Reklama

Góralom przypominamy: w grupie spadkowej walczy się o utrzymanie

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

17 kwietnia 2016, 17:25 • 3 min czytania 0 komentarzy

Wśród najczęstszych komentarzy, które pojawiały się po wielkiej chryi na finiszu ligi, przewijała się obawa, że Podbeskidzie, które ostatecznie wylądowało pod kreską, spadnie z ligi. To by dopiero była historia, prawda? Szczerze mówiąc, w ogóle nie braliśmy pod uwagę takiego scenariusza, bo drużyna Roberta Podolińskiego wiosną gra po prostu za fajną piłkę. Jednak po dzisiejszym meczu z Termaliką – jak na nasze najsłabszym Górali w tym roku, bo 0-5 z Lechią ze względu na okoliczności traktujemy trochę inaczej – nasza wiara w tę ekipę trochę osłabła. 

Góralom przypominamy: w grupie spadkowej walczy się o utrzymanie

Jasne, wielkich powodów do niepokoju wciąż nie ma, ale jeśli okaże się, że to nie wypadek przy pracy, za chwilę się pojawią.

No dobra, tabelę możecie sobie obczaić samodzielnie, przejdźmy do przebiegu spotkania. Pierwsza połowa? To było takie typowe piłkarskie „chciałbym, ale trochę się cykam”, co zresztą potwierdzili w przerwie przed kamerami NC+ przedstawiciele obu drużyn. No bo to nie tak, że działo się mniej więcej tyle, że za przełączenie na powtórkę programu „Twoja twarz brzmi znajomo”, mógłbyś zostać bohaterem w swoim domu. Już w 1. minucie w piłkę na 5. metrze nie trafił Demjan, później próbowali między innymi Kędziora, Stano, Sloboda… Coś mogło wpaść. Z drugiej strony – ciężko było nie odnieść wrażenia, że po prostu opłaciło się zaryzykować, wyjść z inicjatywą, zamiast czekać na to, co przyniesie figlarz los.

Przez godzinę nie doczekaliśmy się takiego zrywu, o co – nawiązując do wstępu – pretensje mielibyśmy bardziej do Roberta Podolińskiego niż Piotra Mandrysza. To jego drużyna wiosną grała na tyle efektywnie i efektownie, że otarła się o grupę mistrzowską. Trener Podbeskidzia generalnie jest samokrytyczny, więc pewnie pluje sobie w brodę. Po wspomnianej godzinie jego drużyna straciła bramkę-farfocla po stałym fragmencie, a następnie kotle w polu karnym. I wtedy już trzeba było się na Termalikę rzucić, a ta cofnęła się jeszcze głębiej. No i w ciągu 11 minut Podoliński wpuścił na boisko Tarnowskiego, Stefanika i Możdżenia, co można było odczytać jako nerwowe posunięcie.

Efekt? Ujmijmy to tak – żaden z nich nie zasłużył tym występem na to, by następny mecz rozpocząć w pierwszym składzie. Gościem, który był najbliżej wyrównania stanu gry był… Emilijus Zubas. Litwin w ostatniej akcji meczu zawędrował w pole karne i przy odrobinie szczęścia mógł spotkać się z piłką na piątym metrze przed bramką, ale jednak trochę zabrakło.

Reklama

A jeśli już mamy wyróżnić kogoś z Termaliki – czyli drużyny, która w końcu po czterech meczach posuchy podniosła z murawy trzy punkty – to po głębszej refleksji do głowy przychodzą nam dwa nazwiska.

Pierwsze: Kupczak. W swoim 37. meczu w Ekstraklasie zdobył pierwszą bramkę. Nasze gratulacje.

Drugie: Fryc. Dziś trener Mandrysz wystawił tego rezerwowego prawego obrońcę na skrzydle. Manewr dość oczywisty – chodziło o zatrzymanie Adama Mójty. I skuteczny, bo lewy obrońca Podbeskidzia zagrał jeden ze słabszych meczów tej wiosny. Poza tym Fryc zrobił najwięcej, by kończyć ten mecz z asystą na koncie. Nie udało się, ale takie to było spotkanie, że szukając plusów, trzeba zniżyć się do poziomu doceniania samych starań.

A w związku z powyższym – lepiej po prostu zakończyć relację…

KrDJQtt

Fot. FotoPyK

Reklama

Najnowsze

1 liga

Grał przeciwko Realowi i Barcelonie, jest testowany przez Arkę

Szymon Piórek
0
Grał przeciwko Realowi i Barcelonie, jest testowany przez Arkę

Komentarze

0 komentarzy

Loading...