Reklama

Ale to już było… Miał być Kamil Kosowski, został Florent Malouda

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

02 czerwca 2016, 18:00 • 9 min czytania 0 komentarzy

Który z francuskich klubów cenił go wyżej od Florenta Maloudy? Sceną z jakiej polskiej komedii przywitali go na lotnisku Maciej Żurawski z Marcinem Baszczyńskim? Od brata którego z piłkarzy nabył swoje pierwsze auto? To wszystko i jeszcze wiele więcej w dzisiejszym odcinku „Ale to już było…”, którego bohaterem jest Kamil Kosowski.

Ale to już było… Miał być Kamil Kosowski, został Florent Malouda

Kariera z dzisiejszej perspektywy – spełnienie czy niedosyt?

Hm, no wszyscy myślą pewnie, że powiem niedosyt, ale nie, jednak spełnienie. Ja patrzę na to po prostu inaczej. Nie gram trzy lata w piłkę, normalnie funkcjonuję, nie mam problemów zdrowotnych, mam normalną rodzinę, normalnych przyjaciół i wszystko jest generalnie ok, nie zapeszając oczywiście. To dla mnie jest odzwierciedleniem sukcesu i tego, że ta kariera wcale nie była taka zła. Czy mogło być lepiej? Jasne, że mogło, ale równie dobrze mogło być gorzej.

 Największe spełnione piłkarskie marzenie?

Na pewno gra w reprezentacji Polski, bo o tym marzyłem – chyba jak wszyscy – jako młody chłopak na boisku szkolnym i to się udało zrealizować. I to nie kilka, a kilkadziesiąt razy zagrałem w drużynie narodowej, więc to uznaję za absolutnie największy sukces w swojej karierze.

Reklama

Największe niespełnione piłkarskie marzenie?

No nie wygrałem Ligi Mistrzów i nie zdobyłem medalu mistrzostw świata z reprezentacją Polski. Takie miałem skryte marzenie, no ale niestety nie wszystkie mogą się w życiu ziścić.

Duży transfer zagraniczny, który był blisko, ale nie doszedł do skutku?

Ostatnio przeglądałem sobie starocie w garażu i tak naprawdę to patrząc na to, co się teraz dzieje, to wydaje mi się, że wokół mojej osoby jak na tamte czasy był bardzo duży ruch, bardzo duże zainteresowanie. Ja byłem oczywiście mile tym wszystkim zaskoczony, bo przewijały się same poważne marki, wielkie kluby i ogromne pieniądze, ale niestety nie wszystko zależało ode mnie. A ludzie, od których to zależało mieli, powiedzmy, inne plany względem mnie. Najpoważniej było chyba w kontekście Olympique Lyon, gdzie byłem numerem jeden na liście życzeń. A był to jeszcze wtedy klub, który etatowo grał w Lidze Mistrzów i pamiętamy zresztą z jakim skutkiem, więc transfer do Francji byłby naprawdę wielkim wydarzeniem. Dwukrotnie w Krakowie był dyrektor sportowy, pan Bernard Lacombe, który mówił, że jeśli nie sięgną po mnie, to zdecydują się na Florenta Maloudę. No i jak to się wszystko dalej potoczyło, to już wszyscy wiemy.

Najlepszy piłkarz, z którym pan grał w jednej drużynie?          

Miałem kilku naprawdę klasowych piłkarzy przez wielkie „P” w swoich drużynach i jednego nie mógłbym nawet postawić na piedestale. Był Miroslav Klose, był Gustavo Lopez i paru innych fantastycznych zawodników, więc tutaj bardziej mógłbym z tego stworzyć drużynę albo wręcz meczową osiemnastkę, niż wyróżnić tylko jednego.

Reklama

Najlepszy trener, który pana trenował?

Tutaj podobnie, bo z takiego towarzystwa jak Harry Redknapp, Erik Gerets, Henryk Kasperczak czy w APOEL-u Ivan Jovanović, który dał mi szansę zagrać w Lidze Mistrzów, trudno wskazać jednego szkoleniowca. Trenował mnie też Adam Nawałka i bardzo dobrze ten okres wspominam. Tak jak mówię – przewinęło się kilku trenerów, wielu wysokiej klasy i każdy był inny od siebie, więc ciężko ich porównać.

Najgorszy trener, z którym miał pan przyjemność?

Absolutnie był taki, ale jest to osoba starsza i ze względu na szacunek do osób w podeszłym wieku wolałbym nie mówić na ten temat.

Gej w szatni? Spotkał pan takiego chociaż raz?

Geja w szatni nie spotkałem, ale wiem, że miałem w szatni człowieka o orientacji biseksualnej.

Najlepszy żart, jaki zrobili panu koledzy? Kto i gdzie?

