Reklama

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

redakcja

Autor:redakcja

13 lipca 2016, 15:05 • 4 min czytania 0 komentarzy

Jednym z muzycznych obserwatorów rzeczywistości, których najbardziej cenię, jest Ten Typ Mes, warszawski raper. Wygląda na gościa, który nie tylko myśli szybko, ale i całkiem dużo widzi, a niektóre z jego przemyśleń wyrzuconych w studiu nagrań są jak zburzenie domku z kart, albo wywrócenie szachownicy.

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Za takie wywrócenie szachownicy mam wersy w kawałku „Janusz Andrzej Nowak”, gdzie muzyk brawurowo zestawia ze sobą Sebę, pewnie z Pragi albo innej Woli oraz Kena, surfera z Florydy. Choć ten drugi może uchodzić za wzór i idola dla polskiej bananowej młodzieży, fakty są takie, że i Seba na górskim rowerze, i Ken na desce surfingowej, znają tylko jeden język, raczej stronią od książek, a póki w kieszeniach brzęczą im monety – skupiają się na alkoholu i marihuanie. Ken o perłowym uśmiechu, po odsianiu historii o tych cudownych chłopcach z Miami, staje się gorszą, bo mniej wysportowaną wersją naszego łysego młodzieńca w dresie.

Najgorsza jest jednak nie świadomość oczywistych podobieństw między Kenem i Sebą, ale fakt, że o ile tym drugim warszawscy studenci i pracownicy korporacji gardzą jako gorszym, o tyle pierwszego będą obsiadywać na imprezie i popisując się angielskim wypytywać: jak to robisz, że jesteś tak zajebisty.

W tym samym utworze Mes retorycznie pyta – czym różni się meksykańskie sombrero czy francuski beret w komplecie z bagietką od naszej kamizelki wędkarskiej? Czym różni się i dlaczego zakładamy, że gorszy jest wąs naszego Janusza niż ten, który nosi pod nosem Jacques?

Chroniczna, patologiczna i absurdalnie niewytłumaczalna niechęć do wszystkiego, co nasze. Wszystkiego, co polskie. Przesada? Cóż, Agata Młynarska to nie jest jedyna dynamiczna kobieta z Warszawy czy Krakowa, która we Władysławowie przeżyła to, co Raoul Duke w Las Vegas. Jeśli jeszcze nie czytaliście jej narzekań:

Reklama

Podróż samochodem z Helu do Trójmiasta w lipcowy dzień potrafi twać 6 godzin. We Władysławowie jest totalny armagedon – zjechali wszyscy państwo Kiepscy z rodzinami i przyjaciółmi, jedzenie jest drogie i przeważnie niedobre – ryby smażone na oleju niepierwszej świeżości, króluja gofry i fryty. Wszędzie gra muzyka, w każdej knajpie faceci w gastronomicznej ciaży opędzaja się od swoich dzieci i umęczonych żon.Wiadomo, dobry browar to podstawa! Wieje, pada deszcz i bywa zimno.

A jednak w przebłyskach łaskawego słońca wieczorna joga na tarasie, spacer brzegiem morza, rower wzdłuż Zatoki , zachód słońca w Juracie, zapach sosen wynagradzaja wszystko! Szukam miejsc bez ludzi, z dala od tych, którzy niszcza ten rajski kawałek Polski, bez samochodów, co jest prawie niemożliwe. Jak wiemy szczęście i spokój sa zawsze w głowie a wakacje nad naszym morzem doskonałym wyzwaniem by taki stan osiagnać.
 

Pani Agata jest wkurzona na grającą wszędzie muzykę, choć zapewne na gwarnym Moście Karola w Pradze zachwalałaby przedsiębiorczość muzycznych grajków.

Pani Agata jest wkurzona na korki w drodze na Hel, choć podobny „traffic jam” w Paryżu z pewnością potraktowałaby jako cenę za oglądanie najwspanialszego miasta świata.

Pani Agata jest wkurzona na państwo Kiepskich z rodziną i przyjaciółmi, bo wolałaby obejrzeć światowych Smithów albo Rodriguezów. Szczególnie Rodriguezów spod Madrytu, wzór powściągliwości i cichego wypoczynku.

Pani Agata wreszcie gardzi dobrym browarem, chyba że to akurat Oktoberfest.

To jest tak cholernie przykra sprawa, że mimo świadomości popularności tego zjawiska, za każdym razem się smucę. Na całym świecie lokalny folklor traktuje się jak największy skarb, regionalne sposoby spędzania wolnego czasu – m.in. brytyjską podróż od pubu do pubu – jako tradycje warte pielęgnowania i popularyzowania także poza granicami kraju. Gdziekolwiek się ruszyć – do praskich knajp, do londyńskich pubów czy na hiszpańskie targi, gospodarze walą po oczach „tylko u nas, tylko w naszym kraju, tylko w naszym mieście”.

Reklama

Tylko nasza kasta celebrycko-inteligencka chciałaby, by we Władysławowie zrobić Costa del Sol, w Warszawie „Downtown Los Angeles”, a na Gubałówce Mont Blanc. Żeby nasz mały Józio od małego ubierał się tak, by można go było pomylić z Jimem z Chicago, żeby nasz gruby Janusz tył nie od piwa i frytek, ale od spaghetti i czerwonego wina. Pewnie nawet rumieńce od alkoholu miałby wtedy ładniejsze. A pani Agacie nie zakłócałby sesji jogi, tylko wzbogacał ją swoim wesołym zachowaniem.

Bo przecież Kenny z plaży tak uroczo się uśmiecha, gdy ten jełop Seba straszy niepełnym uzębieniem…

Najnowsze

Anglia

Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Bartosz Lodko
0
Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup
Ekstraklasa

Kędziorek skomentował porażkę z Koroną. „W takim meczu nie ma pozytywów”

Bartosz Lodko
2
Kędziorek skomentował porażkę z Koroną. „W takim meczu nie ma pozytywów”

Felietony i blogi

Ekstraklasa

Trela: Przewagi i osłabienia. Jak czerwone kartki wpływają na losy drużyn Ekstraklasy?

Michał Trela
4
Trela: Przewagi i osłabienia. Jak czerwone kartki wpływają na losy drużyn Ekstraklasy?

Komentarze

0 komentarzy

Loading...