenii z Azerbejdżanem.

I wtedy zaczął wam pewnie świtać w głowie jakiś fortel.

Dosłownie dzień przed meczem dostałem od jednego z kibiców telefon. Treść była mniej więcej taka: „Gdybyś przypadkiem w dniu meczu miał ze sobą flagę Górskiego Karabachu, to naprawdę – nikt by się nie obraził gdyby wisiała na trybunie”. No cóż, problem był jeden – mało który Ormianin trzyma w domu takie rzeczy, ale wybrnąłem z tego. W myśl pierwszego zdania z hymnu Armenii, który mówi o „fladze uszytej własnymi rękoma”, znalazłem stare skrawki materiału, pociąłem, pozszywałem i w trakcie spotkania została zawieszona. Strona azerska dopiero w drugiej połowie ją zauważyła. Przyjezdni się wściekli, zaczęli szukać delegata, który miałby przerwać mecz i zdjąć flagę. Właściwie to im się udało i kiedy wydawało się, że wszystko zostało zażegnane, na drugi dzień przeczytałem artykuł o tym, że Karabach będzie apelował do UEFY o to, by Piast został ukarany karą finansową za obrazę w postacie pojawienia się tej flagi. Poza tym oficjalny fanpage tej drużyny zamieścił dość agresywny komunikat, który potem jednak szybko usunął.

14694697_1184377301608748_780896189_n

Jak zareagowali koledzy z Armenii?

Byli zafascynowani! Uznali, że to piękny gest, wspaniałe wydarzenie. Wiadomość od razu poszła w świat i dosłownie kilka godzin później, w głównym wydaniu wiadomości w Armenii, padła informacja o tym, że „polscy przyjaciele zupełnie bezinteresownie i spontanicznie wsparli Ormian w meczu z Karabachem Agdam”. Oczywiście od razu pojawiły się komentarze grupy, która we wtorek przyjeżdża na mecz w Warszawie, że są bardzo wdzięczni za ten miły gest i liczą na to, że kiedyś będzie jeszcze okazja, by się odwdzięczyć. Generalnie w Armenii ta cała sytuacja wywołała niesamowicie pozytywną reakcję, aż sam byłem w szoku skali tego wydarzenia. I dlatego też kibice przyjeżdżający na Stadion Narodowy strasznie cieszą się z tego, że będą mogli wyrazić swoją wdzięczność za tamtą akcję.

Właśnie odnośnie wyjazdu – wspominałeś w prywatnej rozmowie coś o konflikcie między federacją, a kibicami.

Tak, federacja nawet nie rozpatrzyła opcji zarezerwowania sektora gości. Zarzewiem konfliktu jest w zasadzie tylko i wyłącznie jedna osoba – Ruben Hayrapetyan. To jednocześnie hiperbola wszystkich problemów, które dotyczą armeńskiej piłki – korupcji i całej reszty. Jedna ręka trzyma po prostu cały kraj, wszystko opiera się na znajomościach i ma to przełożenie nie tylko na piłkę nożną, ale na każdą dziedzinę życia w Armenii. Hayrapetyan jest bliskim przyjacielem prezydenta i z tego względu pozwala sobie na absolutnie wszystko. W samym futbolu kupuje mecze, decyduje o powołaniach, transferach, zwolnieniach. Aktualnie prowadzi wojnę chyba ze wszystkimi – przez niego wielu młodych, utalentowanych zawodników nie dostaje powołania.

1X2ecen

Ruben Hayrapetyan o którym szeroko wspominaliśmy w TYM tekście

Parę lat temu Armenia miała naprawdę duży potencjał. W eliminacjach do ME 2012 zagrała świetnie, zabrakło niewiele. Niestety nie udało się wygrać decydującego meczu z Irlandią, na skutek czego to Wyspiarze, a nie Ormianie mierzyli się w barażach z… Estonią. Dwa lata później, w walce o Mundial w Brazylii, co prawda zajęliśmy dopiero przedostatnie miejsce, ale strata do drugiej Danii wynosiła raptem trzy punkty, a zabrakło też kilkunastu minut by ograć na wyjeździe Włochów, wcześniej przegraliśmy u siebie z Maltą… Jak na nasze możliwości, to były jednak naprawdę udane eliminacje i w ogóle fajny etap w historii tej reprezentacji. Do dziś nie wiadomo dlaczego ówczesny selekcjoner stracił swoją posadę. Wiadomo natomiast, że od tamtego czasu zaczęły się niewytłumaczalne problemy i komplikacje. Między innymi padały zarzuty o sprzedanie meczu z Albanią, choć było to kompletnym kłamstwem. Federacja wykorzystała ten moment, by oczyścić swoje imię i na jedenastu zawodników grających wtedy dla Armenii, dziewięciu zostało odsuniętych od drużyn. To poskutkowało tym, że swój ostatni mecz o punkty Ormianie wygrali 11 października 2013 roku. Dokładnie trzy lata temu. Od tamtego czasu – zupełna klęska.

I to, rozumiem, odbija się też na sytuacji kibiców.

Hayrapetyan, żeby zdusić możliwości manifestowania swojego niezadowolenia przez fanów, podniósł znacznie ceny biletów. W Armenii, gdzie jest duży kryzys finansowy, bilety na mecz reprezentacji zaczynają się od 10 euro. Dla porównania – w pobliskim Azerbejdżanie wejściówki kosztują 2-3 euro. W ten sposób znaczna grupa fanatyków jest eliminowana ze stadionów i nie ma nawet możliwości, by dać upust swojej frustracji. W kraju wszyscy chcieliby, żeby zespół objął w końcu ktoś poważny, a nie tylko przypadkowe trenerzyska, ale ciężko jest walczyć o zmiany. Choć teraz ptaszki ćwierkają, że po spotkaniu z Polską, w zasadzie bez względu na wynik, aktualny szkoleniowiec ma zostać zwolniony, a na ławkę trenerską mógłby powrócić zasłużony Wardan Minasjan. Byłoby super.

Co logiczne – po dzisiejszym spotkaniu cudów się nie spodziewasz.

Jutro Armenia zagra bez napastnika i to jest kompletne nieporozumienie. Aktualni snajperzy prawie w ogóle nie strzelają goli, powołania dla nich są zupełnie wyssane z palca, prawdopodobnie to efekt zakulisowych gierek menedżerów zaprzyjaźnionych z wiadomo kim. Generalnie nazwiska w tej reprezentacji nie rzucają na kolana, bo nie będzie też kontuzjowanego Mchitarjana. Prawdę powiedziawszy, po meczu z Rumunią, ciężko powiedzieć, co musiałoby się wydarzyć, by ten mecz miał w jakimkolwiek stopniu pozytywny przebieg dla Ormian. Cudów się nie spodziewam, liczę na to, że Armenia się nie ośmieszy i nie straci więcej bramek niż przed paroma dniami.

Rozmawiał MARCIN BORZĘCKI

Najnowsze

1 liga

Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków

Bartosz Lodko
2
Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków
Anglia

Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Bartosz Lodko
4
Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Komentarze

0 komentarzy

Loading...