Jak już wiecie, w sklepie Weszło można nabyć książkę Diego Simeone „Mecz po meczu”. Cholo zaprasza w niej do swojego świata, opowiada o swoich metodach pracy, nastawieniu i podejściu. Niewiele jest tutaj niuansów taktycznych, raczej – psychologia, rozmowy, wpajanie drużynie własnego DNA. Prezentujemy wam dwa fragmenty: jeden o szatni z punktu widzenia Simeone, drugi o tym, jak ważna jest szczerość.

Lepiej raz się zawstydzić niż tysiąc razy wyjść na głupka… Fragmenty z Simeone.

ZAMÓW KSIĄŻKĘ „MECZ PO MECZU” W SKLEPIE WESZŁO!

Szatnia potrzebuje tego, aby trener zachowywał równowagę. Trener nie może wpaść ekstazę, kiedy drużyna wygrywa, i pogrążać się w rozpaczy, kiedy przegrywa. Drużyna musi widzieć rozsądnego trenera, który będzie potrafił właściwie reagować w różnych sytuacjach.

Dzięki równowadze utrzymuje się pewien określony kierunek. Drużyna musi pojąć, że ani nie jest najlepsza, kiedy wygrywa dziesięć meczów z rzędu, ani najgorsza, kiedy przez kilka tygodni nie zdobywa punktów.

Moje niedawne przedłużenie kontraktu z Atlético jest sukcesem klubu, ponieważ oznacza, że wciąż będziemy budowali to, nad czym pracujemy od czasu mojego przyjścia. A poza tym tworzy się równowaga, dzięki której kluby się rozwijają. Najtrudniej jest utrzymać równowagę, kiedy osiąga się sukces. Nigdy nie będę krytykował drużyny, jeśli nie zabraknie jej poświęcenia i zaangażowania. Jeśli widzę, że piłkarze identyfikują się z tym, nad czym pracujemy, będę ich bronił do samego końca.

Kiedy trenowałem Estudiantes, graliśmy mecz przeciwko Nueva Chicago. Prowadziliśmy 2:0 i byliśmy bliżej strzelenia trzeciego gola niż oni pierwszego. A jednak to zrobili i ostatecznie musieliśmy się sporo natrudzić, ponieważ mogli w jeszcze kilku sytuacjach doprowadzić do remisu. Wszedłem do szatni i potraktowałem piłkarzy tak, jakbyśmy przegrali.

Moja reakcja nie była konsekwencją wyniku, ponieważ wygraliśmy. Była owocem tego, co moja drużyna pokazała na boisku. Wyrzuciłem wszystkich, którzy nie powinni być świadkami tej rozmowy, i zamknąłem drzwi do szatni. To była bardzo poważna rozmowa na temat tego, co czułem w tamtym momencie. Mecz powinniśmy wygrać różnicą kilku goli, a ostatecznie skomplikowało go podejście drużyny, które ani trochę mi się nie podobało.

Jestem niezadowolony, kiedy widzę, że jakiś piłkarz nie daje tego, co powinien, i zostawia coś dla siebie. Przekazałem im to, co czułem w tamtej chwili. Wszystko było spontaniczne. W moim wypadku jest lepiej, żeby to, co piłkarze mają usłyszeć, wyglądało właśnie w taki sposób. Naturalnie. Żeby się dowiedzieli, co kryje się w mojej głowie. Bez żadnych ograniczeń. Jeśli przekaz jest przygotowany i wystudiowany, wtedy piłkarze o wiele gorzej to rozumieją.

Nie obchodzi mnie, jak przyjmą tę informację w danym momencie. Zależy mi na tym, żeby wiedzieli, co czuję. Żeby dotarło to do ich umysłów, bo dzięki temu następnym razem dadzą z siebie więcej, nie popełnią tych samych błędów.

Inny podobny przypadek, chociaż z gorszymi konsekwencjami, przytrafił mi się, kiedy trenowałem River Plate. Zajmowaliśmy pierwsze miejsce w lidze i rozgrywaliśmy bardzo dobrą Copa Libertadores. W tych rozgrywkach w jednej z rund trafiliśmy na San Lorenzo de Almagro.

W pierwszym meczu, na ich stadionie, przegraliśmy 1:2. W rewanżu na Monumental wygrywaliśmy 2:0. Wszystko układało się po naszej myśli. Poza tym sędzia wyrzucił z boiska dwóch zawodników San Lorenzo. Prowadziliśmy 2:0 i graliśmy jedenastu na dziewięciu. Ostatecznie zremisowaliśmy 2:2 i zostaliśmy wyeliminowani. Tego meczu nigdy nie powinniśmy zaprzepaścić.

Nie potrafiliśmy zrozumieć, czego potrzebujemy w tym momencie, kiedy w uprzywilejowanej sytuacji wygrywaliśmy różnicą dwóch goli i mieliśmy nad rywalem przewagę dwóch zawodników.

Przyszedłem do szatni i nic nie powiedziałem. Byliśmy na zgrupowaniu i dopiero następnego dnia zebrałem piłkarzy, żeby z nimi porozmawiać. Wyraziłem to, co czułem. Dla mnie najgorsze było to, że to ja prowadziłem tę drużynę. Byłem jej trenerem i odpowiadałem za to, co się stało. Tak im powiedziałem.

Po odpadnięciu z Copa Libertadores przekazałem im, że jedyne, co nam zostało, to zdobyć mistrzostwo Argentyny. Do końca sezonu zostało pięć kolejek. Udało nam się to osiągnąć.

Po wyeliminowaniu przez San Lorenzo drużyna była załamana. Dlatego uznałem, że nie jest to odpowiedni moment, by mówić im o moich odczuciach. Wolałem zaczekać aż minie kilkanaście godzin, żeby odbyć z nimi pomeczową rozmowę.

