Reklama

Laskowski o komentowaniu w FIFA16. Jak to wygląda od środka?

redakcja

Autor:redakcja

24 września 2015, 12:30 • 6 min czytania 0 komentarzy

Po wielu, naprawdę wielu latach w serii FIFA nie posłuchamy komentarza Włodzimierza Szaranowicza. Czas na świeżą krew. Jego miejsce za mikrofonem na wirtualnych stadionach zajmie inny, chyba najbardziej szanowany przez opinię publiczną komentator TVP – Jacek Laskowski.

Laskowski o komentowaniu w FIFA16. Jak to wygląda od środka?

Miał pan jakieś wątpliwości w związku z podjęciem wyzwania? W końcu to coś zupełnie nowego, tylko częściowo związanego z tym, co robił pan do tej pory.

Nie, wręcz przeciwnie. Czułem się w jakiś sposób wyróżniony i miałem nadzieję, że da mi to olbrzymią satysfakcję. Może nie jestem jakimś wielkim fanem gier, ale wiedziałem jak wielkie postaci udzielają komentarza hokejowego w serii NHL i są jej ambasadorami. Uświadomiłem sobie w jakim świetnym towarzystwie się znalazłem i pomyślałem, że to, co robię na co dzień, prawdopodobnie nie jest takie najgorsze. To było wyróżnienie i wyzwanie. Wyróżnienie, bo odniosłem wrażenie, że tam się byle kogo nie bierze. Wyzwanie, bo było to coś, czego człowiek wcześniej nie robił.

Czyli w NHL miał pan okazję pograć. A FIFA?

Szczerze mówiąc ani w jedno, ani w drugie. Wiem jak te gry wyglądają i kto jest w nie zaangażowany, ale z powodów czasowych i – powiedzmy szczerze – z braku zdolności, nie mam jak się w to zaangażować. Chyba dobrze, bo zabrakłoby mi doby.

Reklama

Przygotowywał się pan jakoś szczególnie, czy siadł pan przed mikrofonem i po prostu zrobił swoje?

Praca przy FIFIE jest połączeniem dwóch elementów. Nie jest to komentarz na żywo, więc trzeba przystosować się do pewnego algorytmu. Produkcji komentarzy, które pojawiają się w określonych sytuacjach w grze. Druga część to moje doświadczenie. To wszystko, co człowiek w piłce zobaczył. Jakieś punkty odniesienia, które można było dodać od siebie. Do tego pewna świadomość, że mówiąc coś, nie jestem lektorem.

Odrobina aktorstwa?

Za dużo powiedziane, za duże słowo. Gdyby to przeczytali znajomi aktorzy, to pewnie popukaliby się w czoło. Bardziej nazwałbym to improwizacją, czy wczuciem się w sytuację, która nie dzieje się na żywo i trzeba ją sobie wyobrazić. O wszystko dbają ludzie, profesjonaliści, na czele z reżyserem dźwięku – Arturem Krucze – oraz realizatorami – Kubą Jęczmionką i Pawłem Piechurą. Oni czerpią wszystko z doświadczenia, bo pracują przy tej grze dość długo. Wiedzą jak to ma wyglądać, jaka ma być intonacja, poziom.

baner_300300

Jestem ciekawy, czy komentując jakąś kwestię, widzi pan jej podgląd w grze? Czy dosłownie wszystko trzeba sobie wyobrażać?

Reklama

Proste pytanie, ale trudno będzie na nie odpowiedzieć. Powiem tak: widzi to moje gardło. Wiem, co mam zrobić i jak to artykułować. Przed sobą tego nie widzę, bo – proszę mi uwierzyć – musiałbym oglądać tysiące sytuacji. Gdybym każdą z nich musiał sobie wyobrażać, to zabrakłoby na to czasu. Sporo improwizacji, ale też mnóstwo rzemiosła, a nawet pracy fizycznej.

Mówi pan o improwizacji, czyli jest na nią miejsce. Nie ma całkowitego działania pod schemat.

Nie ma, bo to komentarz polski i musi mieć odniesienia do polskiej piłki. Komentatorzy muszą reagować i nawiązywać do tego, co się działo i co dzieje się w niej aktualnie. Było miejsce na improwizację, ale – tak jak mówię – określony schemat gry ma też swoje ograniczenia. Bardziej wiedzą to ci, którzy grają, bo ja nie jestem aż tak bardzo zorientowany.