Oj, to akurat ja robiłem żarty kolegom i rzadko kiedy dałem się wkręcać, ale hmm, wiem. Nie wiem, czy teraz ludzie kojarzą jeszcze te starsze polskie komedie, ale myślę, że tak, bo to niezłe klasyki. Pamiętam, jak przyleciałem kiedyś z Niemiec do Polski i na lotnisku czekali na mnie „Żuraw” i „Baszczu” ze słynną tabliczką jak w Wąski w Kilerze z napisem „Mr. Szakal”. No ale to oczywiście było bardzo miłe, bez cienia złośliwości.

Najlepszy żart, który wykręcił pan?

Sporo tego było, głupot robiliśmy na pewno dużo i jeśli miałby to selekcjonować, to jest mnóstwo wspomnień i nie sposób powiedzieć o jakimś jednym numerze, który odbiłby się echem na dłuższy czas i zapamiętałbym go jako najlepszy dowcip w naszym wykonaniu. Wiadomo jak to jest w szatni piłkarskiej – żartów jest tak dużo, przewijają się tak często, że nie sposób tego wszystkiego spamiętać.

Co kupił pan za pierwszą grubszą premię?         

Za pierwszą premię kupiłem telewizor Philipsa, wtedy moje największe marzenie. To było za pieniądze, które dostałem w Wiśle Kraków.

Najbardziej wartościowy przedmiot, który pan kupił?

Chyba zegarek, bo dobre zegarki nabierają z czasem wartości. Raczej z takich gadżetów decydowałem się głównie na tego typu zakupy.

Najbardziej pamiętna impreza po sukcesie?

Po każdym sukcesie była dobra impreza, ale czy jedna wryła mi się w pamięć? Hm – powiem tak – może nie największa, bo mam trójkę dzieci, ale po narodzinach „środkowego” syna, czyli Antosia była chyba najlepsza biesiada, jaką kojarzę.

Piłkarz z Ekstraklasy, z którym pan grał w jednej drużynie?

Bardzo ciężkie pytanie, bo poprzeczkę moja drużyna postawiła bardzo wysoko. Miałem w zespole Kuźbę, Żurawskiego i Frankowskiego, czyli piłkarzy, którym bardzo przyjemnie było podawać piłkę, bo to było często gwarancją asysty. Mieli tak wielkie umiejętności, że naprawdę nie było trzeba wiele i współpracę z nimi wspominam jako wielką przyjemność. Czy potrafię takiego zawodnika wskazać teraz? Zastanawiam się i… nie, nie wymyślę takiego gracza.

Z którym z obecnych trenerów Ekstraklasy chciałby pan pracować?

Czy ja wiem czy taki jest? O, w sumie mam. Mariusz Rumak. Wydaje mi się, że szybko znaleźlibyśmy wspólny język i sprawnie bym się wpasował do jego filozofii gry.

Poziom Ekstraklasy w porównaniu do pana czasów – tendencja wzrostowa czy spadkowa?

Moim zdaniem spadkowa. Jeśli poziom dojedzie do tych wszystkich rzeczy, które mamy, czyli stadiony, budżety i tak dalej, to będziemy mieć klasowe drużyny. A za tym idzie oczywiście też szereg innych spraw, bo musimy jeszcze podciągnąć poziom piłkarski, by którykolwiek klub zagrał w Lidze Mistrzów.

Najcenniejsza pamiątka z czasów kariery piłkarskiej?

Koszulkami z innymi zawodnikami się nie wymieniałem. Mam kilka pamiątek, ale to raczej od osób, które ze mną chciały się wymienić. W sumie jak tak sobie przypominam, to posiadam bodajże dwie koszulki Milanu, ale to tak jak powiedziałem – nie wyszło z inicjatywy mojej, tylko kogoś.

Pierwszy samochód?

To było, bardzo dobrze pamiętam, BMW 328. Kupiłem je od brata Tomka Frankowskiego, dokładnie jeden dzień przed otrzymaniem prawa jazdy. Naprawdę, nie wiem z ilu samochodów to auto było poskręcane, ale to było coś wspaniałego.

Najlepszy samochód?

Najlepszy samochód jaki miałem to było BMW M5.

Artykuł prasowy o panu, który najbardziej zapadł w pamięć?

Tak naprawdę to najbardziej w pamięć zapadają te najgorsze, a były takie chyba ze dwa lub trzy. Jeden napisał Darek Tuzimek, drugi napisał Kmiecik. Te dwa najbardziej pamiętam, bo kompletnie nie dotyczyły mojej formy boiskowej, a jedynie mojej osoby. Wydaje mi się, że nie jest w gestii i kompetencji dziennikarza sportowego ocenianie czegoś innego niż poziomu sportowego piłkarza na boisku. Ale i z oboma panami wyjaśniliśmy to sobie i teraz nie ma już żadnego problemu. Mnie mało rzeczy denerwuje i wyprowadza z równowagi, ale te akurat teksty były bardzo nietrafione.

Ulubione zajęcie podczas zgrupowań?

