Reklama

Cóż za uroczy strzał w stopę! Warto sprawdzić, zanim kliknie się enter…

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

09 września 2016, 09:24 • 4 min czytania 0 komentarzy

Może istnieć tysiąc różnych powodów przez które ludzie tracą pracę, ale z tak absurdalnym jeszcze się chyba nie spotkaliśmy. Polska piłka lubi jednak nieustannie zaskakiwać. Teraz na przykład wszystko wskazuje na to, że dwójka sędziów straci swoją robotę przez… załączniki, a raczej ich nadmiar, w wiadomości mailowej.

Cóż za uroczy strzał w stopę! Warto sprawdzić, zanim kliknie się enter…

Praca arbitra to nie tylko 90 minut biegania z gwizdkiem lub chorągiewką, ale i późniejsza analiza tego występu. Po każdym ze spotkań sędzia musi więc dokładnie odtworzyć swój mecz – ocenić podejmowane przez siebie decyzje, opisać sytuacje w których zachował się dobrze, ale też i te w których powinien zareagować zdecydowanie lepiej. Co więcej, musi też osądzać niektórych swoich kolegów po fachu, a żeby jego opinia była obiektywna i niezależna – ma oczywiście zakaz kontaktu z opiniowanym przez siebie arbitrem. Sprawa jest więc ściśle tajna.

Plik z taką oceną przesyłany jest potem do odpowiedniej osoby mailem. No i właśnie ma mailu, a raczej na jego załącznikach, spektakularnie wypierniczyła się dwójka arbitrów – Michał Mularczyk oraz Piotr Sadczuk. O co dokładnie chodzi? Otóż jeden z nich do swojej wiadomości załączył bowiem dwa pilki – ten ze swoją oceną oraz drugi, z samooceną kolegi, którą dostał uprzednio, by przypadkiem nie walnąć na jego niekorzyść jakiejś gafy. W ten sposób jak na tacy pokazał, że obaj panowie są w zmowie i wzajemnie uzgadniają treść cenzurek, które wysyłają wyżej.

Nie ma co, sprawa jest przedziwna, bo wpaść przez taką głupotę, przez kompletną nieuwagę i gapiostwo, to jak strzelić sobie samemu w stopę. Generalnie plan obu sędziów był naprawdę niezły i w zasadzie nie miał słabych stron – po cichutku kontaktowali się ze sobą, w tajemnicy przed całym światem uzgadnali, co wpisać w swoich raportach, a potem dumni ze swojej przebiegłości i sprytu wysyłali wiadomość do centrali. Wydawałoby się – zbrodnia idealna. Aż tu nagle jeden z nich pochopnie nacisnął enter i prawdopodobnie zakończył przygodę tej dwójki z sędziowaniem.

***

Reklama

Po komentarz w tej sprawie zadzwoniliśmy więc do Zbigniewa Przesmyckiego, przewodniczącego Kolegium Sędziów PZPN.

Czy wiadomo już co się stanie z tymi sędziami?

Tylko jeden jest zawodowym sędzią asystentem. Już wiem, ale nie mogę teraz powiedzieć jakie konsekwencje zostaną wyciągnięte wobec obu sędziów. Przede wszystkim musiałem mieć czas na przemyślenie, dokładnie przeanalizowanie całej sprawy i dopiero potem podjęcie decyzji. Nie może być też tak, że zdradzę panu jak ta sprawa się zakończy i ci sędziowie dowiedzą się o tym z mediów. To nie jest właściwa kolejność.

A czy ten przykład nie pokazuje, że metoda jest wadliwa? Tym razem w głupi sposób sprawa wyciekła, ale następnym razem ktoś dokładniej sprawdzi jakie pliki załącza do maila.

Mogę pana zapewnić, że moi sędziowie zawodowi, sporządzający obserwacje telewizyjne z zawodów prowadzonych przez ich kolegów z niższych klas, są zbulwersowani tą sprawą. Mają oni świadomość tego, jak ważne jest samodzielne opracowanie takiej obserwacji i jak zasadny jest bezwzględny zakaz jakiegokolwiek kontaktu z arbitrem prowadzącym zawody. Zadaniem sędziego jest samodzielne sporządzenie samooceny z danego meczu. Później otrzyma on obserwację telewizyjną, ale już anonimową i będzie mógł on oprotestować te jej fragmenty z którymi się nie zgadza, sporządzając tak zwane zdanie odrębne. Dziś, w porównaniu z czasami, kiedy noty obserwatorów decydowały o losach sędziów, mają oni duży komfort psychiczny, bo oceniani są w systemie obiektywizacji ich pracy, którego ważną zasadą jest prawo do obrony swoich racji przez sędziego. Ten system sprzyja doskonaleniu umiejętności sędziów, podnosząc arbitrów do rangi podmiotów w kontekście prowadzonych prze nich meczów. To jest bardzo dobra nowatorska w skali światowej „metoda” i ten, jak pan określił przykład, w żadnym razie nie może być użyty do podważania jej zasadności.

A niby dlaczego?

Ta metoda nazywa się „triple checking” ponieważ podstawowymi dokumentami do oceny jakości pracy sędziego w danym meczu są: samoocena sporządzona przez sędziego, obserwacja telewizyjna i obserwacja stadionowa. Czasami, dodatkowo, pojawia się zdanie odrębne sędziego. Jeżeli obserwator telewizyjny pisze swoją obserwację w oparciu o samoocenę sędziego, to już nie jest potrójne, ale tylko podwójne sprawdzanie. A przede wszystkim jest to nieuczciwe. Świadomi tego są moi sędziowie i zapewniam pana, że taka sytuacja już się nie powtórzy, bo dałbym sobie uciąć rękę za ich uczciwość. A tak się dziwnie składa, że za dwójkę tych akurat sędziów, ręki nie dałbym sobie uciąć.

***

Panom Mularczykowi i Sadczukowi życzymy powodzenia w nowej pracy. Mała rada: szukajcie takiej, w której nie trzeba używać komputerów. Klawiatura w waszych rękach to pewne harakiri.

Reklama

MB

fot. 400mm.pl

Najnowsze

Ekstraklasa

Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”

Szymon Janczyk
2
Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”
1 liga

Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków

Bartosz Lodko
5
Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków
Anglia

Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Bartosz Lodko
4
Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Komentarze

0 komentarzy

Loading...