Podbeskidzie miało walczyć o szybki powrót do umownej elity, tymczasem na razie wszystko idzie kompletnie na opak – zespołowi bliżej do strefy spadkowej niż miejsc premiowanych awansem. Musiała polecieć głowa, pożegnano więc Dariusza Dźwigałę i zaraz rozpoczęły się poszukiwania kogoś, kto ten bajzel poukłada. Dziś, jak informuje Katowicki Sport, Górali na dobre tory ma zawrócić Jan Kocian.
Dawno żeśmy się ze Słowakiem nie widzieli, bo swoją pracę w Pogoni kończył w kwietniu zeszłego roku, a właściwie rządzący klubem skończyli ją za niego – trener został zwolniony. I jeśli brać pod uwagę tylko jego osiągnięcia w Szczecinie, kibice Podbeskidzia mogliby się solidnie martwić. Portowcy grali wtedy słabo, w 14 meczach ligowych zdobyli ledwie 16 punktów, w pewnym momencie przez sześć spotkań nie potrafili wygrać ani razu i wiadomo było, że ten związek nie ma przyszłości. No, ale to nie w Szczecinie Kocian wyrobił sobie u nas nazwisko, tylko w Chorzowie.
Zrobił bowiem z Ruchem wynik ponad stan, przejął go po upokorzeniu z Jagiellonią (0:6) i zręcznie odbudował, meldując się na mecie jako pucharowicz. Co więcej – w Europie nie skompromitował się z jakimiś strażakami czy studentami i odpadł dopiero po wyrównanym boju z Metalistem Charków, w ostatniej rundzie eliminacji. Ukraińcy potrzebowali wtedy 210 minut i rzutu karnego, żeby dużo uboższy Ruch pokonać. Mogłoby się wydawać, że po takich osiągnięciach Kocian dostanie spory kredyt zaufania, ale nic z tego, był kolejną ofiarą bezmyślności polskich działaczy, wychylił się, zamiast siedzieć w środku tabeli i gdy łączenie ligi z pucharami szło słabo, Ruch zwolnił trenera już na początku października. Tak wtedy podsumowaliśmy tamtejszych działaczy: Brak kompetencji, brak systematyczności, brak długofalowej wizji, brak zaufania do ludzi… No, chyba wszyscy już przywykliśmy do tego, iż polska piłka jest kompletnie nonsensowna i że zawsze ten nasz futbolowy kurwidołek będzie pośmiewiskiem.
Kibice jednak trenerowi sukcesów nie zapomnieli i dostał godne pożegnanie:
Teraz przed Kocianem na pewno spore wyzwanie, musi choćby nauczyć Górali wygrywać u siebie (to się w tym sezonie jeszcze nie udało) i włączyć zespół do czołówki. Sam ma też coś do udowodnienia – pokazać, że wypadkiem przy pracy były wyniki w Szczecinie, a nie sukces w Chorzowie.
Fot. FotoPyk