Reklama

Jeżeli ktoś uważał, że sobie nie poradzę za granicą, to teraz widzi, że nie miał racji

redakcja

Autor:redakcja

11 listopada 2015, 22:48 • 5 min czytania 0 komentarzy

– Kiedy podpisałem kontrakt z NEC, dużo znajomych mówiło, że mam w zespole zawodnika o polsko brzmiącym nazwisku. Zapytałem go o to na jednym z pierwszych treningów i powiedział, że ma dwa paszporty – wenezuelski i niemiecki – a jakiś daleki, daleki krewny faktycznie pochodził z Polski i stąd ten Kwasniewski na samym końcu – o szybkiej aklimatyzacji w Holandii, różnicach między ekstraklasą a Eredivisie i świetnym początku w nowej lidze opowiada Wojciech Golla, który latem zamienił Pogoń Szczecin na NEC Nijmegen.

Jeżeli ktoś uważał, że sobie nie poradzę za granicą, to teraz widzi, że nie miał racji

Początek w Holandii masz więcej niż dobry. Wygląda to tak, jakbyś w ogóle nie potrzebował czasu na aklimatyzację.
– Jasne, że potrzebowałem. Na początku nigdy nie jest łatwo, bo wiadomo jak to jest, kiedy zagraniczny zawodnik wchodzi do drużyny. Ostro trenowałem, w sparingach zaprezentowałem się dobrze, na testach medycznych też. Wydaje mi się, że tym kluczowym momentem był dobrze przepracowany obóz przygotowawczy.

Grasz na newralgicznej pozycji, na której kluczowa jest komunikacja z kolegami z zespołu. Jak sobie radzisz z językiem?
– Miałem już kilka lekcji niderlandzkiego, a podstawy piłkarskie typu „prawo, lewo, dół” opanowałem na pierwszym treningu. Podczas meczów komunikujemy się raczej po angielsku, przynajmniej w obronie, bo oprócz mnie na prawej stronie gra jeszcze wypożyczony z Chelsea Todd Kane.

A co piłkarsko zaskoczyło cię najbardziej?
– Jeżeli chodzi o mecze, to w Holandii gra się zdecydowanie mniej długich piłek, staramy się wszystko rozegrać od tyłu. Na treningach od razu rzuciły mi się w oczy mocne „passy” na odpowiednią nogę po ziemi. Jak podam niedokładnie czy za lekko, to od razu trenerzy zwracają uwagę. Każde podanie jest ważne.

Z perspektywy czasu wypada chyba podziękować trenerowi Wdowczykowi, który dość niespodziewanie zrobił z ciebie w Pogoni środkowego obrońcę.
– Szacunek dla trenera, że tak to wypatrzył. W Holandii jeszcze bardziej zmieniłem tę pozycję, bo występuję na półlewym stoperze, co wcześniej nigdy mi się nie zdarzało. Trzeba jednak oddać trenerowi Wdowczykowi, że on to zapoczątkował, wynalazł mi nową pozycję. Na początku w ogóle mi się to nie podobało, ale koniec końców wyszło zdecydowanie na plus.

Reklama

Kiedy podpisywałeś kontrakt z NEC, nie wszyscy byli przekonani do twojego wyjazdu. Niektórzy mogli sądzić, że ta przygoda nie potrwa zbyt długo i trzeba będzie wracać do Polski.
– Jasne, że słyszałem o takich głosach, ale patrzę na siebie i nie interesuje mnie zdanie innych. Skoro podjąłem decyzję o wyjeździe to znaczy, że byłem jej pewien. Jeżeli ktoś  uważał, że sobie nie poradzę, to teraz widzi, że nie miał racji. Moim celem nie był sam wyjazd, ale regularna gra w innej lidze. Miałem różne opcje, ale wybrałem Holandię, bo to fajny kierunek na początek przygody z zagranicą.

Myślałeś  też o tym, że z ligi holenderskiej będzie bliżej do kadry?
– W tamtym momencie na to nie patrzyłem. Liga holenderska jest, przynajmniej moim zdaniem, lepsza od polskiej. Chciałem zmienić klub i grać. Uważam, że mocno się tutaj rozwijam i to był dobry ruch.

