Reklama

Nadszedł czas, by zadać to pytanie: Sebastian, co się z tobą stało?

redakcja

Autor:redakcja

12 lutego 2016, 23:04 • 14 min czytania 0 komentarzy

Jak reagować na szyderę ze strony Weszło i na czym polega fenomen Lewandowskiego? Które sytuacje są najbardziej kłopotliwe dla piłkarza? Z jakim konkretnym założeniem nasz dzisiejszy rozmówca wychodzi na murawę i w jakich sytuacjach von Heesen był niesprawiedliwy? Jak piłkarze Lechii traktowali plotki o pracy Piotra Nowaka w Philadelphii Union i jak zmienili zdanie na jego temat po kilku tygodniach? Na czym ma polegać taktyka 3-5-2 Lechii i jaką – nietypową – rolę ma w niej odegrać Sebastian Mila? O tym wszystkim, a także o wielu innych tematach porozmawialiśmy z samym zainteresowanym.

Nadszedł czas, by zadać to pytanie: Sebastian, co się z tobą stało?

Przyjmij na początek gratulacje.

Za co?

Za to, co o tobie pisaliśmy przez ostatni rok, wielu by się obraziło.

(śmiech) Pomyślałem, że skoro czytam artykuły o innych i zdarza mi się uśmiechnąć, to może wypadałoby to odwrócić? Wolałbym jednak, żeby takich tekstów o mnie było jak najmniej. Wszystko w moich nogach.

Reklama

Bywały momenty, gdy ta krytyka cię uwierała?

Tak. Sam czujesz, że to nie jest twój mecz, tydzień czy miesiąc, a gdy jeszcze ktoś ci to potwierdza krytyką, to jeszcze bardziej smuci. Chcesz to jak najszybciej poprawić. Trzeba umieć sobie z tym radzić, a nie obrażać się.

Zawsze miałeś taki dystans?

W wieku 15-17 lat trudno było go złapać. Wtedy wszystkie docinki traktujesz jak ujmę. Drażni cię, że ktoś ci wytyka wady. Wydaje ci się, że jesteś gorszy. Ktoś stwierdził, że mam duże uszy, a przecież mam i mnie to martwiło. To normalne – masz 16 lat, chcesz się podobać dziewczynom albo sobie jakąś znaleźć, ktoś w klasie mówi o tych uszach i wszyscy się śmieją. Tak, to był jakiś problem, ale dystans przyszedł z biegiem lat. W moim przypadku zrobił się ogromny, z czego się cieszę. Po prostu łatwiej mi się żyje i swobodniej przełykam niektóre docinki. A uwagi proszę zgłaszać do moich rodziców. Oni są w stu procentach odpowiedzialni za mój wygląd!

Kulminacją tego dystansu był występ w „Świecie według Kiepskich”.

Strasznie chciałem spróbować, jak to funkcjonuje. Chciałem się z tym zmierzyć, bo prawdopodobnie nigdy więcej mi się coś takiego nie zdarzy. Chłopaki z Łączy nas Piłka wpadli na taki pomysł, pociągnęli to i spotkaliśmy się z Waldkiem na planie. Potem wymieniliśmy się numerami i do dziś mamy ze sobą kontakt. Opowiadaliśmy sobie różne historie związane z tym podobieństwem. Ani jemu to nie przeszkadzało, ani mnie.

Reklama

A odkryłeś w sobie talent sceniczny?

Absolutnie nie. Z tym trzeba się urodzić. To zawodowcy. Nie peszy ich kamera. Zapamiętują te teksty. To obycie. Może tego nie widać, ale naprawdę jestem wstydliwy i takie sytuacje zwyczajnie mnie onieśmielają. Tak jak wtedy, gdy ktoś podchodzi zrobić sobie zdjęcie czy autograf. Wbrew pozorom z takimi sytuacjami radzę sobie najtrudniej. Po prostu nie wiem, jak się zachować. To jest tak miłe, że… aż za miłe i nie dowierzam, że dotyczy akurat mnie. W podobny sposób onieśmielało mnie granie w serialu – to zwyczajnie nie moja bajka.

