Reklama

Ale to już było… Waldemar Kryger chciał zrównać góry z ziemią

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

10 września 2015, 12:00 • 6 min czytania 0 komentarzy

Po odwiedzeniu Łodzi teraz z cyklem „Ale to już było” przenosimy się do Poznania. Porozmawialiśmy z Waldemarem Krygerem, który rozegrał 11 sezonów w Lechu Poznań, do tego pięć w VfL Wolfsburg. Dlaczego obrazili się na niego dziennikarze, dlaczego nie ma go teraz w piłce i dlaczego był jak dziewica. Zapraszamy.

Ale to już było… Waldemar Kryger chciał zrównać góry z ziemią

Kariera z dzisiejszej perspektywy – spełnienie czy niedosyt?

Spełnienie. Nie zakładałem sobie czegokolwiek przed rozpoczęciem kariery, chciałem po prostu grać w piłkę. I zagrałem ponad 300 meczów w lidze, ponad 100 meczów w Bundeslidze. Wyjechałem jako piłkarz przeznaczony na odstrzał, a okazało się, że przez pierwsze pięć sezonów grałem na całkiem dobrym poziomie po kilkanaście, a nawet i więcej meczów w sezonie. Teraz wyjeżdżają piłkarze z większymi nazwiskami do Niemiec i wracają z podkulonym ogonem. Wtedy Bundesliga to inny świat. Pamiętam, że dziennikarze się obrazili za to, że powiedziałem, że trzecioligowiec niemiecki poradziłby sobie w naszej lidze. To, jakie tam było przygotowanie motoryczne… Potrzebowałem trzech miesięcy, żeby być gotowym do treningu. Wtedy wciąż się zastanawiałem czy lepiej jest grać co trzy dni czy co tydzień, a w tygodniu mieć tak ciężkie zajęcia. To uważam za spełnienie. Kadra to też radość i zwycięstwo.

Największe spełnione piłkarskie marzenie?

Gra w Lechu Poznań, mistrzostwo Polski i reprezentacja Polski. Co prawda to ostatnie to był epizod, ale bramkę strzeliłem.

Reklama

Największe niespełnione piłkarskie marzenie?

Zagranie w Lidze Mistrzów. Ze Spartakiem i Goteborgiem dużo zabrakło.

Duży transfer zagraniczny, który był blisko, ale nie doszedł do skutku?

Raczej byłem związany przez całe życie z Lechem, jedyny transfer do Wolfsburg, później powrót. Być może coś było, ale żadnych konkretów.

Najlepszy piłkarz, z którym pan grał?

Musiałbym wymienić całą listę, a niektórzy mogliby się obrazić, że ich nie zaliczyłem.

Reklama

Najgorszy trener, który pana trenował?

Nie ma czegoś takiego, każdy szkoleniowiec coś wniósł do piłkarskiego fachu, od każdego można było się czegoś nauczyć.

Najlepszy trener, który pana trenował?

Mogę powtórzyć to, co mówiłem przy piłkarzach.

Gej w szatni? Spotkał pan takiego chociaż raz?

Kiedyś nie było takich tematów, to są raczej dzisiejsze naleciałości genderowe.

Najlepszy żart, jaki zrobili panu koledzy? Kto i gdzie?

Po pierwszym meczu ligowym zadzwonił do mnie do pokoju Damian Łukasik i przeprowadził ze mną cały wywiad przedstawiając się jako dziennikarz jednej z poczytnych gazet. Nie poznałem go w ogóle.

Najlepszy żart, który wykręcił pan?

Nie przypominam sobie.

Kim chciał pan być po zakończeniu kariery i jak bardzo marzenia różnią się od rzeczywistości?

Zawsze myślałem, że zostanę przy piłce, dlatego skończyłem AWF. Mam drugą klasę trenerską, ale to się rozmyło. Teraz mam działalność gospodarczą. Piłka jest na boku, nie spełniam się zawodowo, ale cały czas daje mi przyjemność. Nie planuję już powrotu.

Co kupił pan za pierwszą grubszą premię?

Oj, chyba lodówkę.

Największy dylemat podczas kariery?

Jak odchodziłem z Lecha, to miałem propozycję do Wolfsburga, ale jednocześnie pojawiła się oferta z Belgii. Niemcy byli jednak chyba bardziej konkretni.

Najbardziej wartościowy zakup?

Nie było wielkich zakupów. Samochód? Służy mi tylko do jeżdżenia.

Największa suma pieniędzy przepuszczona w jedną noc?

Nie byłem rozrzutny, nie ciągnęło mnie do hazardu.

Najbardziej pamiętna impreza po sukcesie?

Po pierwszym mistrzostwie Polski, to był pierwszy raz, nowy smak.

Z którym piłkarzem z obecnych ekstraklasowiczów najchętniej by pan zagrał w jednej drużynie?

Wielu jest fajnych chłopaków, którzy znają swój fach. Karol Linetty, Łukasz Trałka – z nimi dobrze by było zagrać.

Z którym z obecnych trenerów Ekstraklasy chciałby pan pracować?

Maciej Skorża to ciekawy facet. Mimo, jak na trenera, młodego wieku, to ma wiele sukcesów znaczących

Poziom Ekstraklasy w porównaniu do pana czasów – tendencja wzrostowa, czy spadkowa?

Raczej się nie podniósł, co najwyżej ten sam poziom.

Najcenniejsza pamiątka z czasów kariery piłkarskiej?

