Reklama

Poszedł do klubu, żeby zrzucić brzuszek. Reżyser, który jedzie na Euro

redakcja

Autor:redakcja

13 listopada 2015, 16:19 • 6 min czytania 0 komentarzy

Cofnijmy się o dziesięć lat. Hannes Halldorsson jest niczym niewyróżniającym się 21-latkiem. Myślał kiedyś o graniu w piłkę, ale – jak to w życiu bywa – rzeczywistość palnęła go maczugą w łeb. Przestał już nawet marzyć, a to przez kontuzję, która wciąż się odnawiała. Zajął się normalną pracą, zatrudnił się przy produkcji filmów. Stanowisko? Jakże odpowiedzialne: obsługa ekspresu do kawy. Sami przyznacie – nieciekawa perspektywa. Ot, życie jak życie. Bez fajerwerków, bez zwrotów akcji. Tak zaczyna się ta historia. Historia – dodajmy – jak z filmu. Nie bez powodu używamy tego porównania. Fabuła rozkręca się wyjątkowo powoli. Ale jak już nabierze tempa, zaskoczy wszystkich. Z głównym bohaterem na czele.

Poszedł do klubu, żeby zrzucić brzuszek. Reżyser, który jedzie na Euro

21-letni Hannes spotyka znajomego, który hobbystycznie kopie w trzecioligowym klubie. Ten rzuca coś w stylu: – Dawaj ze mną, nie mamy bramkarza. Pograsz z nami, zrzucisz może wreszcie ten brzuszek. No właśnie, brzuszek. Hannes waży 105 kilogramów i nawet mimo słusznego wzrostu – 193 centymetry – jego sylwetka nie wygląda najlepiej. Wraca do domu i przegląda się w lustrze. – Powiedziałem sobie: koniec. Nie będę tak wyglądał – wspomina. Zrobił sobie fotkę i ta stała się jego motywacją. Trzyma ją do dzisiaj, pokazuje tylko najbliższym.

O tym niepozornym wydarzeniu mówi jednoznacznie: – To był przełom. Od tamtej pory jego życie to pasmo sukcesów. Wszystko idzie jak po maśle. Naprawdę wszystko.

Wrzesień 2015. Na podłodze w domu Halldorssona ze ścierą zapieprza kierownik NEC Nijmegen, Patrick Pothuizen. Wszystko musi być na błysk. Wanna, zlewy, podłogi. No i dywany, te też trzeba wytrzepać. To konsekwencja zakładu, który obaj panowie zawarli przed meczem. W przypadku, gdy Islandia pokonałaby Holendrów, kierownik drużyny Hannesa zobowiązał się wypucować mu cały dom. Wielka Holandia wtopiła a islandzki bramkarz wbił kilka swoich gwoździ w tę pomarańczową trumnę. Ale stawka tego meczu była o wiele większa niż porządek w domu. Zwycięstwo sprawiło, że awans do mistrzostw Europy był już na wyciągnięcie ręki.

reżyser

Reklama

Aż w końcu stał się faktem. Halldorsson jedzie na Euro. A przecież mowa o człowieku, który wcale nie poświęcił całego swojego życia futbolowi, ale o gościu, który dekadę temu poszedł grać do kompletnie amatorskiego klubu, żeby zrzucić zbędne kilogramy. Hannes kolejne szczeble kariery pokonywał z prędkością TGV. Trzecia liga, druga, potem pierwsza (czyli ekstraklasa). Mistrzostwo i puchar kraju, tytuł najlepszego piłkarza ligi. I w 2011 roku debiut w reprezentacji. Później wyjazd do Norwegii. Najpierw na wypożyczenie do Brann, następnie z pełnoprawnym kontraktem do Sandnes Ulf. I wreszcie oferta od NEC Nijmegen. Klubu z europejską renomą.

A przecież jako nastolatek porzucił piłkę, nie miał żadnych nadziei, że może osiągnąć sukces. Za małolata trenował na bramce, owszem, ale marzenia o obronionych rzutach karnych zabrała mu kontuzja. Jako czternastolatek zjeżdżał razem ze swym ojcem ze stoku. Ojciec na nartach, on – na snowboardzie. Wyścigi. Kto pierwszy na dole, ten lepszy. I nagle obaj panowie zaliczają gleby na pełnej prędkości. 14-letni Hannes uszkadza sobie bark, jego tata łamie palce. Młodzian stosunkowo szybko wraca do zdrowia, ale podczas kolejnych treningów uraz się odnawia. Rehabilitacja i… znowu to samo. Znowu ten pieprzony bark. Dla Hannesa oznaczało to jedno: koniec marzeń. Strach podczas każdego treningu, że kontuzja wróci. I ta świadomość, że sporo czasu już stracił. I że będzie cholernie ciężko dogonić rówieśników.

