Reklama

Najbardziej pamiętne polskie spotkania ćwierćwiecza

redakcja

Autor:redakcja

17 kwietnia 2016, 10:54 • 18 min czytania 0 komentarzy

Jesteśmy narodem piłkarsko umęczonym – od lat dobijamy się do bram Ligi Mistrzów, bezskutecznie próbujemy wygrać dwumecz na wiosnę w pucharach, wielkie imprezy kończą się dla nas po fazie grupowej. Ale są i sukcesy, pokonaliśmy przecież mistrzów świata, zdobyliśmy medal na Igrzyskach, wielokrotnie też potrafiliśmy postawić się faworytom. Działo się w ciągu ostatnich 25 lat, warto było to zebrać do kupy, wybrać kilkadziesiąt meczów, które wspominamy do dziś. Kto miał to zrobić, jak nie my?

Najbardziej pamiętne polskie spotkania ćwierćwiecza

Dlaczego najbardziej pamiętne, a nie na przykład najlepsze, lub najważniejsze? Do rangi najlepszego może stanąć wiele spotkań – nie jest przecież powiedziane, że drużyny o nic już nie walczące, nie potrafią stworzyć kapitalnego widowiska w 27. kolejce ligowej i zremisować 4:4. Ale nie o to chodzi – takie mecze mało kto pamięta, bo niewiele znaczą. Najważniejsze? Wtedy w czołowej piątce trzeba umieścić Polska – Czechy z Euro 2012, gdzie walczyliśmy o awans z grupy, na historycznej imprezie u siebie. No, nie wyglądałoby to dobrze.

Dlatego najbardziej pamiętne. Te, które mają swoją historię czasem nie tylko na boisku, ale i poza nim – na trybunach, często w gabinetach dyrektorów. Takie, które nigdy nie wypadną nam z głowy. Ktoś wskaże strzelca gola dla Parmy, kiedy nożem rzucił Misiek? Pewnie niewielu, ale już kretyńskie zachowanie wiślaka pamięta każdy. O to właśnie chodzi. Ale dość spojlerów.

Dziś pierwsza część, zaczynamy.

60. Polonia Bytom – Polonia Warszawa 0:2 (Piątek 14′, Gołębiewski 89′) 16.04.2011, Bytom. Mecz o Puchar Weszło

Reklama

Wielki sukces Józefa Wojciechowskiego, który jak powiedział, tak zrobił – obiecał, że Polonia zdobędzie w tamtym sezonie trofeum i rzeczywiście słowa dotrzymał. Puchar Weszło, oraz tytuł najlepszej Polonii w kraju powędrował w ręce Adriana Mierzejewskiego, zresztą pomocnik też odwdzięczył się upominkiem. Akcja odbiła się szerokim echem i na szczęście była kontynuacja: drugą edycję wygrała reprezentacja Polski, pokonując San Marino 5:0. Wszyscy mówią, że kadencja Fornalika należała do nieudanych, a on w porównaniu do Nawałki przynajmniej coś wygrał!

Niedawno obchodziliśmy zresztą piątą rocznicę tego wiekopomnego wydarzenia (KLIK).

59. Słowenia – Polska 3:0 (Dedić 13′, Novaković 45′, Birsa 62′) 9.09.2009, Maribor

Pożegnanie z Afryką, wiele osób lubiło tak nazywać ten mecz. To był koniec tamtej kadry, koniec Beenhakkera – potraktowano go też w fatalnym stylu, nieokrzesany Grzegorz Lato wyrzucił Holendra za pośrednictwem mediów. Stanął przed kamerami i wygłosił swoje mądrości. Atmosfera była fatalna, rzecznik reprezentacji Marta Alf płakała, zresztą każdy z kadry spuścił nos na kwintę – wszystko przed kamerami, Orange Sport kręciło też wtedy swój reportaż. Na boisku dramat, dno – Słoweńcy nie zostawili nam złudzeń kto jest lepszy i kto na Mundial chce jechać bardziej. Z tego meczu zapamiętamy też wielką improwizację Konrada z Dziadów Dariusza Szpakowskiego – przemawiał 10 minut, poruszył mnóstwo tematów: szkolenie, poziom ligi, kontrakt Beenhakkera. Jakby miał więcej czasu to przedstawiłby swój plan na reformę służby zdrowia, alternatywy dla 500+ i omówił problem wymierających morświnów.

