Reklama

Ale to już było: Tomasz Sokołowski wytransferowany na… dwa miesiące

redakcja

Autor:redakcja

17 grudnia 2015, 18:33 • 8 min czytania 0 komentarzy

Dlaczego ówczesna Legia zdobyła nieproporcjonalnie mało trofeów do swoich możliwości? Czemu izraelski klub prosił Legię o… wycofanie się z transferu? Do czego w stołecznej szatni używana była piłka do metalu? O tym wszystkim w naszym cyklu Tomasz Sokołowski. 

Ale to już było: Tomasz Sokołowski wytransferowany na… dwa miesiące

Kariera z dzisiejszej perspektywy – spełnienie czy niedosyt?

Spełnienie. Zagrałem 300 meczów w ekstraklasie, 12 spotkań w reprezentacji. Mogło być więcej, jasne, ale konkurencja w kadrze była ogromna, większość zawodników grała za granicą, ja miałem występy tylko w lidze polskiej. I tak dobrze, że w ogóle trafiłem do kadry. Przecież ja w pierwszej lidze – czyli na najwyższym szczeblu w kraju – pojawiłem się dopiero w wieku 24 lat. Kiedy miałem 20 lat poszedłem do wojska, nie kopałem piłki prawie rok. Masa wyrzeczeń, wiele momentów, kiedy trzeba było iść pod górkę. Tak, raczej jestem spełniony.

Największe spełnione piłkarskie marzenie?

Mistrzostwo Polski, Puchar Polski. I Liga Mistrzów! Zdążyłem zagrać w ćwierćfinale z Panathinaikosem. I to, że jednak udało się zagrać w reprezentacji. A, zapomniałbym. Jeszcze awans ze Stomilem Olsztyn do pierwszej ligi, bardzo ważny moment na początku kariery.

Reklama

Największe niespełnione piłkarskie marzenie?

Szkoda, że nie udało się wyjechać na dłużej za granicę. Urazy nie pozwoliły mi wejść na wyższy piłkarski poziom. W Legii też mogło być więcej sukcesów. Legia jest skazana na to, żeby zdobywać tytuły. Mistrzostwo, Puchar Polski i Superpuchar – trochę to za mało. Szczególnie jeśli weźmiemy możliwości finansowe klubu i możliwości samych zawodników. Był czas, że trenerzy zmieniali się co pół roku. Za często. Brakowało nam stabilizacji. Widać to też teraz po niektórych klubach – potencjał duży, ale wyników nie ma, bo co chwilę zmieniają się szkoleniowcy.

Duży transfer zagraniczny, który był blisko, ale nie doszedł do skutku?

Miałem epizod w Izraelu w Maccabi Netanya. Podpisałem kontrakt na dwa lata, ale… nie zagrałem ani jednego meczu w lidze. Klub wycofał się z transferu. Przeszedłem cały okres przygotowawczy, a nagle Izraelczycy zwrócili się z prośbą do Legii o wycofanie transakcji. Sportowo? Z całym szacunkiem, ale to nie był taki poziom, żebym sobie nie poradził. Nie wiem, o co im chodziło. Nie chciałem się z nimi sądzić ani doszukiwać się powodów takiej decyzji – nie chcą mnie to się zapakowałem i mnie nie ma. Wyszło na moje. Wróciłem do Legii, zdobyłem w następnym sezonie Mistrza Polski i Puchar Ligi, do tego dostałem Piłkarskiego Oskara za najładniejszą bramkę w rozgrywkach. Dobrze mnie ci Izraelczycy przygotowali (śmiech).

Najlepszy piłkarz, z którym pan grał w jednej drużynie?          

Tomek Wieszczycki. Niesamowite umiejętności i super charakter. Tomek był i jest dokładnie taki, jak teraz w telewizji. Sympatyczny, uczciwy, rzetelny. Zawsze taki sam. Jeszcze Czarek Kucharski i Sylwester Czereszewski. Waleczność, umiejętności i profesjonalizm – klasa. To zawodnicy z gatunku tych, z którymi nie trzeba trenować, żeby rozumieć się bez słów.

Reklama

Najlepszy piłkarz, przeciwko któremu pan grał?

Wtedy największe boje toczyliśmy z Wisłą. Na mojej stronie grali Kosowski i Baszczyński. Najpierw musiałem ograć jednego, a potem wpadałem na drugiego. Ale te mecze generalnie wspominam dobrze – może i przegrywaliśmy mistrzostwa, ale w meczach bezpośrednich radziliśmy sobie nieźle. Wcześniej, jak grałem przeciwko Legii, to ścigaliśmy się z Jackiem Bednarzem na stronie. Był mocno nieustępliwy.

