Reklama

Bastion of defence i krakowski wyrzut sumienia? 

redakcja

Autor:redakcja

04 stycznia 2016, 11:10 • 6 min czytania 0 komentarzy

Jeszcze niedawno Michał Nalepa opowiadał w wywiadzie, że czuje się rozczarowany tym, że nie podpisał nowego kontraktu z Wisłą Kraków – że zwyczajnie liczył na pozostanie w klubie, z którym związany jest od dziecka. Wtedy pewnie jeszcze nie sądził, że chwilę później zdobędzie Puchar Węgier, Puchar Ligi, zagra w Superpucharze, a w dodatku będzie walczył o mistrzostwo kraju. Jak mawiał jednak Steve Jobs, „niepozorne zdarzenia z przeszłości mają kolosalny wpływ na teraźniejszość” i tak też jest z karierą Nalepy. 

Bastion of defence i krakowski wyrzut sumienia? 

Nie oszukujmy się, będąc dość młodym zawodnikiem, mając za sobą wreszcie rozegrany pełny sezon w ekstraklasie nikt nie marzy o tym, żeby nagle przejść do ligi węgierskiej. Nawet mająca milion problemów organizacyjnych Wisła jest lepszym oknem wystawowym na zachód niż najbardziej utytułowany klub OTP Bank Ligi. Świadczy o tym choćby liczba Madziarów, którzy przybywają do Polski. Odwrotny kierunek jest po prostu nieco hipsterski i wydaje się krokiem dla desperatów. Już średnia liczba kibiców na trybunach dużo mówi o tym, z jakim produktem mamy do czynienia. Ferencvaros Nalepy wypada i tak najlepiej w lidze pod tym względem (pod wieloma innymi też), bo na jego mecze przychodzi średnio ponad 8 tys. fanów, ale już ostatnie zespoły prezentują się w tej statystyce dość śmiesznie. Puskas Academy czy Honved rzadko przekraczają liczbę tysięcy ludzi z szalikami.

WARSZAWA 09.05.2014 MECZ 33. KOLEJKA GRUPA MISTRZOWSKA T-MOBILE EKSTRAKLASA SEZON 2013/14: LEGIA WARSZAWA - WISLA KRAKOW 5:0 --- POLISH TOP LEAGUE FOOTBALL MATCH: LEGIA WARSAW - WISLA CRACOW 5:0 MICHAL NALEPA BARTOSZ BERESZYNSKI FOT. PIOTR KUCZA/NEWSPIX.PL --- Newspix.pl

A mimo to Nalepa spadł na cztery łapy. Trochę przez przypadek, bo tylko splot dziwnych okoliczności i decyzji ze strony „Białej Gwiazdy” sprawił, że wychowanek Wisły nie podpisał nowego kontraktu. W wywiadzie dla Przeglądu Sportowego nie krył zresztą rozczarowania całą sytuacją: – Szczegóły umowy były już dogadane, po czym nagle okazało się, że jednak mnie nie chcą. Nie wiem kto tak zdecydował. Na szczęście koniec końców wyszło mi to na dobre więc wolę do tego nie wracać.

Potem okazało się, że o odejściu zawodnika zadecydował Franciszek Smuda, który podobno stwierdził, że obrońca nie pasuje do jego koncepcji.

Reklama

Innego zdania był natomiast trener Ferencvarosu – Thomas Doll, który długo obserwował Nalepę i tylko czekał aż będzie mógł sprowadzić go do siebie za darmo. A warto dodać, że szkoleniowiec ekipy z Budapesztu wcale nie jest osobą anonimową w środowisku. W przeszłości trenował przecież takie marki jak Hamburg czy Borussia Dortmund, więc można zakładać, że zna się na rzeczy – być może lepiej niż Smuda. Zresztą w Budapeszcie dużo mówi się o kapitalnej atmosferze w drużynie i ręce Dolla do wyszukiwania niezłych piłkarzy za paczkę frytek. Oczywiście nic nie scala zespołu tak jak dobre wyniki, ale oprócz tego słynne stały się też wspólne, uroczyste kolacje zainicjowane przez Niemca, czy wypady na gokarty. Sam Nalepa też podkreśla jak wiele dała mu współpraca z niemieckim trenerem: Smuda kojarzony jest z niemiecką piłką, ale w treningach i podejściu do piłkarza różnica jest ogromna. Tu dużo czasu poświęca się na indywidualne rozmowy. Gdy spotkaliśmy się z trenerem Dollem od razu wiedziałem, czego ode mnie oczekuje. W Wiśle tak naprawdę często nie wiedziałem, czego ode mnie chcą. 

