Reklama

Lider nie potrafi wyprowadzić ciosu, a ma przecież Adamka!

redakcja

Autor:redakcja

03 września 2016, 19:40 • 3 min czytania 0 komentarzy

Pierwsza liga styl życia! Szczególnie, gdy nie gra ekstraklasa. Pierwsza połowa meczu Wigier z GKS-em Tychy do zaziewania. Natomiast druga? Mmmm, palce lizać. Oprócz dania głównego – przełamanie Chrobrego i kolejny gol pewnego super strzelca z Puław.

Lider nie potrafi wyprowadzić ciosu, a ma przecież Adamka!

Na początku podobać się mogła poprzeczna piłka Wrońskiego do wbiegającego w pole karne Kądziora. Gdyby dobrze uderzył, moglibyśmy oglądać bramkę z kategorii „stadiony świata”. Jednak były zawodnik Jagi nie trafił czysto w piłkę. Tak czy tak, wyróżniał się. W tym sezonie jest liderem Wigier i jesteśmy przekonani, że poradziłby sobie w Ekstraklasie. Może nie w topowej drużynie, jak Jagiellonia, Zagłębie czy Arka, ale w słabszych, np. w Lechu czy Wisle Kraków – z pewnością. Mógłby dać radę nawet w zespole ze środka tabeli, jak Legia.

Wigry grały, jakby chciały wejść z piłką do bramki. Podchodziły do niej coraz bliżej, ale nie potrafiły wyprowadzić decydującego ciosu. A jest to kompletnie niezrozumiałe mając z przodu gościa o nazwisku Adamek.

Na samym początku drugiej połowy świetną okazję miał Grzeszczyk z GKS-u, który uderzył w słupek, po czym piłka leciała po linii, jakby zadawała sobie pytanie: wpaść, czy nie wpaść? Nie zdecydowała się i złapał ją bramkarz. Łukaszowi Grzeszczykowi należy się wyróżnienie, bo nie tylko znajdował się w sytuacjach strzeleckich, a też świetnie dośrodkowywał. Tak jak z rzutu rożnego kilka minut po rozpoczęciu drugiej połowy, kiedy gola na 1:0 strzelił Tanżyna. Jednak Tyszanie cieszyli się krótko, bo w środku pola piłkę przejął Adamek, zagrał długą piłkę do Wrońskiego, a ten wbiegł w pole karne i wystawił piłkę Gąsce, który wpakował ją do bramki. Zresztą nie przeszkodził mu w tym, a może i pomógł, obrońca.

Obie ekipy nastawiały się już powoli na podzielenie się punktami, a tu sędzia doliczył cztery minuty i GKS Tychy zdobył zwycięską bramkę. Wrzutka z rzutu wolnego, szczupaczek, który zamiast strzału okazał się podaniem i gol Bukowca. Trzy punkty zostają w Tychach.

Reklama

Kogo najbardziej zabolał ten mecz? Z pewnością Wigry Suwałki, które nie utrzymały czteropunktowej przewagi nad drugą drużyną. Ewidentnie zabrakło w ich zespole Kozaka. Z dużej litery, bo mamy na myśli Miłosza, który jest w dobrej formie i został powołany na zgrupowanie młodzieżowej reprezentacji. W drugiej kolejności Gąskę, który w pierwszej połowie dostał piłką w jaja i zwijał się z bólu przez długi czas. Choć on musi mieć mieszane uczucia, bo później zdobył bramkę.

***

Natomiast wicelider pojechał na mecz z ostatnią drużyną, Zniczem Pruszków. Jak można było się spodziewać, Zagłębie Sosnowiec urządziło sobie strzelanie. Gole zdobyli Tin Matić, Tomasz Nowak, Sebastian Dudek z karnego oraz Wojciech Łuczak. Znicz na razie nie ma żadnego argumentu na pozostanie w 1. lidze, ale za sprawą Adriana Paluchowskiego, który strzelił na 1:4, ma jeszcze honor. Nie zdziwimy się, jeśli był to ostatni mecz trenera Andrzeja Prawdy Ariela Jakubowskiego.

***

Jak inne mecze?

Chrobry wygrał drugi mecz w sezonie. 4:1 ze Stalą Mielec – rywala w trzeciej minucie napoczął Sebastian Bonecki, dla którego był to gol w drugim meczu z rzędu. Potem strzelali Michał Ilków-Gołąb, Paweł Wojciechowski i Seweryn Michalski. Tak pewna wygrana może świadczyć, że zespół Ireneusza Mamrota wreszcie się zgrał i z tygodnia na tydzień będzie coraz bardziej uciekać strefie spadkowej.

Reklama

Wisła Puławy zremisowała za to ze Stomilem Olsztyn. To lekki szok, ale jesteśmy świadkami odrodzenia piłkarza w Puławach, bo kolejną bramkę zdobył lider strzelców – Sylwek Patejuk. Wyrównał Rafał Kujawa i to już po czterech minutach. Drużyny są w tabeli sąsiadami, więc remis może świadczyć o tym, że Wisła i Stomil nie chcieli się rozstawać, a ósme i dziewiąte miejsca w tabeli w zupełności im wystarczą.

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...