Reklama

58. Vetra Wilno – Legia Warszawa 2:0 (Severino 8′, Miloseski 45′) 8.07.2007, Wilno

Może nie tyle mecz jest pamiętny, a zachowanie chuliganów, którzy nie mogli pogodzić się z wynikiem, ale też i własnym rozumem. Wpadli na boisko niszcząc wszystko co mieli na drodze, potem doszło do starć z policją, trzeba było oddziału na koniach żeby to bydło spacyfikować. Okej, Legia przegrywała spotkanie grając żenująco, ale z pucharów wykluczył ich kto inny – to mało prawdopodobne, ale jednak – zespół ze stolicy mógł straty odrobić. Chuligani im tej szansy nie dali, a kara od UEFA była spora – wykluczenie z rozgrywek i zawiasy na pięć lat. O tej wizerunkowej nie wspominając.

57. Polska – Łotwa 0:1 (Laizans 30′) 12.10.2002, Warszawa

Po tym meczu było jasne, że ławka trenerska to nie jest naturalne środowisko dla Zbigniewa Bońka. Przegrać u siebie z Łotyszami – no naprawdę, znajmy granice. Zaczęliśmy nieźle, ale to tak jak chwalić kogoś kogo podanie ląduje gdzieś w okolice trzydziestego rzędu za pomysł. Z takim rywalem nie można zacząć nieźle tylko wyjść i strzelić mu trzy-cztery gole. A tutaj? Zamiast my im, to oni nam. Jak w filmie: miał być wpierdol, to był. Tylko w drugą stronę. Katem okazał się Laizans, który przełożył jak juniora jednego z naszych obrońców i pokonał Jerzego Dudka. W rewanżu okazaliśmy się lepsi, ale co z tego – między innymi tych punktów zabrakło potem Janasowi do baraży. Boniek wytrzymał jeszcze dwa mecze i do trenerki już nie wrócił.

56. Wisła Kraków – Levadia Tallin 1:1 (Ćwielong 90′ – Andriejew 40′) 15.07.2009, Sosnowiec

Naczelny przykład osobnika z gatunku eurowpierdoli. Spotkanie z mistrzem Estonii to jedno z pierwszych, jakie przychodzi do głowy słysząc ten powtarzany co roku termin. Wysoko jest Żalgiris, Stjarnan i Karabach, ale ta potyczka to prawdziwy klasyk. Wisłę zaorał Nikita Andriejew, który – a to zaskoczenie! – nie został później gwiazdą futbolu. To był jego pierwszy i ostatni gol w eliminacjach do Ligi Mistrzów, dziś gra w FK Tambov, czyli na trzecim poziomie w Rosji. Levadia? Po zwycięskim dwumeczu trafiła na Debreczen i odpadła, przegrywając oba spotkania po 0:1, Węgrzy potem awansowali do elity. Levadia-Debreczen-Lewski, taka droga czekała na Wisłę. Niestety – w drodze do spożywczaka, panowie potknęli się już na schodkach.

55. Polska – Niemcy 2:2 (Lewandowski 54′, Błaszczykowski 91′ – Kroos 68′, Cacau 94′) 6.09.2011, Gdańsk

Coś niesamowitego… coś niesamowitego – wzdychał Włodzimierz Lubański. Już mieliśmy historyczny sukces na wyciągnięcie ręki, w końcu po tylu latach upokorzeń udałoby się wygrać z przeklętymi Niemcami. Wszyscy pamiętamy, dlaczego tak się nie stało – niekontrolowany poślizg złapał Wawrzyniak i Cacau z najbliższej odległości wpakował piłkę do bramki. Już wcześniej Wawrzyn był postacią wobec której szyderki było co niemiara, ale po tym spotkaniu wylała się na niego nieprawdopodobna fala hejtu, jak grzyby po deszczu pojawiały się fanpejdże nawołujące do tego, by lewy obrońca nigdy więcej nie zagrał w kadrze. A on jest wśród najlepszych do dzisiaj i pewnie pojedzie na Euro. Patrząc z perspektywy czasu – może dobrze się stało, że to nie wtedy, a w eliminacjach po raz pierwszy wygraliśmy z sąsiadami. Mecz o punkty na Stadionie Narodowym – to jakoś lepiej brzmi.