Czasem niełatwo jest ocenić, czy rozmawianie z piłkarzami po czymś, co wydarzyło się na boisku, jest pozytywne, czy też nie. W tej kwestii mam swoje wskazówki. Ciało się tego od ciebie domaga, umysł ci to podpowiada, serce cię popycha… Jednak w innych sytuacjach czujesz, że potrzebna jest cisza i upływ czasu.

Fakt, że byłem na boisku, bardzo mi pomaga. Wiem, co myśli piłkarz po porażce. Wiem, ile czasu musi minąć, żebym zwrócił się do drużyny. Trzeba znaleźć na to odpowiedni moment.

Image and video hosting by TinyPic

ZAMÓW KSIĄŻKĘ „MECZ PO MECZU” W SKLEPIE WESZŁO!

I jeszcze jeden fragment, o szczerości:

Grupa musi widzieć, że trener nie jest zakłamany. Piłkarz jest wdzięczny za to, że zwracasz się do niego szczerze, bez dwulicowości, ponieważ w ten sposób jest bardziej świadomy tego, co mu przekazujesz.

W życiu i oczywiście w futbolu nie można pozwolić na to, żeby czas rozwiązywał problemy. Problemom trzeba stawiać czoło od razu, kiedy się pojawiają, ponieważ jeśli się tego nie zrobi, zamieniają się w śnieżną kulę, która z dnia na dzień robi się coraz większa.

To powszechny błąd – ignoruje się pewne sytuacje konfliktowe, wierząc, że czas je rozwiąże, i pracuje się tak, jak gdyby nic się nie stało. Jeśli postępujesz w ten sposób, popełniasz błąd, przegrywasz. Problemy nigdy nie rozwiązują się same.

Jeśli jesteś świadkiem jakiegoś brzydkiego gestu albo złego zachowania ze strony któregoś z członków drużyny, możesz pomyśleć: „Zignoruję to, ponieważ sprawy same się załatwią”. Wtedy przegrywasz, tak nigdy się nie dzieje.

Trener musi stawiać czoło problemom i je rozwiązywać. Musi porozmawiać z piłkarzem i wyjaśnić mu, dlaczego nie będzie grał albo dlaczego trener uważa, że taka decyzja jest słuszna.

Tego wszystkiego nauczyłem się po pewnym doświadczeniu z jednym z zawodników Estudiantes, o którym wspomniałem wcześniej – z Alayesem.

Występował na środku obrony i w jednym z meczów dostał czerwoną kartkę. Kiedy odbył karę, wrócił do gry. Potem znów dostał czerwoną kartkę i po zawieszeniu kary na powrót grał w podstawowym składzie, chociaż piłkarz, który go zastępował, prezentował się bardzo dobrze. Kilka tygodni później Alayes po raz trzeci dostał czerwoną kartkę, a jego zastępca znów grał fantastycznie.

Wtedy podjąłem decyzję – to musi robić każda osoba, która zarządza grupą ludzi. Alayes nie mógł wrócić do podstawowej jedenastki, powinien w niej grać piłkarz, który występował na jego pozycji podczas kary zawieszenia. Dwa razy przywróciłem go do składu, ale za trzecim razem zmieniłem zdanie. Na tydzień przed meczem wiedziałem już, że tak postąpię.

Mój błąd polegał na tym, że nie porozmawiałem od razu z Alayesem, tylko pozwoliłem na to, by mijały dni i kolejne treningi poprzedzające niedzielny mecz, nie wyjaśniając mu, że postanowiłem wstawić do podstawowego składu kogoś innego. On myślał prawdopodobnie, że skoro przywracałem go do wyjściowej jedenastki w dwóch poprzednich przypadkach, to zrobię to również tym razem.

Nadszedł dzień meczu. Powiedziałem mojemu ówczesnemu asystentowi Nelsonowi Vivasowi, że musimy porozmawiać z Alayesem, by wytłumaczyć mu jego nieobecność w składzie. Zwracam się do niego i mówię: „Posłuchaj, Flaco, nie będziesz mógł zagrać w podstawowym składzie i chcę, żebyś wiedział…”. Nie pozwolił mi dokończyć. Powiedział: „Słuchaj, Cholo, dobrze się znamy i to nie jest dobry moment na taką rozmowę. Powinna się ona odbyć cztery dni temu. Przeczuwałem, że tak będzie, i to, co mi teraz powiesz, nie ma żadnego sensu”.

Po tych słowach uścisnąłem mu rękę, podziękowałem i powiedziałem: „To jest najlepsza lekcja, jaką dostałem, odkąd jestem trenerem”.

Teraz łączą nas wspaniałe relacje. Alayes był piłkarzem, który zawsze potrafił walczyć, a jedyne, co zrobił, to w odpowiednim momencie powiedział mi odpowiednie słowa. Przyznałem się do błędu i nauczyłem się, jak w przyszłości należy postępować w podobnych sytuacjach.

Wniosek jest następujący: nie można pozwolić, żeby czas mijał. A sprawy nie rozwiążą się same. Poza tym piłkarz jest wdzięczny, jeśli wyjaśnisz mu powody i poinformujesz o swoich decyzjach. Starałem się odsunąć od siebie tę konfrontację, podczas gdy w rzeczywistości powinienem porozmawiać z piłkarzem i powiedzieć mu, jak wygląda sytuacja.

Alayes dał mi nauczkę. Nauczyłem się, że lepiej raz się zawstydzić niż tysiąc razy wyjść na głupka.

ZAMÓW KSIĄŻKĘ „MECZ PO MECZU” W SKLEPIE WESZŁO!