Reklama

Witajcie w Molenbeek, dzielnicy terrorystów i piłkarskich romantyków

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

27 stycznia 2016, 13:44 • 12 min czytania 0 komentarzy

Jak się uczyć, to od najlepszych. Z najnowszego rankingu FIFA wynika, że najlepsza na świecie jest Belgia.

Witajcie w Molenbeek, dzielnicy terrorystów i piłkarskich romantyków

Bruksela to ostatnimi czasy najgorętsze miejsce na planecie. Terroryści, wojsko, policja, zasadzki, pułapki, pościgi – do wyboru, do koloru. Pełen zestaw atrakcji ledwie pięć kilometrów od siedzib instytucji UE. W brukselskiej dzielnicy Molenbeek żyli i knuli niecne plany trzej z ośmiu zamachowców z Paryża, a tak się szczęśliwie składa, że całkiem dobrze znamy się z ich sąsiadami. Pretekstem do spotkania, jak zwykle, był mecz. I to mecz nie byle jaki, bo historyczny. Obok masowej produkcji islamskich wybuchowców, Molenbeek oferuje bowiem również emocje piłkarskie, a sąsiedzi terrorystów są kibicami pewnego wyjątkowego klubu.

MOLENBEEKISTAN

– Tu mieszkali bracia Abdeslam – „Zizou” wskazuje na balkon jednej z kamienic położonych przy głównym placu Molenbeek. – A tam, trochę dalej, zameldowany był niejaki Abdelhamid Abaaoud.

„Zizou” swoją ksywkę zawdzięcza charakterystycznej łysinie na czubku głowy, jednak w przeciwieństwie do świeżo upieczonego trenera Realu Madryt oraz postaci, o których właśnie nam opowiada, nie ma korzeni w krajach Maghrebu. „Zizou” nie lubi Arabów, a bracia Abdeslam i Abdelhamid Abaaoud jedynie powiększyli tę niechęć. To zamachowcy z Paryża. Molenbeek był ich domem. Mieszkali tam również między innymi: Amedy Coulibaly (w styczniu ubiegłego roku, tuż po ataku na paryską redakcję magazynu „Charlie Hebdo”, zabił policjantkę oraz czterech zakładników w sklepie z koszerną żywnością), Mehdi Nemmouche (w maju 2014 roku zastrzelił cztery osoby w brukselskim Muzeum Żydowskim), czy Hassan El Haski (jeden z „mózgów” zamachów w Madrycie z 2004 roku). Z Molenbeek wywodziło się także co najmniej kilkudziesięciu bojowników, którzy opuścili Europę, by walczyć w barwach Państwa Islamskiego.

Reklama

Bruksela to dziś najbardziej muzułmańskie miasto w Europie, a Molenbeek to najbardziej muzułmańska dzielnica w Brukseli. O wiele łatwiej spotkać tu Mohameda, niż Louisa czy Thomasa. Szczególnie w samym sercu dzielnicy.

– Słyszałem, że są jacyś umiarkowani muzułmanie, ale to trochę jak z UFO. Wszyscy słyszeli, ale nikt nie widział. Nie winię tych ludzi, przyjechali za lepszym życiem, winni są liberalni politycy i polityczna poprawność – mówi „Zizou”. Kiedyś mieszkał w Molenbeek, ale dał dyla, gdy zrobiło się tam jak w Marrakeszu.

02_targ

Na szyldach dominuje język arabski, czador oraz inne islamskie akcesoria kupisz bez problemu. W jednym ze sklepów poprosiliśmy o dwa granaty. Gdy sympatyczny sprzedawca ruszył na zaplecze, wyjaśniliśmy, że chodzi nam o owoce.

Od śniadania jesteśmy na lekkim dopingu, może dlatego, w okolicach dzielnicowego ratusza, czujemy się bezpiecznie. Gdyby jednak ktoś martwił się o nasz los, w każdej chwili mógł zadzwonić. Władze miasta wpadły na genialny pomysł: w kilku miejscach ustawiono specjalne budki telefoniczne, naprzeciwko których zamontowano kamery. Każdy internauta może śledzić obraz live, a w razie wątpliwości zadzwonić i dopytać:

– Allo, allo, jak tam w Molenbeek?
– Allo, fantastycznie – odpowiedzielibyśmy.
– Okej, to cześć.
– Au revoir.