54. Wisła Kraków – Real Madryt 0:2 (Morientes 72′, 90′) 11.08.2004, Kraków

Cholera jasna, znowu. Znowu Wisła chce wyważyć bramy raju, a tych pilnuje jeden z największych siłaczy na świecie. Wielki Real Madryt. Nie można się było chyba nawet łudzić, że Biała Gwiazda powalczy i wtedy jakimś cudem, przy chwili słabości Królewskich awansuje do Ligi Mistrzów. I żebyśmy mieli jasność – Wiślacy powalczyli, w pierwszym meczu długo byli równorzędnym rywalem, raz po strzale Cantoro widzieliśmy piłkę w bramce. No, ale wszedł Morientes i pozamiatał, koniec marzeń. W rewanżu znów w czapę, 1:3, ale chociaż udało się strzelić gola – szczęśliwcem okazał się Damian Gorawski.

53. Wisła Kraków – Zagłębie Lubin 1:1 (Boguski 11 – Papadopulos 69′) Lechia Gdańsk – Ruch Chorzów 2:0 (Mila 8′, F. Paixao 34′) Podbeskidzie Bielsko-Biała – Termalica Bruk-Bet Nieciecza 2:0, (Mójta 54′, Możdżeń 80′) 9.04.2016, Kraków, Gdańsk, Bielsko-Biała

Świeża sprawa, ale musiała znaleźć się w rankingu, bo takiego burdelu nie mieliśmy w lidze od 1993 roku. Wiadomo, że żadna w tym wina piłkarzy, jednak odnotować warto – gdyby wyniki w tych meczach ułożyły się inaczej, nie byłoby sprawy, nikt nie miałby pretensji. Jak choćby Adam Mójta, z którym na gorąco rozmawialiśmy TUTAJ.

52. Polska – Portugalia 0:4 (Pauleta 14′, 65′, 77′ Rui Costa 88′), 10.06.2002, Jeonju

Sporo czasu spędzili Polacy przed tym meczem przy plastikowej tablicy, na której analizowali błędy w ustawieniu podczas meczu z Koreą – dużo do powiedzenia miał Koźmiński, wskazówki przekazywał Engel. Wtedy było jeszcze widać, że Polacy wierzą i chcą coś zmienić, by po drugim spotkaniu nie być poza turniejem. 90 minut i atmosfera jakże inna – piłkarze smutno patrzą w przestrzeń, Kryszałowicz kręci głową z niedowierzaniem, najbardziej zamyślony jest wielki atleta, Tomasz Hajto. Jedna cecha wspólna: nikt nic nie mówi. Załamka – przyjęliśmy czwórkę i jesteśmy poza turniejem, Pauleta zrobił z obrońców pośmiewisko. Potem pytano, co by było gdyby sędzia uznał wyrównującego gola Kryszałowicza – dajmy spokój, oni i tak nas wtedy przerastali.

51. Wisła Kraków – FC Barcelona 1:0 (Cleber 52′) 26.08.2008, Kraków

Zwycięstwo na otarcie łez, ale zawsze – tekst piosenki Big Cyca, „żaden zespół z tego kraju nie wygrał nigdy w piłkę z Barceloną”, zdezaktualizował się na amen. W pierwszym spotkaniu było 4:0 i wiadomo było, że w rewanżu Wisła jedyne czego może poszukać, to odpadnięcia z honorem. To się udało, skutecznie główkował Cleber, do tego dołożyć nieskuteczność Blaugrany, która pudłowała z niewiarygodnych pozycji i mamy efekt – historyczne zwycięstwo.

„Pechowy jak Polak”, tak nazywa się tamta piosenka. Wtedy można było spokojnie zmienić jej tytuł – „Pechowy jak Wisła”. W losowaniu.

