Reklama

„Od Premier League dzieliły mnie trzy miesiące”. Kristijan Ipsa dla Weszło

redakcja

Autor:redakcja

15 lutego 2016, 18:19 • 10 min czytania 0 komentarzy

Dlaczego prezes, który najpierw obiecywał awans, później robi wszystko, żeby spaść z ligi? Jak najlepiej wypromować się do ligi angielskiej i dlaczego jemu zabrakło do tego ledwie parę tygodni? O tych i wielu innych rzeczach – łamaniu nosów, działaczach za kratkami i… typach na Ustaw Ligę – rozmawiamy z Kristijanem Ipsą, nowym obrońcą Piasta Gliwice.

„Od Premier League dzieliły mnie trzy miesiące”. Kristijan Ipsa dla Weszło

***

Twój były trener Thomas Thomasberg pytany o ciebie mówił mi, że „Kristijan to spokojny, ale towarzyski gość”. Z drugiej strony widzę zdjęcia Brazylijczyka Henrique, który po starciu z tobą skończył ze złamanym nosem i pomeczowe relacje, w których zarzucano ci celowy brutalny atak. Które oblicze Kristijana Ipsy jest tym prawdziwym?

Wiesz jak to mówią – na boisku nie ma przyjaźni (śmiech). Mówiąc już całkiem poważnie – gdybyś gdzieś trafił na powtórkę tego zdarzenia, zobaczyłbyś że nie było tam mojej celowości. Zaraz po meczu zadzwoniłem do Henrique, przeprosiłem i życzyłem szybkiego powrotu do zdrowia. Później spotkaliśmy się jeszcze w jednym z centrów handlowych w Bukareszcie, przybiliśmy piątkę, porozmawialiśmy przez chwilę. Na pewno nie jestem brutalem, choć wiadomo, że gdy wychodzisz na boisko, musisz starać się grać agresywnie.

Szybko odnalazłeś się w Polsce?

Reklama

Mam dużo szczęścia, bo w Piaście jest wielu zawodników z różnych krajów i nie ma jakichś podziałów na grupy. Najlepiej dogaduję się oczywiście z chłopakami z mojego regionu – Josipem Barisiciem, Urosem Korunem i Sasą Żivcem, ale pozostali również bardzo dobrze mnie przyjęli.

Przyjechałeś tutaj sam?

Tak, moi rodzice mają swoje obowiązki, pracę i znajomych w Chorwacji, dlatego pewnie przyjadą na jakiś mój mecz, ale raczej zostaną tam. Na nudę nie narzekam, zdążyłem już znaleźć mieszkanie w Katowicach, więc nie ma problemu, by odwiedzili mnie znajomi.

Jak w ogóle pojawił się temat Piasta?

Wszystko działo się bardzo szybko – od kontaktu z agentem do podpisania umowy minęło może trzy, może cztery dni? Jakoś tak. Czułem, że klub mnie chce, to zespół walczący o wysokie cele, dlatego nie wahałem się zbyt długo.

Trener Radoslav Latal znał cię wcześniej? Wielu zawodników których wcześniej ściągał do Piasta to gracze, których dobrze kojarzył.

Reklama

Nie, tutaj było inaczej. Poznaliśmy się dopiero w Gliwicach.

Nie czułeś się na początku nieco zagubiony podczas treningów stałych fragmentów gry? Latal jest znany z tego, że lubi przy nich trochę pokombinować.

O tak, sporo nad tym pracujemy i na początku można było się lekko „zakręcić”. Ale z każdym treningiem widać, że to będzie procentować. Może też dołożę jakąś bramkę z rożnego…

Czujesz, że możesz z miejsca wskoczyć do pierwszego składu? Przez pół roku byłeś bez klubu i może ci brakować ogrania.

Nie będę mówił, że nie – w sparingach grałem dużo, ale decyzja zawsze należy do trenera. Mam w kontrakcie zapisaną opcję przedłużenia, dlatego też zależy mi na tym, żeby grać jak najwięcej i zostać tu na dłużej. A przez te pół roku trenowałem z jednym z chorwackich klubów i fizycznie cały czas jestem w takiej dyspozycji, jakbym był gdzieś na kontrakcie.

