Reklama

Miłość do klubu nie ma limitów. Dziesięć tysięcy na czwartej lidze w Parmie

redakcja

Autor:redakcja

14 września 2015, 17:52 • 2 min czytania 0 komentarzy

Piłkarze? Przychodzą i odchodzą. To samo trenerzy. Działacze i prezesi nie zawsze działają dla dobra klubu, często nie widząc niczego poza końcem swojego wielkiego nosa. Kibice? Oni pozostają wierni zawsze. Bez względu na ligę, rangę czy prestiż. Włosi mówią, że możesz zmienić narzeczoną, czy wiele innych spraw, ale dwiema nietykalnymi są twoja matka i klub, któremu kibicujesz. To było widać w niedzielę na ulicach Parmy. Kiedyś ojczyzny jednego z największych klubów we Włoszech, budzącego respekt w Europie. Teraz maleńkiej drużyny z czwartej ligi. 

Miłość do klubu nie ma limitów. Dziesięć tysięcy na czwartej lidze w Parmie

Piłkarze odeszli, prezes odszedł, trener się zmienił, ale oni pozostali wierni. Nawet w Serie D. Wczoraj grali pierwszy w tym sezonie mecz na Ennio Tardini, z drużyną, której nazwę przeczytacie pierwszy i ostatni raz w życiu – Villafranca Veronese. Skończyło się 2:1, ale wynik tak naprawdę schodzi na dalszy plan, patrząc na to, co działo się na trybunach. Jeszcze kilka miesięcy temu, w Serie A, atmosfera była znacznie gorsza. Klub gnił na oczach kibiców, piłkarze byli kompletnie rozbici i tylko czekali na moment zakończenia sezonu, żeby się ewakuować. Byle szybciej, byle dalej.

Teraz Parma zapisuje nową kartę, a jednym z tych, na których jest budowana, jest Alessandro Lucarelli. Kapitan, legenda, 38-letni piłkarz, który postanowił zstąpić do czwartoligowego piekła. A – uwierzcie nam – słowo „piekło” padło nie przez przypadek. Jest to rzecz jasna liga piłkarzy średnio utalentowanych, ale zdecydowana większość to drwale i normalnemu, zawodowemu piłkarzowi często nie udaje się tam odnaleźć.

Przejdźmy do sedna. Mecz oglądało dokładnie 10258 widzów. To frekwencja spokojnie na górną połówkę Serie B, a zaznaczmy, że z powodów proceduralnych część z trybun Ennio Tardini jest zamknięta i stadion na dziś może pomieścić ledwie 11 tysięcy. Kibice zebrali się pod pobliskim centrum handlowym i rzecz jasna głośno obrażając ludzi, którzy doprowadzili do upadku klubu, uroczyście przemaszerowali na stadion. Może i jest ubogo. Może i muszą patrzeć na pseudopiłkarzy w barwach, w których jeszcze niedawno grali Antonio Cassano czy Amauri, ale przynajmniej czują, że są u siebie i że wszystko idzie w dobrym kierunku. Nawet jeśli na pierwszoligowe areny, przy najkorzystniejszych wiatrach, dopłyną dopiero za kilka lat.

Reklama

I jeszcze jedno. Przy researchu natknęliśmy się na polską stronę kibiców Parmy. Byliśmy przekonani, że od paru miesięcy nieaktualizowaną, ale pomyliliśmy się. Wszystko świeżutkie, jest nawet relacja i oceny z wczorajszego meczu. Prosty dowód na to, że fanatyzm nie ma granic, narodowości i mówi wszystkimi językami.

Najnowsze

Weszło

Komentarze

0 komentarzy

Loading...