Reklama

OLE: Jak zostać pogromcą gigantów?

redakcja

Autor:redakcja

26 października 2015, 08:42 • 7 min czytania 0 komentarzy

Piraci, grupa ludzi, którzy żyją z rabunku. Działają na swoim terenie i gdy tylko nieostrożny podróżnik zawinie w tamte strony powinien liczyć się ze stratami. Czasem trzeba szybko rozstrzelać przeciwnika i równie szybko odpłynąć, zanim pojawi się wsparcie. Czasem nawet bywa i tak, że by móc rabować na bogatszych wodach najpierw trzeba udać się na wygnanie.

OLE: Jak zostać pogromcą gigantów?

Powrót do domu

maj 1976

Cztery lata wcześniej minister sportu, Juan Gich, objął wzrokiem znajdującą się w rozsypce sylwetkę Estadio de Vallecas i oznajmił, że konieczna jest budowa nowego stadionu. Od zaraz…

… Nikt nie protestuje, bo nie ma wątpliwości, że ryzyko tragedii na Estadio de Vallecas jest realne. Nie ma Vallecas osoby, która nie pamiętałaby, albo nie słyszała od starszych, o tamtym domu przy Crucero Baleares pod numerem 25, tamtym obok stadionu. To był środek lata ’56 roku i pełnia szczęścia w Puente de Vallecas – dwa dni wcześniej Rayo pokonało Tenerife i po raz pierwszy w historii wywalczyło awans do Segunda División. To wielkie osiągnięcie jak na drużynę, w której szeregach grają mechanik, sprzedawca owoców, fryzjer, mleczarz czy student medycyny… Jednak święto w dzielnicy trwa krótko. W piwnicy domu przy Crucero Baleares 25 znajduje się warsztat stolarski braci San Nicolás. Trzy piętra wyżej mieszka sześć rodzin. Jedno spięcie w środku nocy, jedna iskra i piwnica pełna drewna i lakierowanej skóry staje w ogniu. Stary budynek, znajdujący się w fatalnym stanie, zawali się niemal w mgnieniu oka. Pośród sięgających trzech metrów gruzów kamienicy sąsiedzi i pracownicy klubu odnajdą czternaście ciał i ponad trzydziestu ciężko rannych…

post20140722-1b

Reklama

Gruzy kamienicy przy Crucero Baleares 25

… Mając w pamięci tamtą tragedię nikt nie wątpił w konieczność budowy nowego, bezpiecznego stadionu. Nikt jednak także nie sądził, że zajmie to aż cztery długie lata, które Rayo będzie musiało spędzić na wygnaniu poza dzielnicą. Budowa nowego stadionu miała trwać dwanaście miesięcy. Trwała dwadzieścia dziewięć i kosztowała stanowisko prezydenta Rayo, Pedro Roiza, którego zastąpił Marcelino Gil. Budowę paraliżowały ciągłe strajki pracowników Comilsy, firmy zajmującej się wykonaniem projektu. Te cztery lata Rayo spędziło na wygnaniu, grając na stadionie Vallehermoso w Chamberí. Przymusowa banicja poza dzielnicę Puente de Vallecas kosztowała Rayo bardzo wiele. Gdy w październiku 1972 roku klub opuścił Vallecas liczba socios sięgała 6 000. Wystarczył ledwie jeden sezon gry na Vallehermoso, by stopniała ona do zaledwie 2 500. Każdy kolejny rok poza Vallecas generował coraz większe straty a wizja powrotu do domu coraz bardziej się oddalała. Klub, który od lat starał się o wywalczenie pierwszego awansu do Primera División stanął w obliczu niebezpieczeństwa spadku do Tercera. Wydawało się, że wszystko było przeciwko Piratom – nawet stadion Vallehermoso nie sprzyjał ich grze. Tak naprawdę nie był to w ogóle obiekt, który nadawałby się do gry w piłkę nożną – na co dzień rozgrywano tam zawody rzutu młotem i oszczepem a murawa była w fatalnym stanie – pełna wyrw i dziur. Drużyna, która opierała swoją grę na ataku pozycyjnym musiała cierpieć w każdym meczu.