W Polsce niezwykle popularne są gry typu fantasy football. Poleciłbyś graczom do ich zespołów kogoś z Piasta?

Oczywiście! Kristijana Ipsę (śmiech)! A ilu można kupić z jednej drużyny?

Trzech.

Szkoda, ja brałbym wszystkich. Mamy ciekawy, wyrównany skład, którego możliwości są bardzo duże.

Ostatnie dwa lata pewnie wolałbyś puścić w zapomnienie? Niecały rok w Petrolulu, wcześniej nie wyszło ci również w Regginie. Kibice twierdzili wręcz, że byłeś jednym z najgorszych transferów do klubu.

Sytuacja w Regginie była chora, nie można tego inaczej nazwać. Gdy pierwszy raz rozmawiałem z ich prezesem, obiecywał wielkie perspektywy – ściągnął wraz ze mną wielu świetnych zawodników, choćby Strassera, który był mistrzem Włoch z Milanem. W klubie byli już doświadczeni w Serie A Colucci czy Di Michele. Roztoczył przede mną wizję szybkiego awansu do jednej z najlepszych lig świata, która bardzo mi się spodobała.

Zamiast awansu był jednak… spadek.

Pierwsza połowa sezonu nie była taka zła, ale w zimowym okienku prezes nagle zaczął skracać wypożyczenia, pozbywać się ważnych graczy i kazał trenerowi stawiać na młodych, niedoświadczonych. Tak, jakby chciał spaść. Później usłyszałem od innych, że prezes zwyczajnie przekalkulował sobie, że spadając do zreformowanej Lega Pro zyska na grze więcej niż w Serie B, dzięki dużej liczbie meczów derbowych.

Brzmi absurdalnie.

Kompletny odlot. Przychodzisz walczyć o grę przeciwko najmocniejszym we Włoszech, a nagle celem staje się spadek do trzeciej ligi. To nie jedyna dziwna rzecz, jaka się tam wydarzyła podczas mojego pobytu. Nasz wiceprezes miesiąc po moim przyjściu wylądował w więzieniu. Prezes całej tej sytuacji ze spadkiem chyba zresztą nie przeliczył sobie za dokładnie, bo jakiś czas temu musiał ogłosić bankructwo.

Więc poszedłeś do Rumunii, gdzie również po roku musiałeś się pakować.

W Petrolulu mieliśmy naprawdę mocną pakę – Adrian Mutu, Felipe Teixeira, Geraldo Alves, brat Bruno Alvesa… Ale organizacja była na fatalnym poziomie. Przed drugim sezonem, gdy jeszcze myślałem że zostanę w Ploiesti, mieliśmy się spotkać na pierwszym treningu – norma. Podjeżdżam pod klub, a tam nie ma żywej duszy. Przez godzinę nikt się nie pojawił, a gdy zadzwoniłem do kierownika zespołu, powiedział że plany się zmieniły i da mi znać, co i jak. Nikt nie wiedział co się dzieje, w zasadzie nie było nawet wiadomo kto będzie nas trenował, nikt też się później do mnie nie odezwał. Mój kontrakt w międzyczasie wygasł, więc znów stałem się wolnym zawodnikiem.

W prasie pisano, że jednym z powodów rozstania z tobą było spotkanie z trenerem Selymesem, na które wraz z dwoma innymi zawodnikami nie przyszedłeś.

W Rumunii ludzie nie mają zbyt dobrego zdania o ludziach zarządzających klubami, więc ci często w mediach zrzucają winę na zawodników, by złość skupiła się na nich. Tak jak mówię, to była sytuacja w której nikt nie wiedział co się dzieje, gdzie i kiedy mamy się spotkać, kto zostaje, a z kim klub nie przedłuży umowy. Dość powiedzieć, że po czterech miesiącach od podpisania przeze mnie umowy z Petrolulem, ich prezes i wiceprezes poszli za kratki.

