Reklama

Charyzmatyczny ananas, który potrafił przyciągnąć na stadion. Ljubo przyjeżdża nad Wisłę

redakcja

Autor:redakcja

15 czerwca 2016, 08:21 • 2 min czytania 0 komentarzy

Jedni powiedzą: przereklamowany gwiazdorek, który skuteczny był tylko w machaniu łapami i strofowaniu młodszych kolegów. Zamiast strzelać bramki – uciekał w „bezpieczne” sektory boiska, czyli gdzieś do boku pola karnego, albo tuż przed nie. Drudzy skontrują: tacy magicy – mający to coś, ten boski pierwiastek – trafiają do nas incydentalnie. Raz na trzystu ze szrotu i kolejne trzystu wyrobników. Swoją niekonwencjonalnością dodawał kolorytu tej smutnej jak pomidorowa lidze.

Charyzmatyczny ananas, który potrafił przyciągnąć na stadion. Ljubo przyjeżdża nad Wisłę

I jedni, i drudzy będą mieli rację.

Na tego gościa chciało się przychodzić, zapełniał stadiony, ale czy razem z fajerwerkami szła w parze efektywność? Ljubo spędził przy Łazienkowskiej w Warszawie dwa sezony. Celowo skreślamy Łazienkowską – to było tylko jedno z miejsc, w których bywał najchętniej. Oprócz niego była przecież cała gama lokali, do których można się udać. I bynajmniej nie mowa o lokalach z fitnessem czy bezglutenowym jedzeniem.

Wszedł w ligę z przytupem, tak samo się z nią pożegnał. Razem z Miro Radoviciem został przyłapany przez prezesa Leśnodorskiego na tym jak nieco przedwcześnie zaczął opijać zdobycie Pucharu Polski. Należało się trochę luzu? Może i tak, ale kiedy za trzy dni masz ważny ligowy mecz, czasem lepiej jednak zachować wstrzemięźliwość. Ljuboja po Warszawie nawyków nie zmienił. Zgadnijcie, za co został pogoniony z Lens.

Reklama

Brawo. Ale to nie było najtrudniejsze na świecie zadanie.

Ljubo dokładnie pięć lat temu zawitał do Ekstraklasy i… życzymy sobie jak najwięcej takich piłkarzy na naszym podwórku. Charyzmatyczny ananas, który w dodatku potrafi opuścić nasze szczęki do podłogi – bierzemy każdego w ciemno.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...