Reklama

Gol, asysta i zmarnowana setka. Z Milikiem na nudę narzekać nie można

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

28 września 2016, 21:59 • 3 min czytania 0 komentarzy

Arkadiusz Milik zdążył już przyzwyczaić kibiców Napoli, że gole ładuje albo dwójkami, albo nie robi tego wcale. Dwa trafienia z Milanem, dwa w Lidze Mistrzów z Dynamem Kijów, dwa z Bologną, do tego cztery puste przeloty. Nie mielibyśmy nic przeciwko, gdyby z taką regularnością Polak strzelał dublety do końca sezonu, wszak w ostatecznym rozrachunku dałoby to naprawdę świetny bilans, ale przy pojedynczych zdobyczach również nie mamy zamiaru kręcić nosem. Szczególnie, gdy chodzi o mecze Ligi Mistrzów i starcia takie jak to dzisiejsze z zawsze groźną Benfiką Lizbona. 

Gol, asysta i zmarnowana setka. Z Milikiem na nudę narzekać nie można

W zasadzie od pierwszego kopnięcia trwały intensywne poszukiwania bohatera tego spotkania, rozpoczęły się bez zbędnego czekania na to, co przyniesie los. Jako pierwszy do tablicy – ku naszej uciesze – został wywołany Milik. Cztery minuty meczu, cztery piłki w kierunku polskiego napastnika. Najlepsza była ta pierwsza, Arek mógł zostać autorem jednego z najszybciej strzelonych goli w historii Champions League. Absolutnie genialnym długim zagraniem znalazł go w polu karnym Faouzi Ghoulam, ale pod presją obrońcy Milik uderzył tak anemicznie, że Julio Cesar mógł mieć wrażenie, że ciągle jest na rozgrzewce. Kolejne akcje z kolei zakończyły się próbą naciągnięcia sędziego na rzut karny (żadne wielkie padolino, ale upadek kompletnie niepotrzebny), a także dwukrotnym wpadnięciem w pułapkę ofsajdową.

Kandydat numer dwa: kolega Milika po fachu, gość ze szpicy Benfiki, Konstandinos Mitroglou. Tym razem mowa o dwóch wybornych okazjach. Ale najpierw próbę Greka zatrzymał przed linią bramkową Hysaj, a później świetnie spisał się Pepe Reina. Piłkarze Benfiki sprawiali wrażenie trochę zaskoczonych tym, że setki w Neapolu wypracować udało się tak łatwo.

Skoro nie skorzystali napastnicy, to tytuł bohatera tymczasowo przytulił Hamsik. No, do spółki Ghoulamem. Algierczyk, który imponował nam także w pierwszej kolejce w Kijowie, posłał kolejną świetną piłkę w pole karne, tym razem z rzutu rożnego, a Słowak wykazał się w nim największym sprytem. Tym samym do wymiatania w środku pola dorzucił gola i raz jeszcze przekonał, że o jego klasie można by kwieciste poematy pisać.

Ale na początku drugiej połowy Hamsik status postaci numer jeden stracił. To było siedem minut, które wstrząsnęło Benfiką. Siedem minut, w trakcie których Napoli pokazało siłę ognia. Po tych siedmiu minutach na tablicy świetlnej zamiast wyniku 1-0, widniał rezultat 4-0. Najpierw Mertens z wolnego. Później rzut karny po faulu Cesara (fatalny mecz Brazylijczyka) na Callejonie na bramkę zamienił Milik. Na dokładkę kolejne trafienie zaliczył Mertens, a polski napastnik mógł cieszyć się z asysty. Trochę przypadkowej, ale zawsze. Chwilę później Milik mógł „dopełnić formalności” i po raz kolejny uświetnić występ dubletem, ale tym razem już fatalnie przestrzelił.

Reklama

Przy stanie 4-0 Napoli praktycznie przestało grać w piłkę, ale że naprzeciw siebie nie miało dziś ogórków, to skończyło się to golami Guedesa i Salvio. 4-2 i bura od Maurizzio Sarriego dla piłkarzy z Neapolu gwarantowana. Na pewno ominie Piotra Zielińskiego, ale tylko dlatego, że Polak nie wstał dziś z ławki.


Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...