Ale apetyt rośnie w miarę jedzenia. Debiut w kadrze złożonej z ligowców masz już za sobą. Teraz przyszedł czas na wyjazd do lepszej ligi, pewne miejsce w pierwszym składzie nowego klubu, wybory do najlepszych jedenastek kolejki…
– No jasne. Trenuję ciężko, żeby grać, a jeżeli gram, to daje z siebie wszystko, żeby być zauważonym. Tak jak mówiłeś, parę razy trafiłem do jedenastki kolejki i mam nadzieję, że ludzie w Polsce to dostrzegają i czasami słyszą, że Golla dobrze zagrał.  Wracając do pytania, skupiam się na klubie. Jeżeli będę grał dobrze, to zwrócę na siebie uwagę. To już decyzja trenerów czy zainteresują się moją osobą, czy nie. Wiadomo, że bardzo chciałbym dostać to powołanie, ale to selekcjoner wybiera osoby, które będą mu pasowały do koncepcji.

Jak traktujesz swoją przygodę z NEC? Nijmegen ma być kolejnym przystankiem, trampoliną?
– Holandia jest specyficzna, bo dużo zawodników trafia stąd do jeszcze silniejszych lig. Na razie skupiam się na tym, żeby dobrze grać. Mam kontrakt i nie myślę co dalej.

Jako beniaminek spisujecie się powyżej oczekiwań. Miejsce w górnej połowie tabeli rozbudziło apetyty znanych z wielkiego oddania i żywiołowości kibiców?
– Jeżeli chodzi o kibiców, to na każdym meczu jest pełny stadion i fantastyczna atmosfera. Naszym podstawowym celem jest utrzymanie się, ale jesteśmy na 7. miejscu, dobrze to wygląda i wszyscy chcemy patrzeć w górę tabeli, a nie w dół.

Kto jest największą gwiazdą drużyny? Bramkostrzelny Christian Santos z Wenezueli, kapitan i twój partner ze środka obrony Rens van Eijden czy jeszcze ktoś inny?
– Trudno powiedzieć. Mamy naprawdę młody, ciekawy zespół. Zresztą w Holandii zazwyczaj tak to wygląda. Na pierwszych odprawach meczowych byłem mocno zdziwiony, kiedy okazywało się, że połowa składu rywali to nastolatkowie.

Reklama

Wróćmy do Santosa, a właściwie Christiana Roberta Santosa… Kwasniewskiego. Przypadek?
– Kiedy podpisałem kontrakt z NEC, dużo znajomych mówiło, że mam w zespole zawodnika o polsko brzmiącym nazwisku. Zapytałem go o to na jednym z pierwszych treningów i powiedział, że ma dwa paszporty – wenezuelski i niemiecki – a jakiś daleki, daleki krewny faktycznie pochodził z Polski i stąd ten Kwasniewski na samym końcu. Sam nie ma jednak z Polską nic wspólnego.

Ty jesteś zadowolony, bo trafiłeś do Eredivisie, ale w Pogoni też nikt nie płacze. Duet Fojut-Czerwiński to odkrycie jesieni, jeśli chodzi o środkowych obrońców w ekstraklasie.
– Oglądam każdy mecz, mam kontakt z chłopakami i cieszę się, że im dobrze idzie. Wcześniej byłem ja z Hernanim czy Maćkiem Dąbrowskim, teraz jest nowa para i fajnie to wygląda. Cieszę się, że Pogoń jest wysoko w tabeli i traci mało bramek, co jest oczywiście zasługą obrony. Kibicuję Pogoni i życzę chłopakom, żeby utrzymali tę formę. Oczywiście nie z ostatniego meczu z Cracovią, tylko z wcześniejszych spotkań.

A jak wygląda samo życie w liberalnej i kulturowo otwartej Holandii?
– Ludzie są przyjaźni, mam świetnych sąsiadów. Najbardziej zdziwiło mnie, że ludzie na lunch zazwyczaj jedzą tu kanapki, a u nas trzeba przecież zjeść ciepły, porządny obiad. Niesamowite jest też to, że wszyscy, ale to absolutnie wszyscy, mówią po angielsku. Ogólnie wszystko gra i na nic z dziewczyną nie możemy narzekać.

Rozmawiał MATEUSZ BRZEŹNIAK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...