Najmocniej związany emocjonalnie byłeś jednak z Midtjylland, gdzie spędziłeś prawie pięć lat.

Tak, to klub który ma specjalne miejsce w moim sercu, ale też czułem się tam doceniany. Co jakiś czas dostaję jeszcze sygnały od fanów z Danii, że o mnie pamiętają. To miłe, przecież nie gram tam już od prawie trzech lat. Ale też w samym klubie zawsze byłem traktowany fair jako zawodnik i jako człowiek. Gdy mój kontrakt dobiegł końca po czterech latach gry dla Midtjylland, powiedziałem że chcę poszukać nowych wyzwań i zmienić otoczenie, mimo że oferowano mi nową umowę. Wtedy zerwałem to nieszczęsne więzadło. Co zrobili? Mogli się na mnie wypiąć i powiedzieć, że już nie jestem ich zawodnikiem, że to nie ich problem. Zamiast tego zadzwonił do mnie trener Riddersholm, zaproponował bym wrócił, podpisał roczną umowę i tutaj doszedł do siebie.

Gdy patrzysz na to, gdzie ten zespół jest teraz, że za moment zagra w Lidze Europy dwumecz z Manchesterem United, nie myślisz sobie: kurcze, też mogłem tam być?

Nie, nie patrzę na to w ten sposób, nie jestem o to zazdrosny. Raczej dumny, że byłem ważnym elementem w historii klubu, któremu teraz tak dobrze idzie. Będę ściskać kciuki za chłopaków.

Nie dostałeś specjalnego zaproszenia na to spotkanie?

Nie, w sumie od kiedy odszedłem, nie miałem za bardzo czasu na to, żeby wybrać się na mecz do Danii. Ale też wiem, że zawsze będę tam mile widziany, dlatego może za jakiś czas skoczę osobiście zobaczyć, jak idzie chłopakom.

Gdybyś był w Polsce trochę wcześniej, miałbyś okazję. Grali z Legią w Lidze Europy.

Nic straconego, może za rok sam zagram przeciwko nim w pucharach?

Zdążyłeś już za to wykorzystać swój pobyt tutaj, żeby pójść na nieco inny mecz.

Tak, mój dobry kolega z reprezentacji szczypiornistów, Zlatko Horvath załatwił mi bilety na mecz z Islandią w Katowicach, więc uznałem że to fajna okazja żeby skoczyć gdzieś z Urosem, Sasą i Josipem i fajnie spędzić czas.

Przyniosłeś szczęście, bo wygraliście tamto spotkanie dość wysoko.

Ale jeszcze bardziej podobał mi się mecz z Polską (śmiech).

Daj spokój…

Nie, serio, nie spodziewałem się czegoś takiego. To może się zdarzyć raz na, nie wiem, pięćdziesiąt lat? Ale rozumiem, czemu ta porażka tak was zabolała, w końcu to były mistrzostwa w Polsce, a ten mecz decydował praktycznie o wszystkim.

Podobno jeszcze za czasu Midtjylland byłeś bliski gry w Premier League dla West Hamu. Ostatecznie w Londynie wylądowałeś nie ty, a twój partner – Winston Reid.

Avram Grant, który był wtedy trenerem West Hamu bardzo chciał mieć u siebie Winstona. Przyjechał osobiście zobaczyć go w finale krajowego pucharu, w którym akurat zdarzyło mi się całkiem nieźle zagrać na prawej obronie. Okazało się, że Grant tam również poszukuje kogoś i po tym co zobaczył, był zdecydowany wziąć nas obu.

W takim razie co nie wypaliło? Reid do teraz gra w Premier League, a tobie ostatecznie nigdy nie udało się tam trafić.

Zaważyło pozwolenie na pracę. Chorwacja nie była wtedy jeszcze w Unii Europejskiej, a żeby je dostać będąc zawodnikiem spoza Unii, trzeba było mieć na koncie mecze w reprezentacji albo nie mieć ukończonych 23 lat – wtedy mogą cię uznać za „wyjątkowy talent”.

Miałeś wtedy…

Dwadzieścia cztery lata.

