Reklama

Tekst czytelnika: Punkty stracone – zyskana tożsamość

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

06 września 2015, 14:12 • 3 min czytania 0 komentarzy

Od zakończenia konfrontacji we Frankfurcie nie minęła jeszcze doba, a o samym spotkaniu napisane zostało już niemal wszystko. Pewnie jeszcze przyjdzie czas na fachowe analizy taktyczne, kreślenie kółek i kresek oraz wytykanie błędów, ale najważniejsze aspekty zostały już sprawnie zilustrowane – przegraliśmy godnie, przegraliśmy z honorem, zaprezentowaliśmy się jak poważny europejski rywal w starciu z mistrzem świata. Punkty fakt faktem straciliśmy, ale chyba bez chwili zastanowienia stwierdzić możemy, że Biało-Czerwoni zyskali charakter, tożsamość i znów na dobre zaskarbili sobie miłość kibiców.

Tekst czytelnika: Punkty stracone – zyskana tożsamość

Murawę na tarczy można opuszczać z wielu powodów. Indywidualne błędy, mylne założenia przedmeczowe, źle dobrana strategia. To wszystko jest do skorygowania na treningach, w kolejnych spotkaniach, a jeśli rokowań na pozytywną zmianę brak to w konsekwencji remedium na takie problemy może być nawet wymiana trenera. Polacy z Frankfurtu przywożą jednak coś zupełnie cenniejszego, absolutny fundament jakichkolwiek planów na przyszłość. Nieugięty charakter, waleczność wpisaną w DNA i brak jakiegokolwiek respektu przed o wiele silniejszym rywalem. W 2008 roku na boiskach w Austrii i Szwajcarii motyw Husarii był jedynie zgrabnie wprasowany w meczowy trykot. Dziś tę Husarię przypominają sami zawodnicy. Ci mężczyźni w biało-czerwonych koszulkach, którzy tak regularnie przecież po stracie gola, ba!, wczoraj nawet dwóch, podkulali ogon i cierpliwie czekali na kolejne akty chłosty, we Frankfurcie jak rozjuszony byk wciąż parli do przodu. Absolutnie wszyscy, od niemającego przecież postury gladiatora Rybusa, aż do posiadającego takie rysy Glika, bezpardonowo ścierali się z rywalami i w każde starcie bark w bark wkładali całą swoją siłę i energię.

Przez wiele ostatnich lat byliśmy świadkami i ofiarami wielu upokorzeń, jak Polska długa i szeroka niosły się przygnębione głosy o kolejnych spadkach narodowego dobra w rankingu FIFA. Raz po raz porankom pomeczowym towarzyszył kac tak potężny, że po raz kolejny telewizor włączaliśmy tylko z kibicowskiego obowiązku. Reprezentacja Polski zdążyła ewoluować w reprezentację PZPNu i ośmieszyć się na turnieju rozgrywanym na własnym terenie. Przyświecająca pamiętającym dzieciństwo meczom osiedlowym zasada „Jeden za wszystkich…” nijak nie wyglądała na taką, którą przed wyjściem na mecz wykrzykują Polacy. To była kadra bezpłciowa, bezjajeczna. Z rozrzewnieniem wspominało się choćby tych którzy – choć w Korei i Japonii nie ugrali niczego – sprawiali że identyfikacja z orzełkiem na piersi była czystą dumą. Na bank zresztą pamiętacie tę scenę:

Robbie Savage. Gość, który na boisku nie przebierał w środkach, wulkan agresji. Tutaj po jednym wślizgu już po chwili miał wokół siebie wygłodniałych Polaków i zawstydzony spieprzał przed bandą rzezimieszków. Gdyby nie sędzia – mogłoby skończyć się masakrą. Czy wyobrażacie sobie Obraniaka który tak dziarsko pędzi za Boenischem? Czy pamiętacie jakiekolwiek akty walki ze strony tych bezpłciowych reprezentacji, którymi karmieni byliśmy w ostatnich latach? Ja też nie. Jeśli kiedyś, będąc już dziadkiem, wnuki zapytają mnie o drużynę narodową z początku drugiej dekady tego wieku to przed oczami będę miał bezradną twarz Franciszka Smudy i drużynę tylko z nazwy. Potrzeba było dobrych kilku lat, wielu upokorzeń i przygnębiających meczów międzypaństwowywch by dziś znów móc oglądać charakternych ludzi. Takich którzy jak trzeba to zagrają koronkowo i wpakują bramkę Niemcom, a gdy sytuacja zmusi to przetrącą nogi rywalowi i po tym wszystkim wydrą mu się jeszcze prosto w ryj. Dziś znów możemy być również na boisku kojarzeni z tego, co w innych narodach budzi strach i grozę gdy mówi im się o Polakach – charakter, jedność, walka do upadłego i potężna determinacja. A do tego potrafimy jeszcze grać w piłkę! To wszystko budowało się stopniowo, krok po kroku, jednym z ważniejszych etapów był zapewne jesienny triumf w Warszawie, ale dopiero teraz widać to wszystko na co tak długo czekaliśmy.

Reklama

Naprawdę, dziękuję Wam chłopaki. Wyłączając jesienne starcie z Niemcami, nie pamiętam żebym z lokalu wychodził po meczu tak uśmiechnięty.

MARCIN BORZĘCKI

**

Czytelnicy chętni opublikowaniem tekstu na Weszło proszeni są o przesyłanie materiałów pod adres: kibice@weszlo.pl

Najnowsze

Anglia

Piłkarz Arsenalu wrócił na boisko po ośmiu miesiącach i strzelił pięknego gola [WIDEO]

Arek Dobruchowski
0
Piłkarz Arsenalu wrócił na boisko po ośmiu miesiącach i strzelił pięknego gola [WIDEO]
Piłka nożna

Startuje na prezesa związku, zapowiada ochronę sędziów, a sam więził ich w klubie

Szymon Piórek
2
Startuje na prezesa związku, zapowiada ochronę sędziów, a sam więził ich w klubie

Komentarze

0 komentarzy

Loading...