Najlepszy trener, który pana trenował?

Pierwszy trener, który zaszczepił we mnie waleczność i nieustępliwość – świętej pamięci Edward Warsiński. No i oczywiście Bogusław Kaczmarek. Oddany pracy jak nikt. Od rana do wieczora w klubie. W Stomilu nie było zbyt wielu środków, nie było też nie wiadomo jakich piłkarzy, ale słynny „Bobo” potrafił rozwinąć każdego. Nie potrzebował do tego monitoringu piłkarza i różnych tego typu wynalazków. I jeszcze Mirosław Jabłoński. Spokojny człowiek, poświęcony pracy. Merytorycznie zawsze przygotowany. W Legii brakło sukcesów, ale w Olsztynie robi dziś niesamowitą robotę.

Najgorszy trener, z którym miał pan przyjemność?

Nie mogę powiedzieć o żadnym, że był najgorszy. Powiem tak: wielu w ówczesnej Legii nie dostało prawdziwej szansy w odpowiednio długim czasie, drużyny nie buduje się w kilka miesięcy.

Gej w szatni? Spotkał pan takiego chociaż raz? 

Nikt taki się nie ujawnił. To był i jest temat tabu. Ale nie miałbym z tym problemu, liczą się umiejętność i charakter na boisku, a nie kolor skóry czy orientacja.

Najlepszy żart, jaki zrobili panu koledzy? Kto i gdzie? 

Podczas korzystania z ubikacji trzeba było się pilnować, żeby nie dostać od kogoś wiadrem lodowatej wody. O, albo pamiętam jak przykuto mi torbę do szafki… łańcuchem. Musiałem wziąć od magazyniera piłkę i działać. Był już przygotowany, żeby mi pomóc.

Najlepszy żart, który wykręcił pan?

W Legii żarty były na porządku dziennym. Już nie pamiętam konkretnie, kto komu i kiedy. Przebity but, pocięte spodnie – normalka.

Kim chciał pan być po zakończeniu kariery i jak bardzo marzenia różnią się od rzeczywistości?

Zawsze byłem komunikatywny, więc widziałem się w trenerce. Do 38 roku grałem w piłkę, papiery zrobiłem parę lat wcześniej. Do dziś widzę siebie przy piłce. Szkółki powstają jak grzyby po deszczu, jest co robić. Teraz przede mną stoi wyzwanie, bo zaufali mi działacze Sokoła Ostródy. Trzecia liga, klub w tym roku będzie obchodził siedemdziesięciolecie. Zobaczymy. W przyszłości chciałbym spróbować wszystkiego jako trener i pracować w ekstraklasie. Do tego dążę.

Co kupił pan za pierwszą grubszą premię?         

Samochód. Nissana Micrę.

Najbardziej wartościowy przedmiot, który pan kupił?

Nie przypominam sobie nic. Raczej starałem się oszczędnie podchodzić do życia.

Największa suma pieniędzy przepuszczona w jedną noc?

Byłem w kasynie raz, ale nie kręci mnie to. Przepuściłem stówkę w blackjacku i na tym się skończyło. Meczów też nie obstawiam. Nie lubię przegrywać.

Najbardziej pamiętna impreza po sukcesie?

W Stomilu Olsztyn po awansie do pierwszej ligi. Fajna grupa ludzi, spotkaliśmy się z rodzinami. Zabawa do białego rana.

Z którym piłkarzem z obecnych ekstraklasowiczów najchętniej by pan zagrał w jednej drużynie?

Ondrej Duda, jeśli byłby w formie sprzed roku. Ma umiejętności, ale jego przykład pokazuje, jak szybko można pójść w dół. Wróżono mu transfer, a dziś nikt już tak głośno nie mówi, że zrobi wielką karierę.

Z którym z obecnych trenerów ekstraklasy chciałby pan pracować?

Michał Probierz. Czesław Michniewicz. Charyzmatyczni, mają dobrą wizję, dobre podejście do piłkarzy. I przede wszystkim Jan Urban. Podpatrywałem go na treningach, ma świetny warsztat i podejście do zawodników. Widzimy, w jak trudnej sytuacji objął Lecha i jak sobie poradził.

Poziom ekstraklasy w porównaniu do pana czasów – tendencja wzrostowa, czy spadkowa?