50. Spartak Moskwa – Legia Warszawa 2:3 (K. Kombarow 10′, D. Kombarow 27′ – Kucharczyk 28′, Rybus 43′, Gol 92′) 25.08.2011, Moskwa

I wsio – powiedział po bramce Janusza Gola rosyjski komentator, Spartak na łopatkach i nie ma co zbierać. Legia awansowała do fazy grupowej Ligi Europy, choć nie wskazywało na to nic, ani przed dwumeczem, ani tym bardziej w 27 minucie spotkania rewanżowego. Spartak to drużyna budowana za grube miliony, wielu awans dawało im w ciemno – a gdy gola z karnego strzelał drugi z braci Kombarowów, Skorża mógł właściwie rzucać ręcznik. Dobrze, że w piłce nie ma takiej możliwości – Legia jakimś cudem się podniosła, bo jeśli Rybus strzela gola prawą nogą z 30 metrów, to ktoś z ławki zwyczajnie musi być na gorącej linii z Watykanem. Wojskowi awansowali do grupy, z której potem wyszli – pokonanie w 1/16 Sportingu Lizbona też było blisko, ale klątwa Sampdorii okazał się nie do przejścia.

49. Apoel Nikozja – Wisła Kraków 3:1 (Pareiko (s) 30′, Ailton 54′, 88′ – Wilk 71′) 23.08.2011, Nikozja

Po wygranym meczu w Krakowie, Wisła jechała na rewanż w dobrych humorach, ale świadoma jak trudne wyzwanie ich czeka – Apoel u siebie jest dużo groźniejszy, dodatkowo dojdzie drugi rywal, w postaci piekielnego upału. I rzeczywiście, zadanie przerosło Białą Gwiazdę – chociaż tak naprawdę pierwszy cios zadała sobie sama, Pareiko dał się zaskoczyć bezpośrednio z rzutu rożnego, miał piłkę na linii, a i tak wrzucił ją do bramki. Nadzieję przywrócił Wilk, znów byliśmy blisko otwarcia bram raju – ale jak się traci tak prostackie gole, jak ten na 1:3… Maaskant potem będzie mówił, że Wisła była tylko kilka minut od Ligi Mistrzów – patrząc tylko na raport sędziego – tak. Piłkarsko miała jednak do elity dużo dalej.

48. Polska – San Marino 10:0 (Boguski 1′, 27′, Smolarek 18′ 60′ 72′ 81′ R. Lewandowski 43′, Jeleń 51′, M. Lewandowski 63′, Saganowski 88′) 1.04.2009, Kielce

Przed tym spotkaniem nasi piłkarze byli w fatalnych humorach, dopiero co wrócili z Irlandii Północnej, gdzie się po prostu skompromitowali – „jezus Maria, jaki błąd Boruca! i te sprawy. Co więksi pesymiści wieszczyli, że i San Marino okaże się dla nas za mocne – będzie wstyd na całą Europę, załamani Polacy nie dadzą rady strzelić nawet gola, skończy się jakimś żenującym remisem. Nieco ponad 20 sekund i było wiadomo, że może i jesteśmy w słabej formie, ale bez przesady – bramkę strzelił Boguski (!!!). A potem poszło, super mecz zagrał Smolarek, który jednego gola zapakował nożycami; urodziła się wtedy jakaś atmosfera wspólnoty, Szpakowski wystosował apel do Boruca żeby ten się nie załamywał, bo wszyscy na niego liczymy. Szkoda, że trwało to tylko 90 minut – później Polacy znów nie byli jednością i w fatalnym stylu przerżnęli eliminacje.

47. Eintracht Frankfurt – Widzew Łódź 9:0 (Kruse 8′ 14′ 38′ Yeboah 21′ 22′ 36′ 69 , Rahn 83′, Bein 90) 30.09.1992, Frankfurt

– Wstyd, hańba. Pod koniec meczu z Niemcami myślałem tylko o jednym, by na tablicy świetlnej nie zapalił się wynik 10:0. Po każdej bramce dla Eintrachtu pojawiał się tam taki kogut. Potem w głowę miałem tylko to ptaszysko… – mówił po tym meczu Mirosław Myśliński, piłkarz Widzewa. No, to był eurowpierdol i to taki z gatunków solidnych – nigdy wcześniej, ani potem polski zespół nie schodził z boiska z takim bagażem. Ten wynik szokował, bo przecież w Łodzi grali jak równy z równym – Widzew prowadził nawet 2:0 i chociaż dał się dopaść, to na rewanż jechał w niezłych nastrojach. Ale tam mniej więcej po kwadransie było już pozamiatane. W przerwie drużyna rozważała podobno przecięcie telewizyjnych przewodów, by transmisja nie dotarła do Polski.

