Reklama

Rozkmina: czy bramkarz może być w ogóle za wysoki?

redakcja

Autor:redakcja

14 maja 2016, 11:09 • 7 min czytania 0 komentarzy

244 centymetry wysokości i 732 szerokości – oto wymiary bramki piłkarskiej. Kawał pola, którego bramkarz strzec musi jak oka w głowie. Logiczne wydaje się więc, że imponujący wzrost jest sprzymierzeńcem golkipera. Długie ręce by łatwiej sięgać strzałów czy choćby takie zwykłe, optyczne zwiększenie zajmowanej przestrzeni na pewno w skutecznych obronach pomagają. Czy istnieje jednak granica, po przekroczeniu której każdy kolejny milimetr zamiast pomagać, zaczyna życie utrudniać?

Rozkmina: czy bramkarz może być w ogóle za wysoki?

Jeszcze sporo lat temu tendencja do opiniowania bramkarzy między innymi pod kątem ich wzrostu miała się w najlepsze. Ileż to razy słyszeliśmy o tym, że któryś z zawodników nie dostał bluzy z jedynką, bo koniec końców uznano go za niskiego. Zresztą – przypomnijcie sobie swoje młodzieńcze czasy. Na bramkę najczęściej posyłało się albo grubego totalnego ciamajdę, który w polu narobiłby więcej bałaganu niż pożytku, albo kolegę, który przerastał wszystkich o głowę i w zasadzie bez ruszania się między słupkami sięgał każdego strzału.

Jasne, świetne warunki fizyczne to wciąż mocny argument w ocenie zawodnika na tej pozycji, ale na całym piłkarskim świecie coraz częściej możemy natrafić na względnie niewysokich bramkarzy. Takich jest, i w przeszłości było, sporo choćby na najwyższym poziomie. Przykłady? Iker Casillas – 1,85 metra, Keylor Navas – 1,84 m. czy rekordowy chyba pod tym względem Jorge Campos, który nie dobił nawet 1,70 m., a swoje miejsce w historii futbolu znalazł już na dobre.

Przejrzeliśmy kilka czołowych lig europejskich i dziś w zasadzie ze świecą trzeba już szukać gości, którzy w rubryce dotyczącej wzrostu na samym przedzie mają dwójkę. Taki ewenement przykuł naszą uwagę ostatnio, gdy oglądaliśmy mecz gdańskiej Lechii. Vanja Milinković-Savić – dokładnie 202 centymetry. Za poważnych konkurentów w wśród Lechistów ma dwóch gości, z czego jeden jest niższy o ponad 10 centymetrów (Marko Marić), a kolejny o blisko dwa razy więcej (Łukasz Budziłek). Gdzie jak gdzie, ale stojąc między słupkami to już bardzo duża różnica.

Jak to wygląda w pozostałych klubach Ekstraklasy? Pod uwagę wzięliśmy dziesięciu najwyższych zawodników, którzy między słupkami swoich drużyn rozegrali najwięcej spotkań (pominęliśmy Savicia).

Reklama

1

Jak widać – rozstrzał jest niewielki. W pierwszej dziesiątce najwyższych golkiperów amplituda wynosi raptem osiem centymetrów. Od Martina Polacka – którego tak niewiele dzieli od złamania granicy dwóch metrów, aż po Bartka Drągowskiego, który ma co prawda w metryce wpisane sporo mniej, ale tak szybko nabiera masy mięśniowej, że jeszcze trochę i łatwiej będzie go przeskoczyć, niż obiec.

Czy o czymś to może świadczyć? Na przykład o tym, że imponujący wzrost sprawdza się na przykład gdy trzeba interweniować przy stałych fragmentach gry, łapać górne piłki na przedpolu. A nie da się ukryć przecież, że w Ekstraklasie wariant „na chaos” stosowany jest nader często, co też wymaga od golkiperów umiejętności wyskoczenia przed linię bramkową i powalczenia w powietrzu z napastnikami.

Zaglądamy jednak poza obręb Polski i wśród najpoważniejszych drużyn europejskich na próżno szukać gości, którzy wchodząc do szatni zawadzają czołem o futrynę. Oczywiście tak niskich zawodników jak choćby Keylor Navas nie jest wielu, ale w dużej większości czy to Neuer, czy Courtouis, czy ktokolwiek inny broniący dostępu do bramki czołowej drużyny Starego Kontynentu, wyrósł na niewiele ponad 1,90 metra.

Jeśli chcieć znaleźć najwyższych zawodowców na tej pozycji, trzeba solidnie pogrzebać w niższych, nierzadko prowincjonalnych ligach. Tym, którego najprędzej z towarzystwa boiskowych wież możecie kojarzyć, jest Rumun Costel Pantilimon (2,03), który w swoim CV ma nawet wpisane kilka spotkań w barwach Manchesteru City.

3

Reklama

Pierwszy od lewej – Pantilimon, pierwszy od prawej – Hart. Różnica spora, ale pierwszym bramkarzem w City pozostał jednak ten drugi.

Ale i od niego znajdą się wyżsi, choć to już jazda ekstremalna. Vanja Iveša pochodzący z Chorwacji odbił się od ziemi na 206 centymetrów, ale już grający w Westerlo Kristof Van Hout na 208. Okazały wzrost niesie ze sobą i szereg utrudnień, i korzyści. Z jednej strony – tak jak wspominaliśmy – łatwiej walczyć w powietrzu czy po prostu parować uderzenia, które wymagają tego, by możliwie jak najbardziej się wyciągnąć. Z drugiej – tajemnicą jednak nie jest, że z każdym dodatkowym centymetrem, coraz trudniej jest zachować odpowiednią zwrotność i sprawność, a te – na pozycji golkipera – są kluczowe.