Trzeba przyznać, dość pechowo.

Trochę tak. Urodziny miałem ledwo trzy miesiące wcześniej.

To była najlepsza oferta transferowa, jaką dostałeś w całej swojej karierze?

Szczerze? Powiem tak – gdybym miał mówić o każdej większej propozycji, siedzielibyśmy tutaj kilka godzin. Może kiedyś napiszę o tym książkę…

Aż tyle tego było?

West Ham, Lazio, Lokomotiw Moskwa… Najbliżej było chyba z tymi ostatnimi, ale akurat zerwałem więzadło krzyżowe. Zdecydowali się nie ryzykować podpisywania kontraktu z zawodnikiem, który przez parę dobrych miesięcy nie kopnie piłki.

A Lazio?

Tam doszły zawirowania z moim agentem. Nie chcę wchodzić w szczegóły, bo cała ta sprawa dotyka też mojego życia osobistego. Krótko mówiąc – ten człowiek już od dawna mnie nie reprezentuje i nie chcę z nim mieć nic wspólnego.

Żałujesz czasem tego, że ostatecznie nie udało ci się zrobić takiej kariery, jak Reid czy choćby twój kolega z młodzieżówki – Dejan Lovren?

Można to rozpamiętywać i załamywać ręce. Tylko po co? Teraz jestem w Piaście, klubie który ma duże ambicje i za moment mogę grać z nim w europejskich pucharach. Przeszłość to przeszłość, mam 29 lat i zamiast patrzeć za siebie wolę skupić się na tym, by znaleźć w sobie motywację na kolejne wyzwania i wycisnąć maksimum z następnych kilku lat grania.

Z Lovrenem grałeś w młodzieżówce, której byłeś nawet kapitanem. Ale mimo niezłych nazwisk, szło wam wtedy średnio, nie kwalifikowaliście się na większe turnieje.

Mieliśmy wtedy naprawdę mocną ekipę, w środku pola grał przecież Luka Modrić. Ale tak wielkie talenty jak on szybko awansują do dorosłej reprezentacji. To nas stopowało. Trener U-21 często nie mógł być do końca pewny, czy Modrić zagra u nas, czy może poleci na mecz z kadrą A. Luka nie był jedynym takim przypadkiem, więc co mecz skład się zmieniał i ciężko było się dobrze dotrzeć.

No właśnie – Chorwacja to stosunkowo mały kraj, a jednak wydaje się, że talentów rodzi się u was więcej. W czym tkwi fenomen?

Wiesz, że co chwilę słyszę to pytanie? Próbowałem się nad tym zastanawiać, dostrzec różnice w podejściu do szkolenia w innych krajach. Może to wyjątkowość bałkańskich genów? Albo fakt, że u nas większość zajęć odbywa się z piłkami, technika zawsze stawiana jest na pierwszym miejscu i młodzi piłkarze czują się z nią przy nodze bardzo swobodnie.

Z perspektywy czasu – najlepsi gracze, z jakimi występowałeś na środku obrony, to właśnie wspominani wcześniej Reid i Lovren?

Ciężko ich wszystkich porównywać, bo z różnymi ludźmi spotkaliśmy się w różnych momentach karier, ale do tych dwóch nazwisk dodałbym jeszcze Verdana Ćorlukę. Niesamowity gość.

I też trafił do Premier League. Łatwo się przy tobie wypromować.

Żebyś wiedział!

Rozmawiał SZYMON PODSTUFKA

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
2
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Weszło

EURO 2024

Yma o Hyd! Jak futbol pomaga ocalić walijski język i tożsamość [REPORTAŻ]

Szymon Janczyk
8
Yma o Hyd! Jak futbol pomaga ocalić walijski język i tożsamość [REPORTAŻ]
Inne kraje

Sto lat za Anglikami. Dlaczego najlepsze walijskie kluby nie grają w krajowej lidze?

Michał Kołkowski
10
Sto lat za Anglikami. Dlaczego najlepsze walijskie kluby nie grają w krajowej lidze?

Komentarze

0 komentarzy

Loading...