46. Polonia Warszawa – FC Porto 2:0 (Łukasiewicz 67′, Carvalho (s) 81′) 3.10.2002, Płock

– Ci piłkarze mieli żal i pytali dlaczego nie dostają szans na grę. Dzisiaj ją otrzymali, ale już bardzo długo nic podobnego się nie stanie. Nie dlatego, że przegrali, ale zlekceważyli przeciwnika – tyle do powiedzenia na konferencji prasowej miał Jose Mourinho. Trzy zdania, wstał i wyszedł. Nie mógł pojąć jak jego zespół mógł okazać się gorszy od przeciętnej drużyny z Polski, którą tydzień wcześniej rozbił 6:0. Mecz o pietruszkę, ale już wtedy było wiadomo, że Portugalczyk przegrywać obsesyjnie nienawidzi – sezon później to wielcy zlekceważyli Porto, a Smoki sięgnęły po Ligę Mistrzów.

45. ŁKS – Manchester United 0:0, 26.08.1998, Łódź

ŁKS nie miał tutaj większych szans na awans, przegrał wyjazd 2:0 i u siebie pozostało tylko zaprezentować się z godnością. Ale to też trzeba umieć. Postawić się Czerwonym Diabłom z choćby Keanem, Giggsem, Sheringhamem i Solskjaerem w składzie – miał kto strzelać dla Manchesteru, a tymczasem na boisku padł remis. Wspominamy ten mecz, bo to jedyne spotkanie w tamtym sezonie pucharowym, kiedy goście nie strzelili bramki zanim wygrali całą Ligę Mistrzów. A gdyby jeszcze strzał Rafała Niżnika był odrobinę celniejszy… ŁKS na pocieszenie dostał dwumecz z Monaco, ale i tam mieliśmy deja vu. Pierwszy mecz łodzianie przegrali różnicą dwóch goli, a potem – bezbramkowy remis. Do historii przeszedł jednak gol Piotra Matysa, który pokonał piętą samego Fabiena Bartheza.

44. Wisła Kraków – Parma 1:1 (Kulawik 68′ – Chiesa 1′) 20.10.1998, Kraków

Wisła mierzyła się wtedy z naprawdę konkretnym zespołem. Polecimy klasykiem. Przypomnijmy skład Parmy z sezonu 98/99: Buffon, Thuram, Cannavaro, Sensini, Baggio, Veron, Chiesa, Crespo. No, plejada gwiazd i wydawało się, że z Wisły nie będzie co zbierać, tym bardziej że w pierwszej minucie straciła gola po rzucie rożnym. Tymczasem gospodarze lepiej odnaleźli się na tragicznej murawie, często atakowali, aż w końcu znaleźli drogę do bramki – piłkę głową do Kulawika zgrał Frankowski i zrobiło się 1:1. Po tym meczu Zbigniew Boniek powiedział, że jest dumny z bycia Polakiem. I rzeczywiście, z piłkarzy mógł być dumny, ale z jednego idioty już nie. 19-latek o ksywce Misiek rzucił nożem tak celnie, że ten spadł na czubek głowy Dino Baggio. UEFA się nie patyczkowała – Ryszard Czerwiec, który nóż odrzucił, został zawieszony na mecz rewanżowy, a Wisłę wykluczono z pucharów na jeden sezon. We Włoszech „Biała Gwiazda” nie dała już rady, przegrywając 1:2.

43. Legia Warszawa – Polonia Warszawa 7:2 (Saganowski 11′, 20′, 34′ Włodarczyk 15, Surma 22′, Kieszek (s) 81′, Szymanek (s) 85′ – Bąk 90′, Gołaszewski 90′) 26.03.2004, Warszawa

– Muszę szczerze przyznać, że wynik 7-2 przed rozpoczęciem spotkania wziąłbym w ciemno – powiedział po spotkaniu Dariusz Kubicki i chyba wszystkich zaszokował tym wyznaniem. Siedem goli w derbach w ciemno, no niesłychane. To była masakra, Legionistom wpadało wszystko, a nawet jak oni mieli już dość, to wyręczyć postanowili ich goście, którzy wpakowali sobie na dokładkę dwa swojaki. Naprawdę mało brakowało, byśmy na ten mecz mogli wołać 0:7 zgłoś się, ale pod koniec Czarne Koszule uratowały cząstkę honoru i wbiły dwa gole rozprężonym gospodarzom.

