Takie historie dają kopa – Eric Abidal w dwa lata dwukrotnie pokonał nowotwór i wrócił do profesjonalnego sportu na najwyższym poziomie (!). Zrezygnowałeś z joggingu, bo akurat pada deszcz, albo nie masz właśnie motywacji, żeby wkuć parę słówek? Sorry, Francuz pokazuje, że nie ma przeciwności nie do przeskoczenia.
15 marca 2011 roku. Ten dzień wstrząsnął całym piłkarskim światem. Barcelona podała komunikat o chorobie Abidala, a ten już dwa dni później leżał na stole operacyjnym. Słowa, że jeszcze weźmie udział w finale Ligi Mistrzów pod koniec maja brzmiały wtedy jak żart, ale… stało się dokładnie tak, jak przewidywali lekarze. Abidal zagrał na Wembley i nie, nie był to symboliczny występ. Wyszedł w pierwszym składzie, zaliczył całe 90 minut, a potem wzniósł puchar dla najlepszej drużyny w Europie.
Ale potem choroba nawróciła.
Po niespełna roku kolejny komunikat – stan Francuza znacznie się pogorszył, potrzebny będzie przeszczep wątroby. Od początku taka opcja była brana pod uwagę, ale najpierw spróbowano metody mniej inwazyjnej. Kto wie, jakby się to skończyło, gdyby nie kuzyn Abidala, który szybko zgodził się na donację. Nieco ponad rok i kolejny – zaznaczmy, iście królewski – powrót do wielkiego futbolu. Takiego aplauzu na Camp Nou nie doczekał się nigdy nawet Leo Messi. Pierwsza wrzawa – tuż po tym, jak podniósł się z ławki na rozgrzewkę. Kolejna – w 70. minucie, kiedy pojawił się przy linii bocznej. „Blaugrana” wygrała 5:0, ale w tramwajach nikt wtedy nie rozmawiał o wyniku. Cały stadion wstał z miejsc, skandował nazwisko bohatera, pokazywał transparenty i koszulki. Zresztą, zobaczcie sami:
Abidal 2:0 nowotwór. Trener Michniewicz uważa, że to najgorszy z możliwych wyników. Cały świat ma nadzieję, że tym razem nie dojdzie jednak do dogrywki…
