Reklama

Techniczny i delikatny? A gdzie tam – gra wszystko i wszędzie

redakcja

Autor:redakcja

14 grudnia 2015, 16:07 • 4 min czytania 0 komentarzy

Jakie wrażenie sprawiał Guilherme w lutym 2014 roku, kiedy to debiutował w Ekstraklasie? Przede wszystkim widziano w nim typowego, filigranowego skrzydłowego, grającego głównie do przodu. Z jednej strony w oczy rzucała się jego mocno zaawansowana technika, z drugiej drobna postura, która – jak się mogło zdawać – wykluczała grę na innych boiskowych pozycjach. Drugie wrażenie również łączyło się z jego warunkami fizycznymi. Niski, drobny, z dziecięcą buzią – wyglądał na chłopca, który nie ma prawa poradzić sobie w naszej siłowej lidze. A odniesiona po dwóch pierwszych meczach kontuzja, która wykluczyła go na długie osiem miesięcy, zdawała się tylko to potwierdzać. Z dzisiejszej perspektywy z całą stanowczością musimy stwierdzić, że Guilherme był piłkarzem bardzo niepozornym.

Techniczny i delikatny? A gdzie tam – gra wszystko i wszędzie

Zestawmy to z wczorajszym meczem na szczycie, w którym Legia mierzyła się z Piastem. W szeregach gospodarzy na pozycji defensywnego pomocnika zagrał piłkarz, dla którego był to 37. mecz tej jesieni, co jest najwyższym wynikiem w całej drużynie. Mowa oczywiście o Guilherme, który był ustawiony naprawdę blisko obrońców i w parze z Vranjesem to on częściej grał bliżej własnej bramki. Brazylijczyk ambitnie walczył o każdą piłkę i wykonał sporo wślizgów, zakończonych kilkoma odbiorami. Starał się być blisko przeciwnika i – stojąc nisko na nogach – nie dawał się łatwo ogrywać. Być może nie był to jakiś wybitny mecz w jego wykonaniu, ale z pewnością nie można powiedzieć, że zawiódł. Przeciwnie, dobrze wywiązał się z powierzonych mu zadań.

Jakim piłkarzem jest dziś Guilherme? Wymowny jest tu właśnie mecz z Piastem, w którym zaczął jako defensywny pomocnik, bo – po przesunięciu Jodłowca do obrony – najlepiej nadawał się do takiego grania spośród wszystkich dostępnych piłkarzy Legii. Kiedy Prijović zmienił Trickovskiego, na skrzydle zrobiła się dziura i znowu to Brazylijczyk najlepiej nadawał się do jej wypełnienia. A kiedy Kucharczyka zastąpił Bereszyński, nie było komu grać na lewej pomocy. Kto wtedy zajął to miejsce? Oczywiście Guilherme, który ponownie najlepiej tam pasował. A jeżeli dodamy do tego pozycje, na których „Gui” najczęściej grywał w poprzednim sezonie, czyli lewą obronę i tzw. dziesiątkę, wyjdzie nam sześć miejsc na boisku, na których trenerzy mogą z niego skorzystać.

Brazylijczyk zaskoczył więc wszystkich. Nie został zadaniowcem, który przez 60 minut może robić wiatr na skrzydle, a potem przez kolejne dwa mecze musi odpoczywać. Przeciwnie, dziś to prawdziwa maszyna, którą można wykorzystać w sześciu miejscach na boisku, a kto wie, czy za chwilę nie wymyślą dla niego jeszcze czegoś nowego. Rzecz jasna Brazylijczyk nie we wszystkich 37 meczach zagrał w pełnym wymiarze czasowym, ale wymowne, że aż 36 razy – uwzględniając doliczony czas gry – spędził na boisku minimum pół godziny. A chyba nikomu nie musimy tłumaczyć, że wchodząc do gry nawet w okolicach 60. minuty można się porządnie zmęczyć, bo nie ma po co się oszczędzać i trzeba dać z siebie znacznie więcej.

Inna sprawa, czy taki stan rzeczy sprzyja samemu Brazylijczykowi. Według naszych not, gdzie Gui ustępuje w Legii tylko Nikoliciowi i Pazdanowi, wszystko wydaje się być w porządku. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że stać go na zdecydowanie więcej, bo samymi umiejętnościami piłkarskimi przerasta większość piłkarzy w lidze. Guilherme jednak ciągle jest rzucany po całym boisku i za bardzo nie ma czasu na treningach, by szlifować swoje umiejętności. Od lipca praktycznie nie zajmuje się niczym innym, niż graniem meczów i regenerowaniem się po nich.

Reklama

Potrafimy sobie wyobrazić sytuację, w której Guilherme daje drużynie zdecydowanie więcej. Sytuację, w której ma jasno określoną pozycję – przypuśćmy, że prawą pomoc – i może się na niej skupić, ćwicząc dośrodkowania czy strzały z dystansu. I w której nie musi grać we wszystkich meczach, jak na przykład w pucharowych starciach z Górnikiem Łęczną czy Chojniczanką lub w rewanżu z Kukesi, kiedy to pierwszy wyjazdowy mecz rozstrzygnięto jako walkower dla Legii. Być może wtedy Brazylijczyk wszedłby na zdecydowanie wyższy poziom i znacznie częściej zachwycał swoimi akcjami. Ale żeby sprawdzić prawdziwość tej tezy, Legia musiałaby dysponować kadrą, która pozwoliłaby Guilherme na odpoczynek i na odejście od roli zapchajdziury.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...