42. Legia Warszawa – Steua Bukareszt 2:2 (Radović 27′, Rzeźniczak 90 + 4′ – Stanciu 7′, Piovaccari 9′) 27.08.2013, Warszawa

Balonik przed tym spotkaniem był napompowany do granic możliwości, rywala Legia miała porządnego, ale tylko tyle – żaden Real czy Barcelona. Wynik na wyjeździe? Niezły. 1:1, czyli gol zdobyty na terenie rywala i cenny remis. Tym razem musi się udać, wymęczymy to 0:0, a może nawet uda się wygrać? W każdym razie, będzie okej. I co? No i dupa. Po dziewięciu minutach Wojskowi byli po uszy w bagnie, z którego nie udało się wygrzebać. Naprawdę nie ma miejsca w Lidze Mistrzów dla drużyn robiących tak prostackie błędy – ta strata Vrdoljaka w środku pola, ten wślizg na wariata Dossy Juniora… Dramat. Legia była kompletnie nieprzygotowana sportowo do gry w elicie i doprowadzenie do remisu w ogóle tego nie zmienia. W tych eliminacjach podopieczni Urbana nie przegrali żadnego meczu, ale z kolei aż cztery zremisowali – silniejsi byli tylko od walijskiego The New Saints.

41. Francja – Polska 1:1 (Djorkaeff 87′ – Juskowiak 35′) 16.08.1995, Paryż

– Brawo panie Andrzeju! – mówił wtedy Szpakowski do dwóch naszych piłkarzy: Juskowiaka i Woźniaka. Pierwszy strzelił bramkę po ładnej kontrze, a drugi bronił w nieprawdopodobnych sytuacjach – nie mógł go pokonać choćby Dugarry i Zidane, Francuzi mieli też karnego, ale nie wystarczyła nawet dobitka. Woźniak bronił wszystko. No… prawie wszystko. W 87. minucie gospodarze mieli rzut wolny. Nasz bramkarz niepotrzebnie spekulował i poszedł do strzału za mur, kiedy Djorkaeff posłał w sumie średnie uderzenie tam, gdzie wcześniej stał Książę Paryża. Taki pseudonim dostał po tym meczu, ale sam mówi że żałuje. Gdyby nie ten błąd, byłby Cesarzem Francji.

40. Polska – San Marino 1:0 (Furtok 75′) 28.04.1993, Łódź

Wstydliwe wspomnienie – przyjeżdża do nas naczelny ogórek Europy, a my nie potrafimy z nim wygrać uczciwie i trzeba się ratować strzałem ręką. Sędziego i rywali oszukał Jan Furtok. Gdyby tego nie zrobił, nie wygralibyśmy z krajem w którym mieszka mniej ludzi niż w Otwocku. Nie szło Polakom kompletnie, wychodząc dwóch na jednego bramkarza zrobili spalonego, w tyłach nie lepiej, trzeba było się ratować wybijaniem piłki z linii bramkowej. Trochę szok, ale bardziej zażenowanie – mecz z San Marino na liście pamiętnych spotkań, tym razem w kontekście negatywnym. Smutne, ale tak układały się losy polskiej piłki.

39. Polska – Anglia 1:1 (Adamczuk 36′ – Wright 84′) 29.05.1993, Chorzów

Aj, Jezus Maria! – krzyknął Szpakowski, gdy Marek Leśniak nie skorzystał z prezentu angielskiego bramkarza, który podał mu piłkę w polu karnym. Eh, często polscy komentatorzy muszą odwoływać się do religii: Kikut… rany boskie, czy Jezus Maria jaki błąd Boruca! – szkoda, że dzieje się to w tak ważnych spotkaniach. Mieliśmy Anglię w narożniku, prawy prosty wyprowadził Adamczuk, lewym sierpowym poprawić miał Leśniak, ale spudłował. A wiadomo, co się dzieje jak podajesz przeciwnikowi pomocną dłoń – on odwdzięcza się golem. I tak też zrobili Anglicy. Ian Wright i 1:1, znów tylko remis, wtedy na wygraną z tą przeklętą reprezentacją czekaliśmy 20 lat. Zresztą do dziś wypatrujemy sukcesu.