W trakcie Mundialu w Republice Południowej Afryki, sprawę zależności pomiędzy wzrostem bramkarza, a skutecznością jego interwencji badał fachowy system Castrol Index. W trakcie mistrzostw, średni wzrost podstawowych golkiperów wszystkich reprezentacji wynosił dokładnie 187,96 centymetra. Jak się okazało – 25 procent zawodników najlepiej interweniujących w trakcie turnieju summa summarum zaniżało średnią wzrostu.

Oczywiście – najbardziej miarodajne byłoby przebadanie co najmniej kilkudziesięciu drużyn z co najmniej kilku lig, ale już taka mała próbka pokazuje, że wzrost na pozycji bramkarza ma coraz mniejsze znaczenie. Znacznie cenniejsze są z każdym rokiem technika i naturalne predyspozycje – od ustawiania się po umiejętność przewidywania boiskowych wydarzeń.

A już najcenniejsza jest zupełnie inna cecha. Wiecie co łączy piłkę nożną i boks? Między innymi to, że zarówno w jednym fachu, jak i drugim, bardzo ważny jest zasięg ramion (w kwestii futbolu oczywiście tylko wśród bramkarzy). Dlaczego świat wydał tak wielu niskich, jak na tę pozycję, golkiperów, którzy mimo to radzili sobie świetnie między słupkami? Bo byli ukształtowani fizycznie w ten sposób, że ze swoich wcale nie najdłuższych garści potrafili zrobić wspaniały użytek. To wszystko wyjaśnia choćby poniższa grafika:

2

Wszystko widać jak na dłoni. Iker Casillas czy Jorge Campos – a zwłaszcza ten drugi – może i nie zostali przez naturę hojnie obdarowani centymetrami, ale gdy już wyciągali się po piłkę to potrafili ubytek we wzroście zastąpić rozpiętością ramion. W fachowej terminologii określa się to jako „Ape Index” – stosunek długości rąk do wzrostu. U przeciętnego człowieka wartość takiego wykładnika wynosiłaby w przybliżeniu 1, zaś u profesjonalnych piłkarzy odpowiedzialnych za to, by piłka do siatki nie wpadała, wynosi on zazwyczaj sporo więcej.

***

No dobra, teoria teorią, ale u kogo najlepiej zgłębić temat, jak nie u ludzi, którzy na odbijaniu piłki zjedli zęby?

Wiadomo, że pokaźny wzrost pomaga, natomiast myślę, że istnieje taki pułap, powiedzmy powyżej dwóch metrów, że to w pewnym momencie zaczyna być uciążliwe. To przede wszystkim przekłada się na nieco gorszą koordynację i utrudnia łapanie tych dolnych piłek. Ale generalnie na pewno w jakiejś części można to nadrobić odpowiednio przygotowanym treningiem. Ja mam akurat 188 centymetrów i myślę, że to jest idealny wzrost, bo ani nie mam problemów z przejmowaniem górnych piłek, ani z tym by odbijać płaskie uderzenia. Pewnie gdybym był sporo wyższy to mocniej musiałbym popracować nad ustawianiem się, czytaniem gry, tak żeby tego wyższego napastnika ewentualnia o ułamek sekundy wyprzedzić w polu karnym – mówi jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy bramkarz tego sezonu, Jakub Szmatuła.

– Nie ma jakiegoś optymalnego wzrostu, bo jest wielu wybitnych bramkarzy, którzy mają prawie dwa metry i udowadniają, że jeśli jest się zwinnym i sprawnym, to można to wszystko nadrobić. Czy to Petr Cech, czy Thibaut Courtouis, czy Edwin van der Saar, którzy są bardzo wysocy, a świetnie radzą lub radzili sobie w bramce. Generalnie jednak wszystko zależy od tego, jakie zawodnik ma predyspozycje, jak się porusza, jak jest gibki i zwinny. Nie ma natomiast jakichś wieżowców po 2,10 m., bo tacy nie mają raczej takiej dobrej prezencji, płynności ruchów i bardzo rzadko się zdarza, by taki golkiper zrobił karierę. Myślę, że ta górna granica to jest dwa metry, ale to i tak musi być już gość o świetnych predyspozycjach zwinnościowych, by z tych centymetrów robić użytek. Tacy bramkarze mają problem właśnie w tym łapaniu niższych piłek, bo nawet na logikę – dłuższa jest droga. Koordynacja takiego działania jest mniej płynna. Jeśli jednak jesteśmy już w temacie wzrostu, to warto też napomnkąć o tym, jaki jest minimalny wzrost dla golkiperów. Tu myślę, że 185 centymetrów to taka granica, a trzeba brać pod uwagę dzisiejszy sposób sędziowania, bo przecież rywale często nie oszczędzają w pojedynkach. Pewnie się gdzieś zdarzy ktoś inny, ale tak jak mówię – wystarczy spojrzeć na kluby z topu i zazwyczaj tam zawodnicy mieszczą się w tych widełkach – komentuje zaś trener bramkarzy w białostockiej Jagiellonii – Grzegorz Kurdziel.

Praktycznie nie można więc jednoznacznie stwierdzić, że dodatkowe centymetry mogą zaszkodzić. Wraz ze wzrostem bramkarze zyskują przecież szereg udogodnień, ale jak pokazują i fachowe badania, i analiza to bycie kolosem wcale nie musi równać się z tym, że łatwiej jest spisywać się między słupkami. Futbol cały czas ewoluuje i niewykluczone, że coraz częściej w cenie będą niższi, a zwinniejsi, niż wyżsi i mniej zwrotni golkiperzy.

Marcin Borzęcki

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...