Kiedy rozmawialiśmy niecałe półtora roku temu, wychodziłeś z każdej lodówki. Stałeś się wręcz słupem reklamowym, bo po golu z Niemcami zapanował wokół ciebie prawie taki szał jak kiedyś wokół Małysza. Jak na to wszystko patrzysz z perspektywy czasu?

Było tego bardzo dużo, ale taka też była potrzeba chwili. Teraz też zdaję sobie sprawę z moich obowiązków. Wiele rzeczy robię z przyjemności, jeżeli mi coś nie odpowiada, to odmawiam, ale wiem, czego się ode mnie oczekuje. Po drugie – zawsze powtarzałem, że Lechia to dla mnie wyjątkowy klub. I biorąc udział w niektórych akcjach, nie robię tego po to, by efekt przyszedł dziś, jutro czy za miesiąc, tylko nawet w perspektywie lat. To cały proces. Tym bardziej, że po karierze też będę związany z Lechią.

To wszystko jest ciężkie do udźwignięcia.

I wiem, że nie udźwignąłem oczekiwań. One wobec mnie zawsze będą duże i bardzo dobrze. Cieszę się, bo taki ciężar tylko cię motywuje, żeby wyzwolić dodatkową energię, dbać o siebie mocniej i robić rzeczy, które mogą ci się wydawać nie do zrobienia. Uwielbiam tę presję. Gorzej byłoby, gdyby ludzie przechodzili wobec mnie obojętnie. Wtedy z dnia na dzień mógłbym lądować coraz niżej.

No więc proste pytanie – co się z tobą stało?

Pytanie jest rzeczywiście bardzo proste, ale odpowiedź trudna. Po przejściu do Lechii korzystałem z wielu schematów, które wcześniej pozwalały mi wyjść z kryzysu. Myślałem, że po powrocie do domu – bo tak traktuję Lechię – aklimatyzacja będzie zupełnie niepotrzebna. Takie myślenie okazało się błędne. Mimo że jestem doświadczony, to jednak zwyczajnie muszę poznać wszystko od nowa. Poznać zwyczaje, ludzi. Dopiero potem łatwiej wziąć odpowiedzialność za zespół.

Sugerujesz, że ten brak pewności siebie wpływa na to, że nie podejmujesz ryzyka na boisku?

Oczywiście. Kiedy nie czujesz się pewnie, szukasz łatwiejszych rozwiązań.

Ty akurat jesteś stworzony do trudnych. Łatwych od ciebie nikt nie oczekuje.

Mam taką zasadę: przed każdym meczem wkalkulowuję sobie, że zagram dziesięć-dwanaście piłek, które mogą nie dojść do partnera i za które mogę zostać wygwizdany. Kiedy wbiję sobie to do głowy i jestem gotowy na krytykę, zaczynam grać ryzykownie. A kiedy nie podejmuję ryzyka… wiem, że to nie mój styl. Po przyjściu trenera Banaczka zaczęło mi się udawać i teraz chcę to podtrzymać. Chcę podejmować większe ryzyko nawet kosztem tego, że zbiorę cięgi. Bo wiem, że ta piłka w końcu dojdzie i rozstrzygnie mecz.

WARSZAWA 24.09.2015 MECZ 1/8 FINALU PUCHAR POLSKI SEZON 2015/16 --- 1/8 FINAL OF POLISH CUP FOOTBALL MATCH IN WARSAW: LEGIA WARSZAWA - LECHIA GDANSK SEBASTIAN MILA THOMAS VON HEESEN FOT. PIOTR KUCZA/NEWSPIX.PL --- Newspix.pl

Von Heesen trochę cię dobił?

Szybko odczytałem, że nie liczy, że mogę mu pomóc.

A uważasz, że zrobił z tobą pokazówkę?

Tak sądzę, bo mogło się to odbić szerszym echem. Ale nawet nie miałem z tym problemu. Gorzej się czułem z tym, że nie mogłem się obronić na boisku. Nie chcę teraz mówić, że von Heesen był taki czy owaki. Miał plan na zespół, do którego przecież mogłem nie pasować. Musiał jednak liczyć się z tym, jak piłkarze odbiorą jego intencje. Wszystko ma sens, jeżeli jesteś sprawiedliwy. A jeśli ja wracałem z reprezentacji i z miejsca lądowałem na trybunach, to koledzy nie mogli tego traktować jako sprawiedliwe. Bo takie też nie było.