Ten mecz zapamiętamy też niestety z innych powodów – na trybunach doszło do starć ze służbami porządkowymi, a przed meczem zadźgano kibica. Szpakowski pytał wtedy, po co tacy ludzie przychodzą na trybuny. Minęło trochę czasu, a jemu nadal nikt nie potrafi odpowiedzieć.

38. Walia – Polska 2:3 (Earnshaw 56′, Hartson 90′ – Frankowski 72′, Żurawski 81′, Krzynówek 85′) 13.10.2004, Cardiff

Długo nam w tym meczu nie szło, po błędzie Rząsy gola strzelił Earsnhaw, a Polacy nie bardzo mieli pomysł jak sforsować defensywę Walijczyków. A wtedy wiadomo, jak trwoga to do Frankowskiego. Cóż on grał wtedy za eliminacje! Wszedł na murawę, niedługo później dostał długie podanie, które kapitalnie przyjął od razu zostawiając obrońcę w malinach i precyzyjnie strzelił. Drugiego gola dołożył Żurawski, przewagę zabezpieczył Krzynówek, a Szpakowski mógł wołać: Mówiłem! Mówiłem! Jak używa tego sformułowania to wiadomo, że nam poszło.

37. Polska – Czechy 0:1 (Jiraczek 72′) 16.08.2012, Wrocław

Ruszyliśmy na Czechów z pianą na ustach, próbował Błaszczykowski, Wasilewski, Obraniak, Boenisch – patelnię miał Lewandowski… Niestety, wtedy jeszcze nie był TYM Lewandowskim. Czesi mogli dziękować niebiosom, że nie przegrywają 0:2, ale nawałnicę przetrwali, a druga fala już nigdy nie nadeszła. Polacy opadli z sił, nie byli już w ogóle groźni i do głosu zaczęli dochodzić goście. W 72. minucie było po wszystkim – w środku pola fatalnie piłkę stracił Murawski, kontra i gol Jiracka. Przegraliśmy Euro u nas, mając grupę śmiechu, chyba najsłabszą w historii turnieju. A Smuda do dziś się usprawiedliwia…

36. Włochy – Polska 0:3 (Juskowiak 4′, Staniek 48′, Mielcarski 90′) 27.07.1992, Barcelona

To chyba po tym meczu ta kadra uwierzyła, że na Igrzyskach może dokonać czegoś dużego – nie pokonali przecież żadnych ogórów, Włosi to byli Mistrzowie Europy do lat 21, a jednak w starciu z nami nie mieli nic do powiedzenia. Spójrzcie choćby na pierwszą bramkę – Koźmiński gna jak opętany bokiem boiska, dobiega do końcowej linii i dośrodkowuje idealnie do Juskowiaka. Jusko pewnie to wykończył, zresztą wtedy się rzadko mylił, bo został królem strzelców całej imprezy.

35. Widzew Łódź – Borussia Dortmund 2:2 (Dembiński 15′, 20′ – Lambert 14′, Kohler 65′) 20.11.1996, Łódź

Widzew choć nie wyszedł wtedy z grupy, to mecze z Niemcami może wspominać dobrze. Na wyjeździe łodzianie zaprezentowali się solidnie, co prawda przegrali, ale żadna to porażka druzgocąca – ledwie 2:1 dla gospodarzy. W rewanżu udało się urwać punkt, zresztą wówczas ze wszystkich meczów wyjazdowych tylko z Polakami Borussia straciła jakieś oczka. To był piekielnie silny zespół, zresztą późniejszy zdobywca Ligi Mistrzów. To były czasy – dwa razy na przestrzeni trzech lat łódzkie drużyny odpadały z gry w LM po starciach z późniejszymi triumfatorami.

34. Legia Warszawa – Rosenborg Trondheim 3:1 (Pisz 65′, 74′, Staniek 69′ – Jakobsen 64′), 13.09.1995, Warszawa

Nie wiadomo, o czym myślał Jørn Jamtfall przy drugiej bramce dla Legii – najpierw pokracznie odbił strzał Stańka, a potem zamiast złapać piłkę, to zawisł na poprzeczce. No, ale to nie nasza sprawa – Legia wyszła na prowadzenie, mimo że już przegrywała po rzucie karnym – ale od czego był Leszek Pisz, kapitan, który swoją małą stopą po raz kolejny odpalił petardę i nie dał szans bramkarzowi. Wynik ustalił również on, precyzyjnym strzałem z rzutu wolnego.

