Reklama

Widzew kontra Broendby, odsłona pierwsza. Betonowe siedzenia i obdarowany sędzia.

redakcja

Autor:redakcja

07 sierpnia 2015, 10:25 • 2 min czytania 0 komentarzy

Właśnie w takich okolicznościach ostatni polski klub postawił pierwszą nogę w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Na stadionie trwał wielki remont. Na pierwszą odsłonę tej historycznej batalii niektórzy z dziennikarzy patrzyli siedząc na betonowych blokach, do których w przyszłości miały być przymocowane krzesełka. W Łodzi, jak to w Łodzi. Delikatnie mówiąc: nie wszystko wyglądało najsolidniej na świecie. Podobnie było z drużyną, ale akurat ta dała radę. A było to DZIEWIĘTNAŚCIE lat temu…

Były to szalone czasy. Sędziowie uwielbiali dostawać prezenty i… było to całkowicie dozwolone. Pod jednym warunkiem: miały to być klubowe pamiątki. Na przykład zegarki z logiem klubu. To akurat była specjalność Włochów. W Łodzi nikt raczej nie myślał o własnej kolekcji mody, ale kartką przetargową miał okazać się sprzęt sportowy. Był kontrakt z Adidasem, więc teoretycznie sędzia mógł się nieźle obłowić.

Widzew kontra Broendby, odsłona pierwsza. Betonowe siedzenia i obdarowany sędzia.

Szmatki, piłki… Wszystko fajnie, ale prezes Broendby miał chyba większy gest, bo arbiter najpierw wyściskał się z nim, jak z przyjacielem, a później ewidentnie faworyzował jego drużynę. Widzewiacy jednak wygrali mimo wszystko. Sędzia mógł się wypchać, bo Widzew miał Marka Citkę, który poszedł na przebój przeciwko kilku rywalom i dorzucił piłkę idealnie na głowę Jacka Dębińskiego. Potem główkę przy rzucie rożnym dołożył Sławomir Majak. Było 2:0, a Duńczycy zdołali odpowiedzieć celnym strzałem z rzutu wolnego.

To ten gol miał im dać nadzieję. Jak to było w słynnym rewanżu? Przypomnimy w odpowiednim czasie.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...