Reklama

Ledwo się przywitał i już go żegnamy. Kosecki przestrogą dla każdego ligowca

redakcja

Autor:redakcja

05 sierpnia 2016, 09:55 • 2 min czytania 0 komentarzy

Bardzo często tak jest, że siłą danego piłkarza jest fakt, iż od dłuższego czasu nikt go nie widział w akcji. Tak też było z Jakubem Koseckim, który po nieudanym epizodzie w Sandhausen – które w pierwszej chwili nie zdecydowało się go przecież wykupić – bez większych podstaw miał dostać kolejną szansę w Legii. Skończyło się na trzech występach i cholernie przeciętnych 85 minutach gry. Tyle wystarczyło, by po raz kolejny przekonać się, że Kosecki pasuje do roli skrzydłowego w Legii tak samo, jak Tetteh do roli opiekunki do dziecka.

Ledwo się przywitał i już go żegnamy. Kosecki przestrogą dla każdego ligowca

Wymowne, że Kosecki wracał do zupełnej innej Legii i innego trenera. Tym, który kiedyś go odpalił był Henning Berg, natomiast Besnik Hasi był w Warszawie zupełnie nowy i wszyscy mieli u niego białą kartkę. „Kosa” był w klubie od pierwszego dnia przygotowań i dodatkowo trafił na okres, w którym skrzydła były niezbyt mocno obsadzone. Szybko okazało się jednak, że jego poprzednie problemy w Legii nie wzięły się znikąd i nie były pochodną braku sympatii ze strony trenera czy jakichkolwiek innych pozasportowych zdarzeń. Problemem był poziom piłkarski samego zawodnika.

Kilka tygodni wystarczyły Hasiemu, by orzec, że z Koseckiego będzie marny pożytek, nawet w roli skrzydłowego numer cztery. Czy nas to dziwi? W pewnym sensie tak, bo przecież mowa o piłkarzu, który jeszcze niedawno był najlepszym piłkarzem Ekstraklasy, a dziś spadł gdzieś w okolice pozycji numer dwieście. Plakat Koseckiego, tak ku przestrodze, powinien więc wisieć w każdej ligowej szatni. Bo chyba nikt inny tak dobitnie nie pokazuje, jak krótka jest droga ze szczytu na samo dno.

Tym bardziej, że Kosecki nie zaliczył przecież żadnego punktu przełomowego. Nie miał ani jakiejś naprawdę poważnej kontuzji, która wykluczyłaby go z gry na pół roku, nie zaliczył też spektakularnej wtopy transferowej. On po prostu konsekwentnie zjeżdżał, z tygodnia na tydzień. Aż doszedł do poziomu, w którym przestał się nadawać nawet na rezerwowego w Legii.

Spekuluje się, że Kosecki może wrócić do Sandhausen, które nie chciało go przygarnąć na wcześniej ustalonych warunkach, ale teraz – po kolejnej negatywnej weryfikacji – może go przechwycić znacznie taniej. Pytanie, czy na niemieckiej prowincji „Kosie” uda się odbudować, bo przecież pod koniec zeszłego sezonu nawet tam siedział na ławie, a i liczne kłopoty zdrowotne raczej nie poprawiły jego sytuacji. A przecież dziś Kosecki nie jest ani zdrowszy, ani piłkarsko lepszy. Naprawdę ciężko tu dostrzec jakiekolwiek światełko w tunelu.

Reklama

26-lat na karku i perspektywa ciężkiej walki o pierwszy skład w przeciętniaku niemieckiej drugiej ligi. Oto jak skończył piłkarz, który nie tak dawno grał w reprezentacji Polski, i to na poziomie meczów eliminacyjnych do mistrzostw świata. Trochę to smutne i trochę straszne.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Niższe ligi

Katastrofalne informacje dla klubu z Częstochowy. Skra ukarana odjęciem siedmiu punktów

Szymon Piórek
0
Katastrofalne informacje dla klubu z Częstochowy. Skra ukarana odjęciem siedmiu punktów
1 liga

Duży zastrzyk gotówki dla Motoru Lublin. 400 tys. zł od województwa

Szymon Piórek
0
Duży zastrzyk gotówki dla Motoru Lublin. 400 tys. zł od województwa

Komentarze

0 komentarzy

Loading...