Zrzut ekranu 2016-01-04 o 10.38.53

Chemię pomiędzy trenerem a zawodnikiem widać gołym okiem. Nalepa wyszedł w podstawowym składzie już w pierwszym ligowym meczu po przyjeździe do Budapesztu i został w nim praktycznie do końca sezonu. W dodatku zaliczył debiut – marzenie, bo w starciu z Sliemą Wanderers w Lidze Europy zdobył bramkę i zagrał tak, że trafił na usta wszystkich kibiców i dziennikarzy. Ogólnie pierwszy sezon to samo pasmo sukcesów i byłby to rok może nawet wyborny, gdyby nie kontuzja, przez którą Michał musiał opuścić finał „Magyar Kupa” i Pucharu Ligi. Wrócił na Superpuchar, ale tam też nie pokazał się z dobrej strony dostając czerwoną kartkę jeszcze w pierwszej połowie.

Dobre występy drużyny zaowocowały jednak awansem do europejskich pucharów, a także nagłym wzrostem popularności samego zawodnika. To pierwsze zakończyło się wielką farsą i przegraną w eliminacji Ligi Europejskiej z Zeljeznicarem Sarajewo. Natomiast w drugim przypadku można mówić o wielkim sukcesie naszego rodaka. Na Węgrzech nie ma miejsca, gdzie nie musiałby rozdawać autografów i udzielać wywiadów.

Po tak zaskakująco dobrym roku powstało jednak pytanie, czy wychowanek Unii Oświęcim nie straci tego, co przed chwilą wywalczył i znów nie wróci do punktu wyjścia. W końcu takich przypadków znamy już mnóstwo. No i przed tym sezonem „Fradi” wzmocnili się, ale na szczęście głównie w ofensywie. Tam mają atak marzeń z Zoltanem Gerą i Danielem Boede. O obronie trochę zapomniano, ale…

– po pierwsze: nie przeszkodziło to „Zielonym Orłom” mieć aż 18 punktów przewagi nad drugim Ujpestem

Reklama

– po drugie: oznacza to, że nie przyszedł właściwie nikt, kto odebrałby miejsce w składzie Michałowi Nalepie. Jego jedynym groźnym konkurentem jest więc grający kilka lat w Zaragozie, Adam Pinter.

Ewentualne problemy mogą nadejść jednak dopiero teraz, bo klub chce sprowadzić Kennego Otigbę – byłego reprezentanta węgierskiej młodzieżówki i faceta, która podobno potrafi grać w piłkę na niezłym poziomie. Klub też nie stoi w miejscu – apetyt rośnie w miarę jedzenia. Odkąd Kevin McCabe zainwestował w Ferencvaros pokaźną kwotę, ci idą jak burza na krajowym podwórku i coraz mocniej pukają do bram europejskich pucharów. Jakiś czas temu,co prawda Anglik wycofał się już ze sponsorowania klubu, ale jego miejsce zajął Gabor Kubatov – bliski znajomy Viktora Orbana – bogaty fanatyk futbolu. Przy takim układzie sukcesy to rzecz naturalna, ale oprócz protekcji charyzmatycznego polityka mamy do czynienia ze świetnym zarządzaniem. Najpierw oddano supernowoczesny stadion – Groupama Arena, który z miejsca stał się też miejscem zmagań reprezentacji, potem z kolei skupiono się na budowaniu mocnej drużyny odpowiednio skrojonej do możliwości finansowych „Zielonych orłów”. Sprowadzono kilka podstarzałych gwiazd jak Gera, ale przy okazji wyszukano młodych, na których „Fradi” mogą coś zarobić i tchnąć w drużynę trochę polotu. Najlepszym przykładem, że polityka transferowa biało-zielonych jest skuteczna, może być Muhamed Besić, którego dziś możemy podziwiać w barwach Evertonu, a jeszcze niedawno biegał po boiskach OTP Bank Ligi.

Na razie Nalepa może więc mieć wyłącznie powody do zadowolenia i w pełni cieszyć się grą na Węgrzech, gdzie właśnie został wybrany do jedenastki rundy jesiennej przez „Nemzeti Sport” – węgierski odpowiednik „Przeglądu Sportowego” i zaraz zdobędzie mistrzostwo kraju. Patrząc na grę Wisły, Michał też pewnie uśmiecha się nieśmiało, ponieważ być może w ostatniej chwili uciekł z tonącego okrętu – w dodatku do miejsca, gdzie jest wreszcie naprawdę doceniany i ma szansę zmierzyć się choć w kilku meczach w europejskich pucharach lub spróbować swoich sił przeciwko silnym rywalom w sparingach (patrz filmik z Torresem).

A jeśli chodzi o całą sprawę z perspektywy Wisły, to cóż… Może nie jest to wyrzut sumienia tego klubu, bo krakowianie puszczali już w świat dużo bardziej utalentowanych graczy, ale trudno nie odnieść wrażenia, że taki zawodnik przydałby się teraz temu zespołowi i nie obciążyłby budżetu. Tyle tylko, że Wisła ma dziś dłuższą listę takich występków – stertę „mandatów za złe parkowanie”, a gdy zbierzemy to w całość to mamy pełny obraz organizacji tego klubu. Pojazdu bez kierowcy i prawa jazdy.

MICHAŁ HARDEK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...