Reklama

Przy głównym wejściu do ratusza swoje ostatnie chwile przeżywa choinka, która miała więcej szczęścia niż jej koleżanka z sąsiedniej dzielnicy. W Anderlechcie świąteczne drzewko kłuło niektórych w oczy, więc je spalili. Wyznawcy Proroka zdecydowali, że w tym roku Świąt nie będzie.

Dalej chyba jakieś centrum turystyczne. Wszędzie oferty podróży do ciepłych krajów, jakby któryś z Belgów chciał pojechać do Marrakeszu właściwego. Chociaż właściwie po co, skoro wszystko jest na miejscu?

03_autobusy

Po listopadowych zamachach życie w Brukseli zatrzymało się na kilka dni. Zamknięto szkoły, metro przestało kursować, odwołano wszystkie mecze, nawet juniorskie. A potem wszystko wróciło do normy, przynajmniej teoretycznie. Gdy wznowiono rozgrywki ligowe, trybuny Stade Edmond Machtens nie świeciły pustkami. Gdyby nie wojsko uzbrojone w nabite karabiny i mnóstwo wozów policyjnych w pobliżu, trudno byłoby domyślić się, że wciąż obowiązywał tam czwarty poziom alertu bezpieczeństwa. Na cztery możliwe.

– Nasz klub to chyba jedyna rzecz, którą ta dzielnica może się pochwalić, ostatnia ostoja normalności – tłumaczy „Zizou”, wierny fan Racingu White Daring Molenbeek (RWDM).

BELGIJSKA TELENOWELA

Już sama nazwa wskazuje, że RWDM ma za sobą dość pogmatwane losy. Jego poczęcie w 1973 roku było wynikiem fuzji. Już po dwóch latach w Molenbeek cieszyli się z mistrzostwa. W sezonie 1976/77 zespół z Brukseli rywalizował z Wisłą Kraków w 1/16 Pucharu UEFA. W obu meczach padł wynik 1:1, w rzutach karnych górą byli Belgowie – zatrzymali się dopiero w półfinale.

04_przypinka

Jeszcze w sezonie 1996/97 w europejskich pucharach można było natknąć się na RWDM, aż nagle kurtyna opadła. W 2002 roku klub wpadł w poważne tarapaty finansowe, a belgijska federacja w takich sytuacjach raczej się nie szczypie. Nie znają tam pana Zdzisia, nie ma, że „wicie, rozumicie, się pogada, się załatwi”. Brakuje ci kasy? Koniec przedstawienia.

Na scenie pojawił się sztuczny twór o nazwie FC Bruksela (efekt fuzji RWDM z KFC Strombeek), którego występy większość kibiców bojkotowała. W tym czasie, stworzony przez fanów następca RWDM, tułał się po amatorskich rozgrywkach. Drużyna grała na ósmym poziomie ligowym, na boisku, którego jeden koniec położony był pięć metrów wyżej niż drugi.

Prób reaktywacji starego, dobrego RWDM było kilka. W 2013 roku do gry wkroczył Vincent Kompany, ale – brzydko mówiąc – zrobił chłopaków w bambuko. Reprezentant Belgii przekształcił klub w przytułek dla mniejszości (?) rasowych. Od teraz był to BX Bruksela. „Dobrze, że nie BMX” – pocieszaliśmy znajomych.

Na jakiś czas RWDM zniknął z piłkarskiej mapy Belgii. Powrócił na nią mniej więcej pół roku temu, po kolejnych nieprawdopodobnych perypetiach, o których można by napisać książkę (nasz przyjaciel „Zizou” dokładnie tak zrobił). Nowym właścicielem klubu został Thierry Dailly, były działacz FC Bruksela. RWDM zmartwychwstał, a nowe życie rozpoczęło się w czwartej lidze.

BYĆ JAK PSG

To właśnie z futbolu słynął Molenbeek, zanim zrobiło się o nim głośno za sprawą terrorystów. Stadion Machtensa, nawet w złych czasach, przyciągał tłumy. Na trybunach, wśród tysięcy kibiców, trudno jednak było spotkać muzułmanów. Do dziś w tej kwestii niewiele się zmieniło. A przecież wyznawcy Islamu to ogromna część populacji, liczącej blisko 100 tysięcy mieszkańców, dzielnicy (prowadzenie dokładnych statystyk dotyczących wyznania jest w Belgii zabronione, ale mówi się nawet o pięćdziesięciu procentach).