Podaliście sobie ręce na koniec?

Oczywiście. Nie chowam urazy. Jego wybór. Powiedziałem nawet w którymś wywiadzie, że nie miałem czasu się obrażać. Musiałem go przekonać w inny sposób. I wiesz, co traktuję jako jedno ze swoich większych zwycięstw? To, że w końcówce dał mi rozegrać dwa-trzy mecze, mimo że ewidentnie nie byłem jego ulubieńcem. Nie chodziłem i nie narzekałem, jaki to zły trener, tylko po prostu go przekonałem.

Wcześniej jednak nasłuchałeś się i naczytałeś, jak po was jechał.

Ale nie powiedział nic takiego, co mogłoby mnie obrazić. Miał prawo stwierdzić, że jestem nieprzygotowany. Brał jednak odpowiedzialność za takie słowa.

No właśnie – trener działający w taki sposób ma rację bytu w Polsce?

Zadajmy inne pytanie – a czy za granicą ma rację bytu? Nie chodzi o to, że ktoś komuś zacznie robić na złość. Zwyczajnie tracisz wiarygodność wśród drużyny. To się dzieje samoistnie. Pewnych rzeczy naprawdę nie trzeba mówić aż tak otwartym tekstem, bo każdy widzi to po sobie. Ktoś inny po słowach na mój temat mógł pomyśleć: „kurde, a jak trafi na mnie?”. Odpowiadając na twoje pytanie – wszystko ma rację bytu, jeśli jest wynik.

Piłkarzy zwykle konferencje pewnie nieszczególnie interesują, ale domyślam się, że akurat wy odpalaliście od razu Twittera albo stronę.

W tym przypadku chyba bardziej Weszło! (śmiech)

A tak serio?

Nikt o tym głośno nie mówił, ale wszyscy liczyli się, że ich nazwisko może się pojawić. Trener po prostu nas do tego przyzwyczaił.

WARSZAWA 24.09.2015 MECZ 1/8 FINALU PUCHAR POLSKI SEZON 2015/16 --- 1/8 FINAL OF POLISH CUP FOOTBALL MATCH IN WARSAW: LEGIA WARSZAWA - LECHIA GDANSK 4:1 SEBASTIAN MILA FOT. PIOTR KUCZA/NEWSPIX.PL --- Newspix.pl

Teraz przychodzi do was trener z innej bajki, ale pewnie też się naczytaliście, co się działo w Philadelphii Union.

Oczywiście, że to do nas dotarło i każdy mógł sobie stworzyć jakiś wizerunek trenera, ale z doświadczenia wiem, że póki coś nie zostanie udowodnione na milion procent, to zawsze pozostaje niepewność. W piłce zdarzają się różne sytuacje, po których niekoniecznie wyjdziesz na kryształowego. Nie traktowaliśmy tych plotek do końca serio. Dobrze zrobiliśmy, że poczekaliśmy.

Ale nikt nie oberwał?

Jeszcze nie. Ale na wszelki wypadek odstawiliśmy wiadro z wodą i lodem!

A mówiąc zupełnie poważnie – jakie macie wrażenia po tym pierwszym okresie z trenerem Nowakiem?

Mówi prosto z mostu, jest wymagający, charakterny i przede wszystkim konsekwentny. Jeśli ktoś przekroczy granicę, może być gorąco. Nie będzie się patyczkował z piłkarzykami. Na wszelki wypadek postanowiliśmy nie dopuszczać do takich sytuacji, po których trener mógłby się bardziej zdenerwować.

A jego pomysł na grę? Nie jest tajemnicą, że zaczęliście grać 3-5-2, co dla ciebie jest pewną nowością.

Zupełną. Wcześniej nie miałem z tym do czynienia.

Ani razu?

