Reklama

Polityczne intrygi zakończone. Sergio Ramos zostaje w Realu.

redakcja

Autor:redakcja

13 sierpnia 2015, 07:45 • 4 min czytania 0 komentarzy

Dziś 29-letni hiszpański obrońca ma podpisać nowy, pięcioletni kontrakt z wicemistrzem Hiszpanii. Będzie zarabiał około 9 milionów euro. Już teraz jest jednym z ważniejszych piłkarzy w historii klubu. Jeśli dotrwa w nim do końca umowy, na dobre zostanie legendą Realu. Mimo to, rozmowy przypominały bardziej trudne negocjacje polityczne niż dyskusję między klubem a symbolem drużyny.

Polityczne intrygi zakończone. Sergio Ramos zostaje w Realu.

Wróg, największy wróg, koalicjant – mówił przed laty szef SLD Leszek Miller. To samo mógłby teraz w zasadzie powiedzieć prezydent Realu Florentino Perez, gdy przypieczętuje pozostanie w klubie swojego kapitana. Żeby w ogóle doszło to porozumienia, obie strony musiały rozmawiać w tajemnicy, innymi niż normalnie drogami. Odkąd zaczęto mówić o nowym kontrakcie kilka miesięcy temu, strony to definitywnie kończyły rozmowy, to do nich wracały. A w tle wciąż przewijała się oferta z Manchesteru United, a ściślej – dwie.

Ramos zdaniem mediów chciał odejść do Anglii. Kłopot w tym, że Perez po usłyszeniu od kibiców na pożegnaniu Ikera Casillasa, że obrońca musi w klubie zostać, ani myślał o sprzedawaniu zawodnika. Nie chciał też przedłużać z nim kontraktu, bo miał mu za złe, że piłkarz stał się zbyt wpływową postacią w szatni. Głośno mówił to, co myśli i raczej nie gryzł się w język. Publicznie bronił zwolnionego Carlo Ancelottiego, krytykował, ale już prywatnie, Jose Mourinho, a do tego miał spore oczekiwania finansowe. A zarabiał dotychczas sześć milionów euro, mniej niż np. Gareth Bale czy Karim Benzema.

Pod koniec lipca obie strony spotkały się, ale raczej po to, żeby przedyskutować, na czym stoją. Dodatkowy kontekst dodała oferta Realu za Davida de Geę z United. Anglicy w zamian znowu zażądali Ramosa. Gdy przedstawiciele klubu i zawodnika spotkali się na tych rozmowach, atmosfera musiała być napięta. Od wielu dni trwały bowiem medialne gierki. W sprzyjającym Perezowi La Razón pisano, że Ramos będąc idolem na Bernabeu chodzi od klubu do klubu i żebrze o kilka euro. Do tego jeden z kandydatów na prezydenta Barcelony – Jordi Majó – twierdził, że zaoferowano mu Ramosa, choć nie rozmawiał ani z piłkarzem, ani z jego agentem. Zdaniem obozu zawodnika, co podawał AS, za tym wszystkim stał klub, który chciał zmienić stosunek kibiców do Ramosa. Wtedy droga do sprzedaży byłaby otwarta. Tym bardziej, że wiele osób otwarcie mówiło, że obrońca używa zainteresowania Manchesteru do uzyskania lepszych warunków w Realu, więc zaufanie do Ramosa było systematycznie podkopywane.

Sytuację Hiszpana porównywano już do kilku spektakularnych odejść z Realu – Angela di Marii, Mesuta Ozila, Wesleya Sneijdera czy Arjena Robbena. Wtedy też te transfery poprzedzone były kilkunastodniowym młynem w mediach, z którego wszyscy wychodzili potwornie zmęczeni. Sprawa Ramosa jest jednak znacząco inna – mowa tu o zawodniku, który jak mało kto stanowi o najnowszej historii Realu.

Reklama

Nie bez przyczyny Jorge Valdano, legenda madryckiego klubu, mówił, że za jakiś czas jeśli ktoś będzie mówił o zdobyciu Decimy, dziesiątego Pucharu Europy, to będzie wspominał przede wszystkim bramkę Ramosa. Bramkę, która dała Realowi dogrywkę i możliwość sięgnięcia po upragniony tytuł. Do tego ponad 400 występów w barwach Królewskich. Wiele z nich było znakomitych, tak jak ten przeciwko Atletico Madryt w zeszłorocznym ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Zagrał jako ósemka, ale na boisku był wszędzie – niszcząc kontrataki Rojiblancos już w zarodku.

Wraz z upływem lat, a w Madrycie jest już od dekady, Ramos zdobywał coraz większą władzę w szatni. To on pełnił ciekawą, drugoplanową rolę w konflikcie między Jose Mourinho a Ikerem Casillasem. Najpierw wierzył w to, co chciał światu sprzedać portugalski trener, włącznie z mentalnością oblężonej twierdzy, zwłaszcza podczas meczów Barceloną. Po jednym z przegranych klasyków, Ramos powiedział mediom, że zawodnicy tylko wypełniają zadania nakreślone przez trenera. – Czasem to działa, czasem nie – podsumował. Zwykła, normalna rozmowa pomeczowa, ale Mourinho zarzucił zawodnikowi brak lojalności i mimowolnie skojarzył z tym, któremu trener nie pasował od zawsze – Casillasem. Z czasem obydwu Portugalczyk zaczął przeszkadzać. Aż w końcu powiedzieli Perezowi, że albo Mourinho, albo oni.

Zostali oni.

Sprawa Portugalczyka wróciła w dość osobliwym epilogu. W listopadzie zeszłego roku Ramos poddawał w wątpliwość to, że na zgrupowanie kadry, z powodu rzekomych kontuzji, nie dotarli Diego Costa i Cesc Fabregas, obaj piłkarze Chelsea prowadzonej przez Mourinho. Trener odpowiadał, że obrońca nie ma prawa się wypowiadać na ten temat, bo nie jest lekarzem. Co na to Ramos? – Nie mam nic do powiedzenia o prezydencie Celty Vigo – rzucił. Sprytne, bo galicyjskim klubem zarządza Carlos Mouriño.

Kilka miesięcy później Ramos był jednym z pierwszych, którzy sprzeciwiali się zwolnieniu Carlo Ancelottiego. – Trener, który dobrze zna szatnię i wie jak ją uspokoić, jest zawsze dobry. Im dłużej pracuje, tym lepiej dla drużyny – podkreślał.

Później pojechał na urlop i zaczęła się gra między nim a klubem. Swój finał znalazła w podpisaniu nowego kontraktu. Zyskali wszyscy, a tak naprawdę nikt, bo nikt nie wyszedł z tej transakcji z tym, z czym chciał.

Reklama

JACEK STASZAK

Najnowsze

Skoki

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
0
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Hiszpania

Anglia

Media: Fermin Lopez znalazł się na celowniku Aston Villi

Piotr Rzepecki
1
Media: Fermin Lopez znalazł się na celowniku Aston Villi

Komentarze

0 komentarzy

Loading...