– Wspieranie wielokulturowości niespecjalnie leży w DNA naszego klubu – tłumaczy Thierry Dailly. Prezesowi RWDM zależy, aby barwy jego zespołu reprezentowali brukselczycy z krwi i kości. Tacy, którzy pamiętają przygody Tintina, a do frytek biorą majonez zamiast keczupu.

W Brukseli, a nawet w samym Molenbeek, są jednak kluby, którym na przyciągnięciu imigrantów oraz ich potomków zależy bardzo mocno. Przekonujemy się o tym podczas spaceru wokół stadionu Machtensa. Na boisku treningowym trwa akurat mecz juniorów. Za płotem kciuki zaciskają rodzice wszelkich ras i kultur – o dziwo nie są przy tym napięci jak brzozy, co na naszym podwórku jest niestety standardem. W jednej z drużyn, już na pierwszy rzut oka, wyróżnia się chłopiec wyższy od trenera. Roboczo nazwaliśmy go „Lukaku”. W drugim zespole największe wrażenie robi filigranowy murzynek z klejem w lewej nodze. Gdyby był tu Mariusz Piekarski, na miejscu podpisałby z nimi kontrakt w języku belgijskim. Tak, wiemy, że nie ma takiego języka, jednak „Super Mario” nie takie numery robił.

05_juniorzy

Belgijscy towarzysze tłumaczą nam, że „Lukaku” reprezentuje barwy White Star (WS). Zdaniem fanów RWDM jest to klub – najdelikatniej rzecz ujmując – dziwny. W nieco ponad pół wieku jego nazwa zmieniała się siedem razy (aktualna, w pełnym brzmieniu, to: Royal White Star Bruksela), stadion – cztery razy (obecnie RWDM i WS grają na tym samym obiekcie). Zmieniał się również herb. Ten najświeższy jest wzorowany na logo Paris Saint Germain. I na tym podobieństwa z klubem ze stolicy Francji się kończą.

Olivier, kolejny z naszych belgijskich przyjaciół: – Mimo że grają na zapleczu ekstraklasy, ich meczów nikt nie chce oglądać. Ostatnio wybuchła afera, bo tata jednego z juniorów poskarżył się w mediach, że klub zmusza jego syna i przy okazji całą rodzinę, do przychodzenia na ligowe spotkania seniorów.

Od ponad dwóch lat za WS stoi John Bico. Fani Edena Hazarda z pewnością kojarzą tego dżentelmena. Bico to agent piłkarski, który odpowiadał między innymi za przenosiny Belga do Chelsea. Podobno przytulił przy tym transferze sześć milionów funtów. Zamiast wydać tę sumę na jacht, Francuz o kameruńskich korzeniach zaczął rozglądać się za klubem. Ostateczny wybór padł na „Białą Gwiazdę”, z której chce uczynić okno wystawowe. Bico wyczuł, że w Molenbeek może wyłowić perełkę, a my przekonaliśmy się na własne oczy, że coś jest na rzeczy. Na „Lukaku” i jego trzy razy mniejszych kolegów patrzy się z dużą przyjemnością.

BIAŁA GWIAZDA NIE TYLKO DLA BIAŁYCH

Podczas gdy w WS trenuje kilkuset dzieciaków, RWDM może pochwalić się zaledwie dwiema drużynami. A jeszcze nie tak dawno pierwsze kroki w futbolu, jako zawodnik RWDM, stawiał sześcioletni Adnan Januzaj. Jakiś czas później przebierał w propozycjach aż pięciu reprezentacji: Albanii, Kosowa, Turcji, Anglii i Belgii, którą wybrał. Taki wachlarz świadczy o wielokulturowości dzielnicy. Również w Molenbeek karierę rozpoczynał Michy Batshuayi.

Są w Belgii kluby i miasta, w których imigranci mogą czuć się swobodnie. Na przykład w Liege bez problemu spotkasz Araba w koszulce Standardu. W Molenbeek, nawet przy pomocy lornetki, nie dostrzeżesz ani jednego imigranta w barwach RWDM.

Ahmed El Khannouss, wiceburmistrza Molenbeek, kibice RWDM mają swoje na sumieniu. twierdzi, że był świadkiem sytuacji, gdy fani RWDM wyzywali imigrantów. Naszych belgijskich przyjaciół te oskarżenia oburzają.