Raz, w Grodzisku za trenera Bobo Kaczmarka, ale od tamtej pory systemy ewoluowały i 3-5-2 sprzed kilkunastu lat nie jest równoznaczne z obecnym. Teraz nie było łatwo. Nie zawsze wszystko od razu przyswajaliśmy, ale trener poświęcił na to bardzo dużo czasu. Często przerywa treningi, ustawia, pokazuje. Dostaliśmy też parę lekcji w sparingach, ale wbrew pozorom dało nam to więcej niż zwycięstwa. Wiem, że to głupio brzmi i ktoś się może przyczepić, bo wynik to wynik, ale naprawdę pod kątem przyszłości uważam, że te przegrane dadzą nam dużo. Będziemy po prostu lepiej potrafili zareagować w różnych sytuacjach.

A dla ciebie co jest najtrudniejsze w tym 3-5-2?

Będę miał trochę więcej pracy w defensywie. Wcześniej – z racji pozycji – miałem mniej takich obowiązków.

Sam fakt, że Nowak wystawia cię głębiej, świadczy o bardzo ofensywnym nastawieniu.

To prawda. Trener od razu zaznaczył, że wie, że wiele drużyn grając z Lechią, czeka na nasze ataki, a nam – jak wielu innym drużynom Ekstraklasy – nie zawsze łatwo prowadzi się atak pozycyjny. Dlatego chce spróbować czegoś innego. A że wcześniej wyniki były niekorzystne, tym łatwiej nam zaakceptować zmianę.

Kiedy rozmawialiśmy jeszcze we Wrocławiu, powiedziałeś, że na starość widzisz się na pozycji Pirlo, czyli zawodnika rozgrywającego bardzo głęboko. Teraz się do tego zbliżasz.

A dzięki, dzięki! (śmiech)

Wiesz, o co chodzi – chyba szybciej ci to przypadło niż myślałeś.

Paradoksalnie ta pozycja da mi wiele możliwości, żeby pokazać się w ofensywie. Może nie miałem zbyt dobrych statystyk i teraz będzie jeszcze o trudniej o gole czy asysty, ale będę czerpał większą przyjemność z gry.

Bo będziesz częściej pod grą.

I będę miał większy wpływ na rozwój sytuacji. Grając tuż przed napastnikiem twój występ jest uzależniony od wielu pozycji. Kiedy natomiast grasz głębiej, masz większy wpływ na kształt drużyny i funkcjonowanie całego meczu. Chcę to wykorzystać do maksimum.

Skoro mowa o funkcjonowaniu drużyny – kolejne proste pytanie: jak to możliwe, że Lechia mając takich zawodników – na papierze trzecią albo drugą kadrę w Polsce – zajmuje tak odległe miejsce w tabeli?

Mamy wielu doświadczonych, wielu bardzo młodych, ale też paru pomiędzy – w idealnym wieku. Ta kadra jest tak mocna, że dla mnie nasze miejsce w tabeli jest nie do zaakceptowania. Idziesz na trening, trenujesz, dokładasz sto, dwieście, milion procent, a efekt ciągle taki sam. To deprymuje. I masz rację – to niesamowite, że jesteśmy tak nisko. Cierpliwość jest jednak najlepszym lekarstwem. Drużyna przeszła wiele zmian, ale teraz jest ich zdecydowanie mniej. Odeszli Borysiuk i Makuszewski, więc pewne roszady były wymuszone, ale poza tym było ich zdecydowanie mniej. I tak też będzie w dalszej perspektywie – wymiana dwóch, trzech, czterech, może nawet tylko jednego. Wiem, że często pokazujecie to prześmiewczo, dawaliśmy też powody, ale naprawdę wierzę w ten projekt.

Na papierze Gdańsk ma wszystko, żeby tam była duża piłka.

Jedyne, czego brakuje, to żebyśmy się lepiej poznali jako zawodnicy. Pozostałe drużyny z czuba tabeli znają się lepiej. Żadna drużyna nie sklei się od razu. Nawet żadna firma. Kiedy lepiej się znacie, łatwiej wyjść z trudnych momentów.

Kogo typujesz na odkrycie rundy w Lechii? Kto najbardziej urósł w trakcie okresu przygotowawczego?

Powiem parę nazwisk. Na pewno Sławek Peszko. Wiem, że odpali, bo ciężko pracuje i naprawdę ruszy.

