Reklama

„Wiem, co czujesz. Ja czuję to samo”. Wraca Liga Mistrzów!

redakcja

Autor:redakcja

15 września 2015, 09:09 • 3 min czytania 0 komentarzy

Bez nas. Jak co roku – bez nas. Ale czy to naprawdę ma jakiekolwiek znaczenie? Przy mistrzostwach Świata w ubiegłym roku zastanawialiśmy się – czy byłyby takie kapitalne, czy bylibyśmy nimi aż tak zachwyceni, gdyby zamiast kolejnych historii o Jamesie Rodriguezie, reprezentacji Kostaryki i brazylijskich kibicach, media serwowały nam opowieści o Polakach, którzy już zjedli śniadanie? Wiemy, to marne pocieszenie, ale na polskie emocje rezerwujemy sobie czwartki. Od dziś aż do wielkiego finału wtorki i środy spędzamy z elitą. Wtorki i środy spędzamy z Ligą Mistrzów.

„Wiem, co czujesz. Ja czuję to samo”. Wraca Liga Mistrzów!

Kiedy zaczęliśmy tęsknić? Właściwie nie wiemy dokładnie – albo tuż przed golem Neymara na 3:1 w finałowym spotkaniu z Juventusem, gdy już uświadomiliśmy sobie, że to koniec tej długiej kampanii, albo tuż po dekoracji, gdy na dobre dotarło do nas, że na kilka miesięcy środek tygodnia stanie się pusty i bezsensowny jak – nie przymierzając – poniedziałki z Ekstraklasą.

Ale to już za nami. Za nami długie godziny z FIFĄ i Football Managerem, gdy próbowaliśmy jakoś zalepić dziurę powstałą po odebranej nam bezpardonowo LM. Za nami latanie po kanałach w poszukiwaniu jakiejś piłki, za nami mecze reprezentacji, za nami studiowanie terminarzy i odliczanie godzin. Dziś możemy się w całości zagłębić w prawdopodobnie najsilniej obsadzonych i zdecydowanie najbardziej prestiżowych rozgrywkach świata. Dziś możemy w całości poświęcić się studiowaniu skarbów kibica, analizowaniu szans poszczególnych klubów, doczytywaniu ciekawostek o nowicjuszach z Kazachstanu, a nade wszystko – oglądaniu wielkiej piłki.

Jasne, Atletico z Barceloną czy Manchester United z Liverpoolem to były całkiem porządne substytuty, niektóre mecze w La Liga czy Premier League brzmią jak ćwierćfinały czy półfinały Ligi Mistrzów, ale nic, absolutnie nic nie zastąpi oryginału.

A ten od razu wjeżdża z buta, nie bierze jeńców, rozstawia wszystkich pod ścianami i przejmuje całą scenę. „Czekadełko”? Może debiutanci z Astany na wyjeździe do Lizbony? Tak, to jest właśnie ta słynna podróż przez całą Europę i pół Azji. Nazwiska nie powalą na kolana, ale przecież ta historia będzie wspominana przez lata, a jeśli jakiś kumaty kibic z Kazachstanu znajdzie czas na spisanie swoich przeżyć z wyjazdów do Lizbony i Madrytu – będziemy mieć murowany bestseller. Potem wjeżdża przystawka – Sevilla sprawdzająca Borussię Moenchengladbach czy Wolfsburg z CSKA Moskwa. Wreszcie pierwsze danie – Real Madryt z całą swoją armadą i Cristiano Ronaldo w gazie przyjmie na własnym stadionie Ukraińców z Doniecka. Do tego powrót Manchesteru United, po potężnych zakupach van Gaala oraz kolejne podejście PSG, próbującego bezskutecznie przełożyć krajową dominację na europejskie puchary.

Reklama

No i wreszcie gwóźdź programu. Pierwszy wybór. Mecz, który w o 20.45 pewnie wypchnie pozostałe z ekranów (te powrócą dopiero w postaci skrótów). Manchester City – Juventus. Ubiegłoroczny finalista kontra sfrustrowany brakiem sukcesów na arenie międzynarodowej bogacz z Anglii. Zespół, który wjechał w ligę jak walec, wygrywając pięć kolejnych spotkań, kontra włoski potentat z zadyszką na pierwszej prostej (jeden punkt w trzech meczach). Dzielą ich sukcesy z ubiegłego sezonu – Juventus wygrał wszystko, co było do wygrania, a w Lidze Mistrzów do końca bił się z Barceloną. Manchester City przegrał wszystko, co było do przegrania, a w LM odpadł tuż po wyjściu z grupy, zresztą łamiąc sobie zęby właśnie na Katalończykach. Dzieli ich obecna sytuacja, obecna forma.

Najświeższy obraz Juventusu, to Dybala ratujący honor Turynu (i klub od trzeciej porażki) kilka minut przed końcem, wyrównując stan meczu z Chievo na stadionie „Starej Damy”. City? Pięć meczów, piętnaście punktów, gole 11:0. Żadnych pytań.

Ale biorąc pod uwagę doświadczenie w pucharach, biorąc pod uwagę jak naszpikowane gwiazdami są obie drużyny… Cokolwiek się stanie, warto to obejrzeć.

Zresztą, czy po takiej przerwie wśród meczów Ligi Mistrzów jest jakikolwiek, którego nie warto oglądać?

Tęskniliśmy. Świetnie, że już wracasz, ligo.

Najnowsze

Ekstraklasa

Trela: Napastnicy drugiego wyboru. Kto w Ekstraklasie ma w ataku kłopoty bogactwa?

Michał Trela
0
Trela: Napastnicy drugiego wyboru. Kto w Ekstraklasie ma w ataku kłopoty bogactwa?

Liga Mistrzów

Komentarze

0 komentarzy

Loading...