– Nie zliczę, ile razy usłyszałem na ulicy lub w metrze, że jestem „śmierdzącym Belgiem” albo „synem dziwki”! I to tuż obok miejsca gdzie się urodziłem! –  irytuje się jeden z nich. – I to niby my kogoś obrażamy?!

– Celem RWDM nigdy nie było szerzenie polityki otwartości, co nie oznacza, że mamy jakiś problem z „kolorowymi” zawodnikami. Z „kolorowymi” na ulicach to już co innego, ale nie jesteśmy rasistami – przekonuje „Zizou”, a „Lukaku” zdobywa w tym czasie kolejną bramkę.

W składzie RWDM jest obecnie tylko kilku  – jak mówią Belgowie – „kolorowych”, ale wkrótce może się to zmienić. Gdy klub uruchomi zapowiadane drużyny juniorskie, napływ imigrantów będzie raczej nieunikniony. Póki co z otwartymi ramionami czeka na nich WS, choć nie wszystkich stać, by z zaproszenia skorzystać.

06_plakat

Za rok treningów w klubie trzeba zapłacić od 350 do 500 euro. Tymczasem średni dochód w Molenbeek to 9 tysięcy euro rocznie.

BITWA NA WODĘ

Czas zbierać się w kierunku głównego celu naszej podróży. Nieopodal Stade Edmond Machtens wsiadamy do tramwaju. Do przejechania kilkanaście przystanków. W drodze ze stadionu minęliśmy bar, który należał do braci Abdeslam, zamachowców z Paryża. Dziewięć dni przed atakami policja zamknęła lokal w związku z podejrzeniem o handel narkotykami.

07_bar

 W tramwaju dopytujemy, czy terroryści byli znani w dzielnicy przed zamachami.

– Może w islamskim środowisku tak, ale nikt z nas o nich nie słyszał. Żyjemy obok, ale oddzielnie – mówi Bertrand. – Choć małe powiązanie z RWDM istnieje – do dyskusji włącza się Olivier. – Jeden z piłkarzy opowiadał, że gdy ostatnio odwiedził swojego fizjoterapeutę, ten opowiedział mu, że w tym samym gabinecie leczył się Salah Abdeslam, jeden z wybuchowych braci.

Wracamy do tematów trochę bardziej związanych z piłką.

– Jeszcze w sezonie 2013/14 nasi przyjaciele spod znaku „Białej Gwiazdy” nazywali się Royal White Star Woluwe i grali w eleganckiej dzielnicy po drugiej stronie miasta. Gdy wypowiedzieli im tam umowę najmu stadionu, przenieśli się do Molenbeek i po raz kolejny zmienili nazwę. FC Bruksela właśnie konał, my jeszcze nie zmartwychwstaliśmy, a Stade Edmond Machtens potrzebował lokatora. Rada dzielnicy przyjęła więc Johna Bico i jego załogę, jak najlepszych przyjaciół – opowiada „Zizou”.

Gdy w połowie października na Machtens powrócił RWDM, zabawa zaczęła się rozkręcać.

– Dali o sobie znać już przed pierwszym meczem – krzyczą znajomi Belgowie, niemal wszyscy naraz. – Zawodnicy wchodzą do pomieszczenia z napisem „szatnia”, a tam… magazyn z piłkami. Okazało się, że etykietki trzynastu lokali na stadionie były pozamieniane. Piłkarze zdziwili się również po meczu. Wskakują pod prysznic, a tam tylko zimna woda – wciąż opowiadają chórem.

– A wiecie co wydarzyło się przed naszym drugim meczem na Machtens? – pyta „Zizou”. Nie wiemy. – Tuż przed rozpoczęciem gry, zgasło oświetlenie. Trzy z czterech masztów udało się naprawić i sędzia oraz drużyna przeciwna zgodzili się, żeby rozegrać spotkanie – relacjonuje. Oczywiście nikt nie ma wątpliwości, kto stał za „awarią”.

