Reklama

Dlaczego Śląsk przegrał z Górnikiem? Bo grał w pucharach!

redakcja

Autor:redakcja

21 września 2015, 11:36 • 3 min czytania 0 komentarzy

Czasami ciężko nam uwierzyć, jak groteskowe rozgrywki przyszło nam obserwować. W Lechu kabaret, bo w Europie oszczędzają się na ligę, a w lidze wyglądają tak, jakby oszczędzali się na Puchar Polski. Z kolei Legia próbuje się nie oszczędzać, ale nie potrafi zanotować dwóch dobrych występów z rzędu, więc albo dostaje w cymbał w lidze, albo w Europie. A teraz w Śląsku – po kompromitującej porażce z Górnikiem – również przypomniano sobie, że w tym sezonie grali w pucharach, co oczywiście jest teraz powodem fizycznego dołka. A my zastanawiamy się tylko, jak z problemem łączenia ligi z pucharami radzą sobie w innych krajach. Z obserwacji Ekstraklasy jednoznacznie wynika, że jest to niemożliwe.

Dlaczego Śląsk przegrał z Górnikiem? Bo grał w pucharach!

Nie ukrywamy, że to właśnie przypadek Śląska i słowa Tadeusza Pawłowskiego kompletnie nas dobiły. Na łamach Przeglądu Sportowego wrocławski szkoleniowiec wypowiedział się następująco:

Nie ma przypadku, że drużyny, które występowały w pucharach, mają dołek. Kiedy inni dopiero wchodzili w sezon, my graliśmy co trzy dni. Dzisiaj płacimy za to cenę. Widać to na przykład po Pawle Zielińskim. A dlaczego wystawiam Tomka Hołotę do obrony, nie do pomocy? Między innymi dlatego, przy takim natężeniu gier chłopak, będący po poważnej kontuzji, może się znowu posypać.

Ugryźmy to merytorycznie – Śląsk od początku lipca rozegrał czternaście spotkań (w tym z takimi przeciwnikami jak Stomil i dwukrotnie Celje), a dysponuje wyrównaną i względnie szeroką kadrą. W obronie są Celeban, Dudu, Kokoszka, Ostorwski, Pawelec i Zieliński, w pomocy Danielewicz, Gecov, Grajcar, Hateley, Hołota, Kiełb, Machaj i Paixao, a w ataku Biliński. Razem piętnastu doświadczonych piłkarzy z pola plus solidni Pawełek i Wrąbel w bramce. Ponadto do zespołu wchodzą Dankowski i Bartkowiak, a Pich odszedł niedawno, będąc do gry przez cały początek sezonu. Łącznie Pawłowski miał więc do dyspozycji 20 gotowych piłkarzy oraz całą gromadę ponoć utalentowanych młodzieżowców.

A teraz opowiada o płaceniu ceny za granie w Europie sprzed dwóch miesięcy? Przecież to jest szczyt obciachu. Śląsk na początku lipca rozegrał ledwie cztery mecze w pucharach, z czego dwa z kompletnymi ogórkami ze Słowenii, którzy aktualnie są najgorszą drużyną tamtejszej ligi. Co więcej, wrocławianie w pierwszej rundzie wcale nie musieli grać co trzy dni, bo liga jeszcze nie ruszyła. A Celje to taka drużyna, że inni bardziej się męczyli grając sparingi.

Reklama

Jedynie przy okazji meczów z IFK Goeteborg Śląsk był zmuszony grać co trzy dni (w ligowej nomenklaturze „co trzy dni” oznacza „co trzy-cztery dni”), co łącznie trwało przez – uwaga, uwaga – dziesięć dni. Rany, dziesięć dni… Dziesięć dni, które wszystko zniszczyło, które zniweczyło przygotowania oraz – tu słowo klucz – zaburzyło mikrocykl treningowy. Wreszcie dziesięć dni, o których piłkarze Śląska będą opowiadać swoim wnukom, pokazując zaorane kolana i wypadające biodra.

Rzecz jasna wspomniany przez Pawłowskiego Paweł Zieliński nie brał udziału we wszystkich meczach tego hardcorowego 10‑dniowego maratonu. Zagrał 16 lipca z IFK, 19 lipca w lidze i 23 lipca z IFK, po czym odpoczywał półtora tygodnia, a teraz – dwa miesiące później – płaci cenę za ten nadludzki wysiłek. Co więcej, na początku miesiąca mieliśmy też dwutygodniową przerwę na kadrę, a ze Śląska powołania dostali wyłącznie ci najmłodsi – Wrąbel, Dankowski, Pałaszewski i Bartkowiak. A reszta mogła spokojnie się regenerować i nadrabiać zaległości.

Pierwszy mecz po reprezentacyjnej przerwie wypadł nawet obiecująco, ale już w miniony weekend 10-dniowy maraton sprzed dwóch miesięcy ponownie dał o sobie znać. I nieważne, że dla zawodników Śląska starcie z Górnikiem było dopiero drugim meczem we wrześniu. Ważne że Pawłowski, nie chcąc kompletnie zaorać Hołoty, musi go wystawiać w defensywie.

Fot. FotPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...