Reklama

Panowie, to jest bramka. Tam trzeba strzelać!

redakcja

Autor:redakcja

20 kwietnia 2016, 19:39 • 3 min czytania 0 komentarzy

To, co zobaczyliśmy dziś w Niecieczy, będzie nam się śniło po nocach. Nawet nie wiemy, jak to nazwać. Prezentacja hipsterskiego futbolu polegającego na marnowaniu sytuacji? Mecz piłkarzy specjalnej troski? Mecz piłki nożnej? Nie wiemy, czy Termalice i Koronie zależało dziś na zwycięstwie (tak przynajmniej zakładamy, ale udowodnić tego byśmy nie dali rady), ale jeśli tak, to na przyszłość przypominamy, że żeby wygrywać, należy zdobywać gole. A żeby zdobywać gole trzeba:

Panowie, to jest bramka. Tam trzeba strzelać!

a) próbować strzałów,

b) próbować strzałów celnych,

c) próbować strzałów celnych, które mogą dodatkowo zaskoczyć bramkarza.

Piłkarze i jednych, i drugich dziś w większości wykładali się na pierwszym punkcie. Do ostatniego nie doszli ani na sekundę.

Reklama

Patrzyliśmy na ten mecz i nie mogliśmy wyjść z podziwu – patrząc na suche wyniki, Korona osiąga właśnie najdłuższą (wspólnie z Wisłą) serię meczów bez porażki. Momentami wyglądał to tak, jakby Marcin Brosz obrał sobie za punkt honoru jak największe wyśrubowanie tej serii. Sternikowi Korony tak zależało na zwycięstwie, że aż za skrzydłowych wpuścił do boju defensywnego pomocnika (Markovicia) i obrońcę (Gabovsa). Nie ma co, z takimi szablami tylko po pełną pulę! Wkurza nas ten minimalizm trenera Brosza i wypada tylko mu życzyć, by w końcowym rozrachunku tych podarowanych punktów mu nie zabrakło.

Jezu, jaki to był dramatyczny mecz. Możemy sobie tylko wyobrażać, co czuł gość składający skrót z tego spotkania. I to, jakie dylematy musiał przeżywać. Wybrać niecelny strzał Misaka z 30 metrów czy może ten Cabrery, kiedy „uderzył” z połowy, ale przerosła go grawitacja? A może nożyce Foszmańczyka sprzed pola karnego, które poleciały nie w tę stronę, w którą powinny? Taki to był mecz – musieliśmy się zadowalać ochłapami. Serce biło mocniej, kiedy Termalica wychodziła kontrą 3 na 5 i udawało jej się wywalczyć rzut wolny.

Takie pitu-pitu trwało do ostatnich dziesięciu minut. Wtedy… no, przynajmniej dzięki tej końcówce będziemy mieli co wspominać. Piłkarze cudownym trafem mieli cztery setki, ale:

– Kędziora zbyt późno połapał się, że piłka spadnie mu przed nogi i nie przeciął podania,

– Cabrera wystraszył się starcia z wychodzącym Nowakiem i nie wystawił nogi do perełki, jaką ze skrzydła posłał mu Rymaniak (!),

– Kędziora nie trafił na pustą bramkę, po tym jak Foszmańczyk wyłożył mu patelnię,

Reklama

– Gabovs strzelił główką z paru metrów prosto w bramkarza (cudem doszedł do tej sytuacji obrońcy zlekceważyli mikrusa).

Dramat, prawdziwy dramat. Gorąco zapraszamy piłkarzy do zapoznania się z najprostszymi prawidłami gry w piłkę – to duże prostokątne to bramka, tam należy próbować strzelać. Dziś nic nie wskazywało na to, że zawodnicy wiedzieli, o co w tej grze w ogóle chodzi.

676280ceb11f9

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...