Reklama

Hulk zatańczył z Valencią. Nuno już pod gilotyną?

redakcja

Autor:redakcja

24 listopada 2015, 19:55 • 2 min czytania 0 komentarzy

Pożegnanie jest chyba tylko kwestią czasu. Nuno Espirito Santo pojawił się w Valencii dzięki koneksjom jego kumpla, a zarazem agenta, Jorge’a Mendesa z właścicielem Peterem Limem, ale wydaje się, że to już końcówka tej bezowocnej współpracy. Kibice z Estadio Mestalla odśpiewują pożegnania Portugalczyka („Nuno, vete ya!”) niemal na każdym meczu, za ostatni remis z Las Palmas pożegnali go tradycyjnymi chusteczkami, a teraz przyszło jeszcze potknięcie w Lidze Mistrzów. Valencia, żeby się odkuć i w końcu złapać formę, ruszyła do Sankt Petersburga. Poważne granie jednak szybko wybito im z głowy. 2:0 przy różnicy dwóch klas.

Hulk zatańczył z Valencią. Nuno już pod gilotyną?

Kultura gry. Dojrzałość piłkarska. Dominacja. Jakość. Wszystko było dziś po stronie Zenita. Hiszpańska prasa w niemal wszystkich dziennikach obawiała się, że Hulk zrobi z podopiecznych Nuno miazgę i miała do tego podstawy. Przed tym spotkaniem Brazylijczyk miał w Lidze Mistrzów trzy gole i cztery asysty, a dziś na tle siódmej drużyny Primera División czuł się niemal jak podczas sparingu. Balans, drybling, odjazd, strzał – pełen wachlarz zagrań. Patrząc na to jak Hulk bawił się z defensorami Valencii, głównie z Joao Cancelo, można było się tylko zastanawiać, jak to możliwe, że aż taka kupa mięśni potrafi z taką lekkością, gracją i swobodą poruszać się po boisku. To doprawdy jakaś zagadka genetyczna, bo facet swoją fizjonomią bardziej przypomina rugbystę niż piłkarza. Piłkarsko momentami ociera się jednak o wybitność. Szkoda, że tylko w Rosji, ale to już temat na inną opowieść.

Pierwszy gol dla Zenita padł zresztą po akcji Brazylijczyka, którą ostatecznie zakończył Szatow. Rosyjski snajper znajdował się na minimalnym spalonym, ale nie zmienia to faktu, że obrona Valencii – pod nieobecność kontuzjowanego Mustafiego – kompletnie zaspała. Jak to ujął jeden z hiszpańskich dziennikarzy – defensywa jak z kartonu i plasteliny. Podopieczni Villasa-Boasa zabili mecz, gdy Artiom Dziuba wykończył w 74. minucie kapitalną szarżę Danny’ego. Valencia niby potrafiła się odgryzać, gdy Sofiane Feghouli próbował robić coś z niczego, ale albo brakowało skuteczności Alcacerowi, albo… Cóż, sam Feghouli mimo szczerych chęci nie wystarczy, by zremisować z Zenitem. Zenitem w Lidze Mistrzów perfekcyjnym, idącym po trupach, mającym komplet punktów.

Porażka w tym meczu nie zabiera Valencii szans na awans, ale Nuno Espirito Santo wypadły już chyba wszystkie argumenty na swoją obronę. Jedyne, co jeszcze ratuje jego posadę, to przyjaźń z Mendesem i Limem, jednak to nikogo na Półwyspie Iberyjskim już nie przekonuje. Kibice Valencii, wspierani przez Mario Kempesa, wręcz się modlą o rozpędzenie tego menedżerskiego folwarku. Parking dla piłkarzy może się sprawdzić, o ile piłkarze i trener wnoszą jakość. Tymczasem ci obecni zrobili z Valencii przeciętniaka.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...