To jednak było cztery lata temu – teraz jest koniec maja 1976 roku i Rayo nareszcie wraca do domu. Nuevo Estadio de Vallecas nie jest jeszcze w pełni wykończone, ale nadaje się już do gry w piłkę.Piraci nie wygrają pierwszego meczu, w którym zmierzy się z Realem Valladolid – do siatki trafi Manolo Álvarez, jednak to nie ma w tej chwili żadnego znaczenia. Rayo wróciło do domu.

– Po czterech latach spędzonych w Vallehermoso to jest jak łyk świeżego powietrza – oznajmi Marcelino Gil. – Teraz rozpoczynamy nowy etap i będziemy dążyć do osiągnięcia naszych celów. Jednym z nich, oczywiście, jest awans do Primera.

Budowanie twierdzy

czerwiec 1977

To było tylko preludium do tego, co wydarzyło się później. Na dodatek – jeśli spojrzymy na styl – trudno byłoby je nazwać imponującym. Nawet sam Javier García Verdugo, trener Franjirrojos, przyznał, że jego drużyna grała zachowawczo. „Futbol bardziej praktyczny, niż piękny”. A jednak działał. Zaczęło się jeszcze na Vallehermoso, gdzie mimo gry brzydkiej jak zniszczona murawa stadionu, Rayo nie oddało ani jednego meczu. W tamtym sezonie piłkarze Garcíi Verdugo nie przegrali w ani jednym spotkaniu u siebie, choć przecież tak naprawdę, grając w Chamberí nie byli nawet u siebie. W ten sposób zaczęła się rodzić twierdza, której duch przeniósł się na Nuevo Estadio de Vallecas. Nowy obiekt Piratów doznał w tamtym roku smaku porażki tylko jeden raz – podczas inauguracji, w meczu z Valladolid. I czy w ogóle można nazwać porażką przegraną z ekipą prowadzoną przez Héctora Núñeza, który jeszcze niedawno prowadził Rayo, trenera tak ukochanego wśród rayistas?

Reklama

Słoneczne, poniedziałkowe popołudnie. Jest gorąco i gdy trzeba siedzieć na odkrytych trybunach można odnieść wrażenie, że czas coraz bardziej się rozciąga i wydłuża. Zwłaszcza, że mecz nie przynosi wielu emocji. Gdyby nie fakt, że to właśnie ten dzień i ten moment, – który już za chwilę może stać się faktem – byłoby to spotkanie do zapomnienia. W sennym meczu pomiędzy Rayo a Getafe nie padnie żadna bramka, jednak wraz z ostatnim gwizdkiem arbitra trybuny wybuchną radością a kibice zaczną wylewać się na murawę, próbując choć przez chwilę dotknąć piłkarzy, którzy sprawili, że nadszedł ten historyczny moment. Jeden punkt. Tylko tyle potrzebowało Rayo przed meczem z Getafe, by wywalczyć awans do Primera División. Pierwszy w historii klubu z Vallecas.

Sezon, jaki rozegrali piłkarze Garcíi Verdugo, stał się podwalinami dla nowej twierdzy, która dopiero miała wyrosnąć na Estadio de Vallecas. Wraz z awansem przyszedł czas na zmianę warty – na mostku kapitańskim znów stanie człowiek, który już prowadził Rayo; jedyny trener, który w tej kampanii zdołał pokonać Piratów na ich terenie – Héctor Núñez.

Primer-ascenso

Pierwszy awans do Primera i Felines jako bohater Rayistas

Narodziny legendy

październik 1977

Jest niedzielny poranek a stadion przy Payaso Fofó dosłownie pęka w szwach. Nic dziwnego, w końcu Real Madryt – aktualny mistrz Hiszpanii – nigdy jeszcze nie grał w Puente de Vallecas. Wśród podopiecznych Luisa Molowny’ego, którzy tego dnia wybiegają na murawę w niebieskich koszulkach, są takie gwiazdy jak Del Bosque, Pirri czy Camacho. Dopiero potem na boisku zjawią się gospodarze – białe stroje i tylko przecinający je czerwony pas, bez herbu na sercu: Alcázar, Anero, Tanco, Uceda, Nieto, Fermín, Francisco, Landáburu, Rial, Salazar i Alvarito. To pierwsze w historii derby, w których Rayo zmierzy się z Realem.