Blizna po operacji wyrostka robaczkowego. Tak mi się skojarzyło. Nietypowa kontuzja. Jakoś te kontuzje mnie się nie imały przez całą przygodę z piłką, bo miałem raptem złamaną kość strzałkową. Jedna i druga wykluczyła mnie na sześć tygodni z piłki. Poza stłuczeniami nic poważniejszego nie było. Ten wyrostek był przed ważnym meczem. Graliśmy w Pucharze Zdobywców Pucharów z Panathinaikosem Ateny. Dwa miesiące przed meczem byłem jedynym pewniakiem, który wiedział, że i tak zagra. Ale w noc poprzedzającą spotkanie trafiłem na łóżko szpitalne.

Pierwszy samochód?

Mały fiat, rzecz jasna. „Ofensywny maluch”.

Najlepszy samochód?

Chyba Volkswagen. W Wolfsburgu miałem zapis w kontrakcie, że klub mi zapewnia auto, więc miałem parę

Najlepszy młody polski piłkarz, który ma szansę zrobić wielką karierę?

Karol Linetty.

Artykuł prasowy o panu, który najbardziej zapadł w pamięć?

Pamiętam po pierwszym powołaniu do kadry. Miałem 27 lat. Trochę mnie zabolało, gdy jeden z dziennikarzy napisał, że Kryger jak dziewica trafia do reprezentacji.

Ulubione zajęcie podczas zgrupowań?

Mogliśmy pograć w karty albo posiedzieć przy kawie.

Najpopularniejsza z piosenek puszczanych w szatni?

Zależności od okresu. W latach 80. i 90. chyba najczęściej był Freddie Mercury i Queen. Utwór? „Living on my own”. Ale to się zmieniało, a teraz to już co kilka tygodni.

Najbardziej wzruszający moment w karierze?

Nie tyle się wzruszyłem, co bardzo przeżywałem. Graliśmy w Poznaniu rewanż z IFK Goteborg, kryłem reprezentanta Szwecji Stefan Rehn. Zszedłem do boku przeciąć podanie, bo była sytuacja dwóch na jednego, a jednak mi uciekł. On strzelił bramkę, przegraliśmy 0:3, ale mnie obarczono winą za tę porażkę. W pierwszym momencie to totalna załamka, trzeba sobie z tym poradzić, może motywacja przyszła później.

Najważniejsza ze zdobytych bramek?

Nie było ich za wiele. W Lechu trzy bramki, w Wolfsburgu jedną, w kadrze też. Wszystkie traktuję jako ważne.

Największy jajcarz, z którym dzieliłeś szatnię?

Jarek Araszkiewicz. Od początku do końca króluje w szatni, na parkiecie. Zawsze ma coś do powiedzenia, zawsze coś ciekawego. Sprawia, że atmosfera w szatni była wesoła.

Największy niespełniony talent?

Sporo było takich chłopaków, którzy się zagubili albo mieli kontuzje. Szkoda. Talent to fajan rzecz, ale trzeba umieć go wykorzystać. Praca, konsekwencja, upór w dążeniu do celu. Damian Nawrocik? Nie wytrwał w postanowieniu.

Najlepszy podrywacz?

Nie chciałbym doprowadzić do rozwodów.

Największy modniś?

Jacek Bąk oczywiście. Jak trafił do Lecha to też królował strojem, samochody wciąż zmieniał.

Największe opóźnienie w wypłaceniu pensji?

Pół roku. Lata 2002-04. Starsi zawodnicy, rada drużyny miała z czego żyć. Sześć miesięcy nawet jak na nas to było sporo. To też nie motywowało do pracy. Ale przede wszystkim dla tych młodszych to był problem, czasem nawet kwestia życia i śmierci, normalnego funkcjonowania.

Najładniejsze miasto w jakim przyszło panu grać?

Mogłem zobaczyć dzięki piłce Barcelonę, Madryt, Szanghaj. Wenecja, Chicago. Uzbierało się.

Całowanie herbu – zdarzyło się?

Nie przypominam sobie. To jest gest pokazania na zewnątrz do struktur, ale nie tak ostentacyjnie to trzeba pokazywać. Szacunek dla klubu pokazuje się pracą na boisku.

Alkohol w sezonie?

Piwko po meczu wskazane szczególnie w upale.

Wtedy: mistrzostwo w Polsce czy transfer do zagranicznego średniaka?

Każdy musi się sam zmierzyć z tym problemem. Zdobyłem trzy tytuły mistrza Polski, a w momencie kiedy Lech osunął się w środek tabeli, to akurat pojechałem za granicę do Wolfsburga.

Najlepszy kumpel z boiska po zakończeniu kariery?

Spotykamy się na oldbojach, jest dobra atmosfera, czyli trzeba powiedzieć, że wielu ich jest.

Obozy sportowe – bieganie po górach czy bieganie po górach z kolegą na plecach?

Góry kojarzą się nam się z ciężką pracą i przez długi czas miałem do nich awersję. Byłem nawet pierwszym, który chciał zrobić wielką składkę, żeby to wszystko zrównać z ziemią. To była ciężka praca, ale wiadomo, że każdy to robił dla siebie.

Czego zazdrości pan dzisiejszym piłkarzom?

Pięknych stadionów, warunków do treningu, no i niezłe pieniądze. Ja coś takiego zobaczyłem dopiero na zachodzie.

rozmawiał JS

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...