Ekstraklasa ekstraklasą, trzeba to wszystko przenieść na Europę. Drużyny maksymalnie wychodzą z grupy Ligi Europy i przepadają. My graliśmy jeszcze w Lidze Mistrzów.

Najcenniejsza pamiątka z czasów kariery piłkarskiej?

Medale. Za mistrzostwo, za Puchar. Mam całą ścianę koszulek, szalików i innych różnych pamiątek, włącznie z krzesełkami ze starego stadionu na Łazienkowskiej.

Pierwszy samochód?

Po mistrzostwie dostaliśmy do podziału na drużynę dwanaście maluchów. Spłaciłem kolegę, żeby mieć pamiątkę z awansu.

Najlepszy samochód?

Ja nie mam samochodu, żona ma! Skoda Superb.

Najlepszy młody polski piłkarz, który ma szansę zrobić wielką karierę?

Linetty, Kapustka i Zieliński mają zadatki na piłkarzy. To wszystko jest złudne, bo chyba nikt nie przypuszczał, że Robert Lewandowski, kiedy jeszcze grał w Lechu, zrobi aż taką karierę? Oprócz tego Kownacki, Bartkowiak, Jagiełło, Ryczkowski, Wieteska. Oglądałem ostatnio trochę tych zawodników, mają potencjał.

Artykuł prasowy o panu, który najbardziej zapadł w pamięć? 

Nic szczególnego mi nie utkwiło w pamięci. Były lepsze i gorsze mecze, czasem człowiek oberwał od prasy. Generalnie nie polecałbym młodym brania do siebie krytyki mediów. Prasa prasą, najważniejsze jest zdanie trenera.

Ulubione zajęcie podczas zgrupowań?

Czytanie książek.

Najpopularniejsza z piosenek puszczanych w szatni?

Nie słuchało się w szatniach muzyki, nic nie utkwiło mi w pamięci.

Ulubiony komentator?

Jestem fanem Premier League, więc Twarowski i Nahorny. Lubię jeszcze Laskowskiego.

Ulubiony ekspert?

Tomek Wieszczycki i Kaziu Węgrzyn.

Najważniejsza ze zdobytych bramek?

Gol na 2:1 w Superpucharze. Zwycięska bramka.

Największy jajcarz, z którym dzielił pan szatnię?

Szamo i Radek Wróblewski.

Największy pantoflarz?

Nikt konkretny mi nie przychodzi na myśl. Nie przywiązywałem wagi do tego.

Najlepszy podrywacz?

Radek Wróblewski!

Największy modniś?

Wojciech Szala i Bartosz Karwan.

Najlepszy prezes?

Ryszard Sosnowicz w Olsztynie i pan Mariusz Klimek w Chorzowie. Otwarci, życzliwi, rzeczowi, konkretni. Dobrze ich wspominam.

Najgorszy prezes?

Zdarzały się opóźnienia, jeśli chodzi o finanse, ale wtedy były inne czasy. Nie chciałbym na nikogo zrzucać winy.

Największe opóźnienie w wypłaceniu pensji?

Trzy miesiące w Legii.

Najładniejsze miasto, w jakim przyszło panu grać?

Nie wiem, bo… nie zwiedzałem. Tyle co stadion, hotel.

Całowanie herbu – zdarzyło się?

Nie jestem pewien, ale chyba nie.

Alkohol w sezonie?

Piwo – tak. Miałem swój limit. Maksymalnie dwa piwa, więcej się nie zdarzało.

Najlepszy kumpel z boiska po zakończeniu kariery?

Podtrzymuję te znajomości, ale z nikim ze starych kolegów nie pracuję na co dzień. W old boyach się spotykamy z Darkiem Dziekanowskim, Piotrkiem Mosórem, Piotrkiem Świerczewskim, Tomkiem Kłosem. Z tym ostatnim gramy zawzięcie w tenisa.

Obozy sportowe – bieganie po górach czy bieganie po górach z kolegą na plecach?

Załapałem się na bieganie po górach. Później od tego odchodzono. Za Bobo Kaczmarka było ostro. Wokół płyty boiska zaaplikował nam dwa dni morderczych treningów. W jednej serii po cztery okrążenia razy sześć i powtórka. Albo bieganie po plaży.

Najgroźniejsza kontuzja?

Zerwany przyczep mięśnia prostego. Z małej drobnostki zrobiła się poważna kontuzja. Pięć miesięcy pauzy.

Czego zazdrości pan dzisiejszym piłkarzom?

Stadionów. Na pewno jest większa motywacja, kiedy gra się na takich obiektach i przy tak licznej publiczności.

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
9
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...