reklama-przewodnik-portal-2

Tuż przed przerwą wynik otworzy Francisco, jednak nikt nie ma wątpliwości, że mimo dobrego początku Rayo jest skazane na porażkę. Szybko potwierdzi to dublet Pirriego, dzięki któremu Real wyjdzie na prowadzenie. Ale przecież Nuevo Estadio de Vallecas to twierdza – jeśli można być niepokonanym w Segunda to dlaczego nie teraz? Dwa strzały Tanco sprawią, że trybuny wybuchną radością a piłkarze Luisa Molowny’ego opuszczą Puente de Vallecas pokonani. Tego dnia narodzi się legenda, której piłkarze Héctora Núñeza bynajmniej nie przestaną pisać. Legenda narodzi się wraz pewnym słowem: Matagigantes. Pogromcy gigantów. Tak gazety okrzykną drużynę Rayo po ich wygranej nad Realem, jednak Piraci udowodnią, że to ledwie początek.

Real Madryt, Valencia, Athletic, Atlético, Sevilla – jeszcze w rundzie jesiennej wszystkie te kluby polegną z ręki Matagigantes. Barcelona i Real Sociedad też stracą tu punkty, ratując się jedynie remisem. Drużyna prowadzona przez urugwajskiego trenera, której jeszcze w poprzednim sezonie nikt nie dawał realnych szans na awans do Primera, staje się postrachem najwyższej klasy rozgrywkowej. Pierwszą połowę sezonu Rayo zakończy na trzeciej lokacie, zaledwie jeden punkt za plecami drugiej w tabeli Barcelony.

W debiutanckim sezonie klub finiszuje na dziesiątej pozycji, zostawiając po sobie jedynie ślady krwi po nożu wbitym w plecy największych drużyn. W Puente de Vallecas na punkcie Rayo wybucha zbiorowa histeria. Klub, który jeszcze trzy lata temu miał mniej niż 3 000 socios w jeden sezon dobija do oszałamiającej liczby 10 000. W oparach sukcesu klub z Vallecas sprowadzi z Peñarolu urugwajskiego snajpera, Fernando Morenę. Drużyna oparta głównie na młodych wychowankach, z weteranami w postaci Felinesa i Potele, zacznie się zmieniać porażona nagłym sukcesem, którego nie spodziewała się nawet ona sama. Cóż z tego, że transfer Moreny okaże się udany – w swoim debiutanckim sezonie w barwach Rayo zdobędzie on 20 bramek – skoro nie zdoła to uratować klubu przed spadkiem?

Rok po zakończeniu historycznego sezonu w Primera División Rayo będzie się żegnać z najwyższą klasą rozgrywkową. Piraci zawinęli do Primera, ograbili wszystkich i powrócili do domu. Mimo tego, że sen Rayo trwał zaledwie jeden sezon, kolejny zaś był już tylko długą drogą w dół, duch pogromców gigantów, który zaszczepił klubowi Héctor Núñez, nie zginie. Od tamtej chwili Rayo będzie musiało czekać niemal dekadę na to, by Felines zakończył piłkarską karierę, został trenerem Piratów i po raz kolejny wprowadził ich do Primera. Jednak kiedy to się stanie legenda Matagigantes odżyje na nowo.

MAGDALENA ŻYWICKA

OleMagazyn.pl

Więcej tekstów o hiszpańskim futbolu znajdziecie w Przewodniku Kibica, czyli 120-stronicowym kompendium wiedzy o La Liga na bieżący sezon w wersji papierowej. Magazyn dostępny TUTAJ.

Najnowsze

Polecane

Majchrzak: Udowodniłem, że jestem niewinny. Nie należy mi się łatka dopingowicza

Sebastian Warzecha
1
Majchrzak: Udowodniłem, że jestem niewinny. Nie należy mi się łatka dopingowicza

Hiszpania

Komentarze

0 komentarzy

Loading...