Reklama

Boiskowi zwyrodnialcy zbierają plony. W jaki sposób ich powstrzymać?

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

03 sierpnia 2016, 16:33 • 3 min czytania 0 komentarzy

Jak bumerang powraca w ostatnim czasie mająca przykry wydźwięk dyskusja o tym, w jaki sposób karać boiskowych bandytów. Dziś znów musimy powrócić do tego tematu, bo przeczytaliśmy właśnie w „Przeglądzie Sportowym”, że pomocnik Cracovii, Damian Dąbrowski, po tym jak stał się ofiarą idiotyzmu Łukasza Tymińskiego, może pauzować nawet do końca roku kalendarzowego.

Naprawdę, niesamowitego pecha ma ten chłopak. Świetnie, zresztą jak cała drużyna, prezentował się się w poprzednim sezonie, wyrósł na gwiazdę tej ligi, jego nazwisko przewijało się w kontekście reprezentacji i nagle trach – uraz barku, który odesłał go do gabinetu lekarskiego na długie tygodnie. Tylko zdążył wrócić na boisko, zagrać w lidze dwa świetne mecze i kolejna kontuzja – tym razem o wiele poważniejsza, bo najprawdopodobniej zerwane więzadło w stawie skokowym.

Boiskowi zwyrodnialcy zbierają plony. W jaki sposób ich powstrzymać?

Jak cenne dla piłkarzy są więzadła i jak mozolny jest powrót po ich zerwaniu na murawę, nawet nie musimy tłumaczyć. Pomocnik wkracza powoli w najlepszy dla siebie wiek, rozwija się dynamicznie z każdym miesiącem, stara się łapać możliwie jak najwięcej minut i robić wszystko, by przypomnieć o sobie Adamowi Nawałce, a tu przyjdzie taki – no sorry – dureń i wybija mu marzenia z głowy.

Już pomijamy decyzję sędziego, który nie dał oprawcy nawet kartki, bo to temat na zupełnie inną dyskusję. Skupmy się na, nazwijmy to, namacalnych szkodach.

Reklama

Pewne jest jedno – coś trzeba z tym zrobić. Dopiero co punktowaliśmy brutalne zagrania Jakuba Tosika, a już mamy jego następców – w jednej kolejce kompletnym brakiem pomyślunku wsławili się najpierw Abdul Tetteh, a potem Tymiński. W jaki sposób postępować z takimi brutalami? Jak ich ujarzmić?

Na pozór skutecznym rozwiązaniem wydaje się karanie boiskowego bandziora pauzą w tylu meczach, ile musi opuścić przez niego poszkodowany. W zasadzie logiczne – za każdym razem gdy taki Tymiński znów chciałby połamać nogi przeciwnikowi, szybko przekalkulowałby, ile sam ma do stracenia i czy rzeczywiście gra jest warta świeczki. Gdyby się jednak chwilę zastanowić… No, to niestety – znajdujemy defekt takiego rozwiązania. Oczywiście będzie to przykład skrajnie ekstremalny, ale tyle już w piłce widzieliśmy, że nic nas nie zdziwi. I potrafimy sobie wyobrazić, że są na tej planecie ludzie, którzy zrobią wszystko, by dosrać drugiemu człowiekowi – na przykład zrywając mu więzadła, nawet kosztem wolnych weekendów przez najbliższe kilka tygodni. A na najwyższym poziomie? Kontuzja na zlecenie? To mogłoby zrodzić naprawdę niezłe patologie.

Faulującemu można by też dowalić sowitą karę finansową. Ale taką naprawdę sowitą, a nie jakieś śmieszne kilka tysięcy, które wyciągnie z torebki Louis Vuitton i zapomni o sprawie. Oprócz tego, że kilka pensji musiałby oddać z marszu, to powinien pokrywać też wszystkie straty finansowe, jakie z tytułu niewychodzenia na murawę odczułby poszkodowany. To też oczywiście nie jest metoda idealna, ale na pewno do dopracowania.

Niezwykle ciekawy wydaje nam się za to przypadek, który miał miejsce w 2004 roku w Holandii. Najpierw wideo.

Rachid Bouaouzan, którym tym faulem zakończył karierę Nielsa Kokmeijera, najpierw został zawieszony do końca sezonu, a potem – na wniosek rządu holenderskiego – stanął przed sądem i został skazany na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu. Sędziowie uznali bez ceregieli, że Rachid był świadomy swojego czynu, w pełni poczytalny i dostaje zawiasy.

Reklama

I to nam się podoba – co jak co, ale nie ma takiej sytuacji boiskowej, która sprawiłaby, że zawodnik zaryzykowałby potencjalną odsiadkę w pierdlu. To mógłby być zimny prysznic dla wszystkich kretynów, których nogi przeciwnika interesują bardziej niż piłka.

Wiemy, że żaden z tych sposobów nie jest idealny, bo jak ktoś chce zrobić komuś krzywdę i ma nie po kolei w głowie, to dopnie swego. Ale na litość boską, weźmy się w końcu za tych drani, bo jest naprawdę wiele dyscyplin w których można się do woli naparzać po ryjach czy łamać kończyny i wcale nie trzeba tym sposobem zabijać piękna piłki nożnej.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...