Raczej nie zaskoczę, niczego ciekawego nie wymyślę – najczęściej oglądaliśmy filmy.

Najpopularniejsza z piosenek puszczanych w szatni?

Za muzykę odpowiadał Darek Dudka i to była muzyka komercyjna, największe hity, który były na czasie i przy których się bawiliśmy.

Ulubiony komentator, ekspert?

Komentatorów praktycznie wszystkich mam bardzo fajnych w Canal+ i żeby wymienić jednego, to naprawdę ciężka sprawa, bo z każdym z nich super się pracuje i każdy – choć nie musiał – to od początku mi pomagał.

Najważniejsza ze zdobytych bramek?

Na tę najważniejszą zawsze czekałem, ale się nie doczekałem. OK, na pewno ważnym golem był ten strzelony Austrii na Stadionie Śląskim i pewnie równie ważne było trafienie przeciwko Kopenhadze w rewanżu w Nikozji, bo ta bramka pobudziła nas do życia i między innymi dzięki niej weszliśmy z APOEL-em do Ligi Mistrzów, a to było moim marzeniem.

Największy jajcarz, z którym dzielił pan szatnię?

Chyba Marcin Baszczyński i Maciek Stolarczyk. Z zagranicznych klubów pamiętam jednego człowieka, który był bardzo pozytywną postacią, nazywał się Dimitrios Grammozis, spotkaliśmy się w Kaiserslautern.

Największy pantoflarz?

Ja nigdy nie osądzałem nikogo czy jest pantoflarzem, czy nie. Każdy ma swoje życie i swoje priorytety. Na przykład Rafał Boguski oprócz tego, że jest świetnym gościem i kolegą, to raczej stroni od używek, alkoholu, imprez i tak dalej, ale nie mogę powiedzieć, że był pantoflarzem. W przeciwnym razie tak musiałbym nazwać też siebie, a nie wydaje mi się, żeby to była prawda. Po prostu wybieram taki sposób spędzenia czasu i to wszystko.

Największy podrywacz?

Dla mnie najlepszym podrywaczem był Marcin Kuźba. Mało się odzywał, nie był efektowny, ale za to bardzo efektywny.

Największe opóźnienie w wypłaceniu pensji?

Kilka miesięcy na pewno. W Polsce najdłużej czekałem na pieniądze w Bełchatowie. Zresztą – czekam dalej, bo mam spór w sądzie i trwa to już kilka lat. A tak naprawdę gdy grałem czynnie, to spore opóźnienie, jeszcze większe niż wówczas w GKS-ie, było w Apollonie Limassol.

Najładniejsze miasto, w jakim przyszło panu grać?

Wydaje mi się, że bez dwóch zdań była to Werona. Chociaż ja w tym mieście nie mieszkałem, wybrałem dom w małym miasteczku nad jeziorem Garda. To była taka typowo miejscowość turystyczna. Z miast natomiast to tak, jak mówię – Werona.

Całowanie herbu – zdarzyło się?

Zdarzyło się tylko raz pocałować – orzełka.

Alkohol w sezonie?

Pytanie… Komu się nie przydarzał? Jak ktoś tak mówi, to znaczy, że kłamie.

Najlepszy kumpel z boiska po zakończeniu kariery?

Najlepsi kumple zostali ci sami, specjalnie nie zaskoczę, bo nazwiska będą się powtarzać. Marcin Baszczyński, Marcin Kuźba, Arek Głowacki czy Marcin Brosz. To są ludzie, z którymi znam się kilkanaście lub nawet powyżej dwudziestu lat i to się nie zmienia. No i oczywiście Marcin Żewłakow, z którym jako z kumplem jest chyba tak naprawdę najbliżej.

Obozy sportowe – bieganie po górach czy bieganie po górach z kolegą na plecach?

Najciężej było chyba na samym początku mojej przygody z piłką, kiedy z Górnikiem Zabrze jeździłem na obozy, a trenował nas Henryk Apostel. Tam było bardzo mocno, bo wszyscy byli wrzucani do jednego worka i ja na przykład musiałem dźwigać tyle samo co inni zawodnicy, w tym ludzie bardzo mocni fizycznie. No ale tak kiedyś było – albo ktoś to wytrzymywał, albo nie grał w piłkę. Dzisiaj jest troszeczkę inaczej, każdy ma swoje obciążenia i tak dalej.

Czego zazdrości pan dzisiejszym piłkarzom?

Oczywiście zazdroszczę przede wszystkim całej infrastruktury i otoczki. Liga polska, pomijając poziom sportowy, to jest mocna liga europejska. Przepiękne stadiony i cała reszta – to wszystko zmieniło się naprawdę bardzo pozytywnie. Jestem przekonany, że w najbliższych latach nasze rozgrywki będą bardzo atrakcyjnym kierunkiem i w końcu wyprzedzimy Belgię i Holandię, bo wydaje mi się, że obracamy się na mniej więcej tym samym poziomie.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...