Czego spodziewał się pan, kiedy po raz pierwszy wchodził do studia? Rzeczywistość była identyczna, jak w pana głowie?

Dokładnie tak to sobie wyobrażałem. Najbardziej spodziewałem się ciężkiej pracy. Domyślałem się, że żeby zrobić komentarz, który pasowałby do gry w tysiącach wariantów dotyczących wyboru drużyn, piłkarzy i sytuacji, to trzeba nagrać tego bardzo dużo.

Czytałem. W sumie czterdzieści godzin komentarza. Ile maksymalnie dziennie spędził pan w studio?

Maksymalnie? Chyba jakieś dziesięć. A co do tych czterdziestu godzin, to jest to wartość netto, bo przecież nie nagraliśmy jeden do jednego. Są pomyłki, różnice w interpretacji, intonacji, poziomie głosu. Jedną kwestię należało powtarzać wielokrotnie, bo coś było nie tak. Inne nagrywaliśmy niemal seryjnie. Przeważnie spędzaliśmy nad tym osiem godzin dziennie. W międzyczasie oczywiście jakieś przerwy, bo ośmiu godzin ciągłych nagrań nie wytrzymałby żaden głos. Nawet ten Darka.

No właśnie. Dariusz Szpakowski, jako bardziej doświadczony kolega, pomagał?

Tak, bo w końcu robi to od dziesięciu lat. Przerobił tego mnóstwo. Kiedy zdałem sobie sprawę, ile tego jest, to naprawdę otworzyły mi się szeroko oczy. Pomagał mi na przykład przy pracy głosem, przy takiej ilości materiału i intensywności, czy intonacji, rozłożeniu sił. Nie miałem z tym doświadczenia.

W studio panowała atmosfera ciężkiej pracy, czy raczej wszystko na luzie?

Jedno i drugie. Mamy do wykonania zadanie ciężkie, intensywne. Pracujemy na dużych obrotach. Trudno, żeby w takich sytuacjach nie było potrzeby przerw, żartów, wymyślania jakichś śmiesznych wersji w dialektach. Chwilami trzeba było odreagować, pośmiać się, nabrać oddechu i przystąpić do dalszej roboty.

Było coś, co sprawiało panu szczególną trudność?

Nie wszystko szło jak z płatka, ale pierwszą trudnością był język, którym trzeba było się posługiwać. Dostawałem kwestie, które nie zawsze były zgodne z tym, jakbym ja to skomentował na żywo. W tych miejscach musiałem to sobie przeredagować i sprawić, żeby miało to sens razem z kwestią Darka. I na odwrót, niektóre kwestie zmieniał Darek. To musiało być spójne, logiczne. Dostosowaliśmy to do naszego stylu. Było trochę pracy redakcyjnej. Zgranie naszych kwestii było procesem, który wydłużał pracę. Plus oczywiście nazwy, z którymi na co dzień nie mamy do czynienia, a które pojawiały się choćby w historii klubów czy stadionów.

No właśnie, a propos nazw, to przejdę do nazwisk. Kibice grający w FIFE są uczuleni na ich niepoprawną wymowę. Reżyser zwracał na to szczególną uwagę?

To dotyczy głównie komentatora głównego i nagranie tysięcy nazwisk w różnym kontekście i odniesieniu należało do niego. Odnośnie nazwisk, które pojawiają się w moim komentarzu, powiem, że musiało być to powiedziane prawidłowo i zgodnie z wymową Darka. Nad wszystkim oczywiście czuwała osoba starająca się ogarnąć to merytorycznie i językowo. Powiem szczerze, że my – Polacy – żyjemy w hiperpoprawności. Śmiałem się, że może powinniśmy posłuchać hiszpańskiego komentarza i sprawdzić, czy oni tak super poprawnie wymawiają nazwiska naszych piłkarzy. Jak byliśmy na mistrzostwach świata w Brazylii, to tam miejscowi komentatorzy do każdego nazwiska dodają końcówkę “i”, więc grają tam “Robeni” i “Sneijderi”. Czy w związku z tym są jacyś nienormalni, czy nie mają szacunku do innych? Nie, po prostu u nas jest dążenie do hiperpoprawności. To ma zalety, chociaż czasami jest irytujące. Tutaj, w grze, wymowa musi być jednak sterylna. Musieliśmy ściśle trzymać się ustaleń i mam nadzieję, że tym razem nie będzie uwag.

baner_300300

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...