Dziś z tych niepowodzeń podchodzi z należytym luzem: – Ojciec do tej pory uważa, że wygrał. Był pierwszy na dole, w końcu to on ściągnął karetkę – śmieje się. Nie żałuje, że rzucił wtedy piłkę. Po pierwsze: i tak osiągnął cel, w który przestał już nawet wierzyć. Po drugie: znalazł nową pasję. Filmy. W swojej pracy szybko przestał parzyć kawę. Odkrył w sobie smykałkę do kręcenia. Myślenie obrazem, konstrukcja dialogów, obmyślanie fabuły – wszedł w to na maksa.

Po latach stał się cenionym w środowisku fachowcem. Specjalizacja: reklamy. Nakręcił ich mnóstwo. Dla Ikei, Coca-Coli, producentów alkoholi czy jogurtów. Zaczął kręcić też filmy. Na koncie ma dwa dokumenty i jeden komediowy film akcji. Nie będziemy zagłębiać się w fabuły, nie o to w tej historii chodzi. Chcemy pokazać wam tylko jedno: Hannes naprawdę robił, co kocha i naprawdę był w tym debeściakiem. Spełniał się.

reżyser 3

Jakby ktoś wtedy powiedział mu, że będzie grał w mistrzostwach Europy, zapewne podziękowałby za pomoc w układaniu dialogów do kolejnej komedii. Albo obróciłby to w żart, że w filmach, owszem, robi, ale nie w science-fiction. Piłka była zawsze gdzieś z boku. W Islandii nie ma ona wymiaru zawodowego. Piłkarze chodzą do normalnej pracy, wracają do domu na obiad, pakują swoje rzeczy i lecą na trening. I przez długi czas właśnie tak wyglądał typowy dzień Halldorssona.

Reklama

Podwójne życie. Pobudka o czwartej rano, podróż do pracy, w której spędzał 12 godzin. No a potem piłka. Zdarzało się, że nie wyrabiał. Jechał na zgrupowanie z reprezentacją i… montował reklamówki. Kiedy inni na obozach grali w karty czy prowadzili burzliwe dyskusje, on wymyślał kolejne sceny do swoich produkcji. Zdarzyło się nawet, że będąc na zgrupowaniu kadry, kręcił reklamówkę dla islandzkich linii lotniczych, w której występował wraz z kolegami z drużyny. Był jednocześnie aktorem i reżyserem. Milion rzeczy na raz. Dwie kariery do ogarnięcia. Tylko 24 godziny na zegarku. I nie to, że gdzieś odstawiał bumelkę. Jego trener wspomina, że jego głównym zadaniem było hamowanie Hannesa, żeby ten się nie przetrenował. Ostatecznie piłkarz sam doszedł do wniosku, że nie ma sensu dłużej ciągnąć tego maratonu: – Byłem bliski wyczerpania. Wiedziałem, że muszę skoncentrować się wyłącznie na jednej rzeczy – wspomina.

Padło na futbol. W końcu w piłce czas płynie nieubłaganie, a do biegania z kamerą po planie zawsze można wrócić. Tym bardziej, że firma, w której pracował, dała mu na to zielone światło. Może zatrudnić się ponownie, kiedy tylko zechce. Halldorsson jest cały czas w kontakcie z byłym pracodawcą. Przesyła pomysły, konsultuje nagrane materiały. Pełni rolę doradcy.

To nie jest normalny piłkarz. Jest poza tym wszystkim, zupełnie oderwany od rzeczywistości. Przesiąknął filmami. Może godzinami rozmawiać o Di Caprio, wie o nim wszystko, jak o każdej innej gwieździe Hollywood. A o współczesnych piłkarzach? Niewiele. Bardzo wymowna jest sytuacja, kiedy Hannes siedział na odprawie przed meczem z Belgią i… nie miał pojęcia, z kim przyjdzie mu grać. Znał tylko dwóch belgijskich piłkarzy. Bramkarza – co naturalne – i Edena Hazarda, którego zna 99/100 fanów futbolu na Islandii. Nie miał pojęcia, kim jest Lukaku, pierwsze słyszał o kimś takim jak Fellaini. Nie kojarzył go nawet z fryzury.

Halldorsson przeciwko Polsce nie zagra, wykluczyła go z tego meczu kontuzja barku. Ale jego występ na Euro – jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem – nie jest zagrożony. Film dokumentalny z wielkiego turnieju nakręcony przez piłkarza i jednocześnie profesjonalnego reżysera? To byłoby coś.

JAKUB BIAŁEK

Najnowsze

1 liga

Pierwsza tegoroczna porażka Arki. Znicz ucieka od strefy spadkowej

Szymon Piórek
0
Pierwsza tegoroczna porażka Arki. Znicz ucieka od strefy spadkowej
Niższe ligi

Mata spotkał się z Davidem Alabą. Austriak pozostał z koszulką Tajfunu Ostrów Lubelski

Szymon Piórek
3
Mata spotkał się z Davidem Alabą. Austriak pozostał z koszulką Tajfunu Ostrów Lubelski

Komentarze

0 komentarzy

Loading...