Z tym „ruszy” to w jego przypadku nie szarżuj.

Hahaha, dobrze, że on ma do tego dystans! Ale naprawdę będzie asystował i strzelał, zobaczysz. Liczę też na Maka, Adama Buksę, który jest coraz mocniejszym punktem drużyny, młodego Letniowskiego czy Chrzanowskiego i oczywiście braci Paixao. Już zaczynają nam pomagać tym swoim wrodzonym optymizmem.

Uważaj tylko na opaskę.

Już na wszelki wypadek przekazałem ją na półkę Marco!

A ty jak wyglądasz fizycznie? Wciąż trzymasz się tej samej diety co we Wrocławiu? Wielu – patrząc na twoją obniżkę formy – zastanawia się pewnie nad twoją wagą.

Oczywiście – dla wielu to pierwszy powód. Waga jest jednak ustabilizowana i dbam o siebie tak jak wcześniej. Przed rokiem kontuzja uniemożliwiła mi przepracowanie okresu przygotowawczego, a teraz przetrenowałem całość od dechy do dechy. Jest dużo lepiej.

WARSZAWA 01.09.2015 TRENING REPREZENTACJI POLSKA --- POLAND NATIONAL FOOTBALL TEAM TRAINING IN WARSAW BOGDAN ZAJAC SEBASTIAN MILA FOT. PIOTR KUCZA/NEWSPIX.PL --- Newspix.pl

Czekasz na powołania?

Bardzo bym chciał. Trzeba wysłać sygnał trenerowi.

A te poprzednie mimo wszystko cię nie zaskakiwały? Dostawałeś je nawet wtedy, kiedy prawie w ogóle nie grałeś.

No i odwieczne pytanie – dlaczego nie grałem? Nie mogłem się bronić. Cóż mogę powiedzieć – selekcjoner decyduje, a ja robię, co mogę, by dawać mu argumenty. Komentarze, że nie zasługuję na reprezentację, strasznie ujmują mi jako człowiekowi i zawodnikowi. Walczę, by było ich jak najmniej. Moim celem jest odegranie poważnej roli w reprezentacji. Nie wiem, czy to będzie rozegranie jednego meczu, czy jakichś ważnych dziesięciu minut, ale mówię wprost: chcę odegrać poważną rolę na Euro. To moje ostatnie mistrzostwa. Chcę zostać doceniony, że wykonałem kawał dobrej roboty.

Jakie widzisz perspektywy przed tą kadrą? Traktujesz wyjście z grupy jako obowiązek?

Oczywiście. Dlaczego? Bo dobrze znam tych chłopaków, wiem, jak się przygotowują do meczów i jak reagują na ekstremalne sytuacje związane z wynikiem czy przebiegiem meczu. Po co innego można jechać na mistrzostwa? Po to, żeby wyjść z grupy.

To najlepsza generacja polskich piłkarzy od czasu, kiedy się urodziłeś?

To pierwsza generacja, która odgrywa poważne role w klubach albo z najwyższego topu, albo aspirujących do tego miana. Czy najlepsza – wyjdzie na koniec. Patrząc jednak na aspiracje i umiejętności – tak. To też grupa, na którą po prostu fajnie się przyjeżdża.

Bywałeś u różnych selekcjonerów – na obecną reprezentację faktycznie przyjeżdża się najprzyjemniej?

Na pewno. Horyzont jest daleko, ledwo go widać, ale można go zdobyć. Nie ma też żadnych niejasności ani gwiazdorstwa.

A to cię zaskakuje?

Zawsze uważałem, że klasa zawodnika odpowiada klasie człowieka. Tak jak funkcjonujesz na boisku, tak zachowujesz się w życiu. „Lewy”, Glik, Boruc – to osoby godne pokazywania wszystkim, a Robert to w ogóle wzór, jak można dojść na sam szczyt. Wcześniej brakowało nam aż takiego przykładu, co widzę obserwując różne pokolenia. Któryś z naszych Chorwatów pytał mnie nawet ostatnio o Lewandowskiego, bo jeden z jego kolegów poznał go w Bayernie i też był pod wrażeniem jego profesjonalizmu. Wreszcie dostaliśmy namacalny dowód. Stworzyła się układanka, na szczycie której jest „Lewy”. On daje trendy i pokazuje, że można. Że chce ciągle więcej. Sam widząc go pragnę jak najdłużej utrzymać się na wysokim poziomie. Widzisz kogoś takiego i czujesz, że to jeszcze nie koniec. A to przekłada się nawet na ludzi, którzy nie mają z nim bezpośredniej styczności.