DERBY KIPIĄCE HISTORIĄ

Przystanek Union, wysiadamy. Po drodze mijamy kolejno: policyjny patrol, policyjną blokadę, wojskową blokadę, wojskowy patrol. Wszyscy z długą bronią. A potem dookoła już tylko kibice w barwach RWDM i Unionu Saint Gilloise (USG). No i oczywiście, co kilkadziesiąt metrów, wojskowe i policyjne patrole. Jesteśmy pod stadionem z fasadą w stylu art deco (sprawdziliśmy w mądrych książkach), a celem naszej podróży jest „match historique”, jak określają to wydarzenie brukselczycy. Dla terrorystów idealna okazja do przeprowadzenia zamachu. Ale tutaj nikt nie myśli o potencjalnym niebezpieczeństwie, szczególnie ci w koszulkach z napisem „FCK ISIS”.

08_policja

Fani RWDM i Unionu, po naszemu, mają zgodę. Łączone szale, piwo, równość, braterstwo – w powietrzu czuć przyjaźń. Choć nieco gryzą w oczy mężczyźni całujący się na powitanie. To taki lokalny zwyczaj. Na szczęście do nas nikt się nie dobiera, dwudniowy gorzki wyziew z dna żołądka zrobił swoje.

09_flaga

Gdy zapytać przeciętnego kibica, z czym kojarzy się mu piłka belgijska, najpewniej odpowie, że z Anderlechtem. W samej Brukseli „Fiołki” nie mają jednak zbyt wielu kibiców. Nasi znajomi uważają nawet, że Anderlecht nie jest klubem brukselskim, a flandryjskim. W każdy wielkim ośrodku funkcjonują drużyny o randze europejskiej oraz tej lokalnej. Jak zażarcie tłumaczył nam kiedyś pewien monachijczyk, w jego mieście nikt normalny nie kibicuje Bayernowi. Podobnie jest w stolicy Belgii.

Anderlecht ma na koncie 33 tytuły mistrzowskie, ale pierwszy z nich zdobył dopiero w 1947 roku. Przed II wojną światową rządził Union (11 tytułów – co do dziś daje trzecie miejsce w klasyfikacji wszech czasów), a jednym z niewielu klubów, który rzucił mu rękawicę był legendarny Daring – przodek RWDM. Były to czasy, gdy większe od Królestwa Belgii, i to 76 razy, było Kongo Belgijskie – aż do 1908 roku prywatna posiadłość króla Leopolda II.

Dość jednak tych opowieści z krainy mchu i paproci! Zachowując odpowiednie proporcje: jeśli Anderlecht to Arsenal albo Chelsea, to RWDM i USG są jak QPR lub Crystal Palace.

10_ksiadz

Przedwojenni władcy Belgii mieli akurat wolny termin, więc zmierzyli się w towarzyskich derbach o prymat w Brukseli. Klimatu dodawało wnętrze stadionu, z barem klasy światowej pod trybuną główną. Za to inna z trybun położona jest w dużej części w lesie. Tam właśnie, w lesie, mieli szatnię piłkarze Unionu za czasów świetności. Dziś naprzeciw siebie stanęli drugoligowiec (USG) i czwartoligowiec (RWDM).

Mecz jak mecz. Na boisku działo się o wiele mnie, niż na wypełnionych po brzegi trybunach. Na sparingu zjawiło się sześć tysięcy widzów.

Na szczęście jest już po końcowym gwizdku i znowu robi się ciekawie. Goście z Molenbeek wygrali 1:0 i świętują, jakby zdobyli mistrzostwo kontynentu albo wręcz planety. To właśnie atmosfera robi największe wrażenie. Jest coś wyjątkowego w obu klubach, jakaś magiczna cząstka, szczypta romantyzmu i tęsknoty za pięknymi czasami.

11_dziadek

Belgowie tłumaczą zasady planowanej w ich kraju restrukturyzacji ligowej, dość skomplikowanej, bo jej objaśnianie zajęło trzy rundy piwa i połowę żubrówki, a i tak niewiele zrozumieliśmy. Być może na skutek wspomnianej reformy i Union i RWDM wylądują w lidze amatorskiej, ale nie ulega wątpliwości, że nawet wówczas, kibice obu drużyn pozostaną na zawodowym poziomie. Szczególnie w poziomie konsumpcji. A ta, jeśli wierzyć rankingowi FIFA, jest najwyższa na świecie.

Tekst i zdjęcia: PAWEŁ MARSZAŁKOWSKI I MACIEJ SŁOMIŃSKI

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
0
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Komentarze

0 komentarzy

Loading...