33. USA – Polska 1:3 (Donovan 83′ – Olisadebe 3′, Kryszałowicz 5′, Marcin Żewłakow 66′) 14.06.2002, Daejeon

Tutaj urodził się ten smutny żart, że Polacy na turnieju grają trzy rodzaje meczów: otwarcia, o wszystko i o honor. Spotkanie z USA to oczywiście ten trzeci, najgorszy gatunek, Mundial był już dla nas przegrany – mieliśmy 0 punktów i kompromitujący bilans 0:6, w ogóle nie czuliśmy się jak kraj, który jako pierwszy z Europy awansował na mistrzostwa. Engel chyba sobie pomyślał „a co mi tam, gorzej nie będzie” i posłał do gry zmienników. Między innymi pograł Radosław Majdan, Marcin Żewłakow, czy sensacyjnie powołany Paweł Sibik – (sprawdźcie nasz wywiad z nim, w którym opowiada między innymi o tamtym turnieju – KLIK!). Zmiennicy dali radę, podstawowi gracze też się ogarnęli i pokonaliśmy Amerykanów 3:1. – Patrzył w niebo i wypatrzył tę bramkę – mówił o Olisadebe Mateusz Borek. Nasz pierwszy gol na Mundialu od 16 lat, szkoda że tylko na otarcie łez. Swoją drogą – niezapomnianym mecz ten uczynił także Maciej Maleńczuk, nagrywając ze swoim zespołem kawałek „Mundialeiro”.

32. Norwegia – Polska 2:3 (Carew 59′, Solskjaer 67′ – Olisadebe 22′, 30′, Karwan 81′) 24.03.2001 Oslo

Jeden z nielicznych meczów, kiedy losowanie stron miało duże znaczenie – wygrał je nasz kapitan, i skazał Norwegów na granie pierwszej połowy pod słońce. Bramkarz gospodarzy Myhre, miał co prawda czapkę, ale przydała mu się ona jedynie do rzucania nią o ziemię – ze wściekłości na indolencję obrońców, których ogrywał Olisadebe. W drugiej odsłonie straciliśmy ten korzystny układ gry, dwa gole i bramkarza – kontuzji doznał Matysek i to w tym meczu hamulec ręczny zaciągnęła jego kariera reprezentacyjna. Wszedł Dudek, bronił świetnie, a szalę zwycięstwa przechylił na naszą korzyść Karwan.

31. Polska – Kostaryka 2:1 (Bosacki 33′, 66′ – Gomez 25′), 20.06.2006, Hanower

Znów ta sama historia co cztery lata wcześniej, gramy kompletną kaszanę i po dwóch meczach nie ma nas w turnieju. Wypada więc chociaż powieźć Kostarykę – rywal też bez szans na cokolwiek, również dostał dwa razy po głowie, ale przynajmniej strzelił jakieś gole. Nam też szybko jednego wpakowali. Rzut wolny z około 18 metrów, mocny strzał po ziemi i średnia interwencja Boruca. Wtedy wydawało się, że nawet meczu o honor nie jesteśmy w stanie rozegrać jak trzeba – na szczęście w składzie był Bosacki. Dwa kornery i dwa jego gole, dla obrońcy piękna sprawa, dopiero osiem lat później w klasyfikacji strzelców Mundialu wyprzedził go Leo Messi. A wiadomo, Bosego w Niemczech miało nawet nie być – do wyjazdu przewidziano Gorawskiego, ale ten się wykruszył i Janas postawił na obrońcę. W sumie, to dość pokrętna logika. Typowa dla tamtych powołań.

Część druga – już jutro!

PRZYGOTOWAŁ PAWEŁ PACZUL

Najnowsze

Liga Europy

Trzy wyzwania przed Bayerem. Na realizację jednego ma 9% szans, drugiego nie osiągnął nawet Real

0
Trzy wyzwania przed Bayerem. Na realizację jednego ma 9% szans, drugiego nie osiągnął nawet Real

Komentarze

0 komentarzy

Loading...