Słyszałem, że kiedy na rynek trafiły te „pompowane” buty do regeneracji i polscy ligowcy zaczęli z nich ochoczo korzystać po wielu treningach, to któryś z fizjoterapeutów kadry poprosił Lewandowskiego o jego opinię. Chciał dowiedzieć się, jak faktycznie przebiega ta regeneracja, bo Robert – grając na czterech frontach na najwyższym poziomie – byłby odpowiednim wyznacznikiem. Po kilku miesiącach odpowiedział, że nie wie, bo… nie zdążył się zmęczyć.

Cały „Lewy”… Poruszyłeś świetny temat, o którym można dyskutować bardzo długo.

Powstało chyba coś, co można nazwać „efektem Lewandowskiego”, zgodzisz się?

Powstało, ale ta historia jest niesamowita pod innym kątem. Ona świetnie pokazuje selekcję zawodników. Często słyszymy, że kibic – oglądając mecz – mówi, że ktoś się nie nadaje do City czy Barcelony. Ten za słaby, ten coś tam. „Jak dany piłkarz może grać w Bayernie? Przecież nie jest dobry!”. Na końcu dochodzą jednak takie aspekty jak ten, o którym wspomniałeś. Kto wytrzyma ten najmocniejszy reżim. Jeżeli ktoś utrzymuje się na nim, jest gotowy do gry i nie stwarza problemów, to go zostawiają. Bo zagwarantuje wysokie parametry i poziom drużyny nie spadnie. Ale to już rozmowa o wybitnych jednostkach jak Robert.

Guardiola dziś właśnie powiedział, że to najbardziej profesjonalny piłkarz, z jakim pracował.

Nie dziwię się. Bo sam powiedz – znajdziesz kogoś, kto dba o siebie bardziej? On po prostu nie czuje potrzeby jedzenia nawet nie tyle niezdrowych rzeczy, co całkiem normalnych, na które wyjątkowo po meczu możesz sobie pozwolić. Tak jest zaprogramowany. Wielokrotnie wchodziłem do szatni, patrzę, a on je czerwone buraczki. Ja zaskoczony, a on tylko spojrzał w charakterystyczny dla siebie sposób. Kiwnąłem głową, no fajnie! W końcu jednak taki sukces odnosi nasz człowiek. Polak. Zawsze kiedy jeździmy na obozy, ludzie widząc nas w dresach pytają: co to za kraj? Co to za klub? Kiedyś było: „Polska? Ooo, Podolski, Klose!”. A teraz od razu Lewandowski.

A ty na to…

To mój kumpel!

Rozmawiał TOMASZ ĆWIĄKAŁA

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Weszło

Polecane

W objęciach Skarbu Państwa. Sprawdzamy wkład państwowych spółek w polskie kluby

Szymon Szczepanik
15
W objęciach Skarbu Państwa. Sprawdzamy wkład państwowych spółek w polskie kluby
Polecane

Czy każdy głupi może wejść na Mount Everest? „Bilet lotniczy i wio”

Kacper Marciniak
18
Czy każdy głupi może wejść na Mount Everest? „Bilet lotniczy i wio”
Inne kraje

Życie i śmierć w RPA. Dlaczego czarni są rozczarowani wolnością i partią Mandeli?

Szymon Janczyk
69
Życie i śmierć w RPA. Dlaczego czarni są rozczarowani wolnością i partią Mandeli?
Polecane

Aleksander Śliwka: Po igrzyskach czułem się, jakbym był chory. Nie mogłem funkcjonować [WYWIAD]

Jakub Radomski
4
Aleksander Śliwka: Po igrzyskach czułem się, jakbym był chory. Nie mogłem funkcjonować [WYWIAD]

Komentarze

0 komentarzy

Loading...