Reklama

FARE – co to w ogóle za organizacja, jak powstawała i jak się rozwijała?

redakcja

Autor:redakcja

06 sierpnia 2015, 16:06 • 7 min czytania 0 komentarzy

Nazwa FARE pojawia się w niemal każdym tekście dotyczącym kar dla polskich, i nie tylko zespołów. Football Against Racism in Europe. Michał Listkiewicz, delegat UEFA, mówi, że to oni zajmują się klasyfikowaniem i odnotowaniem rasistowskich zachowań kibiców, a później UEFA wlepia kary klubom. Donosiciele czy wojownicy o równość w sporcie? Postanowiliśmy się im przyjrzeć.

FARE – co to w ogóle za organizacja, jak powstawała i jak się rozwijała?

Jak powstawało?

Żeby opowiedzieć historię FARE, trzeba cofnąć się do 1996 roku. Wtedy cztery niezależne od siebie piłkarskie antyrasistowskie projekty – z Sheffield, Londynu, Bolonii i Dortmundu – dostają pieniądze z Komisji Europejskiej. Liczba dotacji systematycznie rośnie z okazji Europejskiego Roku przeciwko Rasizmowi (1997). W końcu, w lutym 1999 roku, na seminarium Komisji Europejskiej „Networking Against Racism in European Football” powstaje organizacja FARE. Zakłada ją 40 różnych organizacji zaangażowanych w walkę z rasizmem. Jedną z nich jest polskie stowarzyszenie „Nigdy Więcej”.

Dwa lata później FIFA zorganizowała w Buenos Aires antyrasistowską konferencję. Jednocześnie UEFA wprowadziła kary finansowe i zamykanie stadionów za rasizm, rozpoczyna współpracę z FARE, która zaznajamia delegatów z rasistowską symboliką. W zamian za to dostaje „dobroczynny czek” na milion franków szwajcarskich. Organizacja została wtedy członkiem portfolio społecznej odpowiedzialności UEFA.

Jak się rozwijało?

Reklama

Przez następne lata FARE skupiała się na konferencjach, organizacji turniejów z udziałem drużyn złożonych z przedstawicieli różnych kultur. Do tego przedstawia UEFA dziesięciopunktowy plan działania dla każdego klubu, którego kibice eksponują rasistowskie symbole.

Dla UEFA to wygodny partner. Europejska federacja piłkarska ma zaplanowany program społeczny, który składa się z czterech filarów: walki z rasizmem, chuligaństwem, poprawą warunków uprawiania i oglądania sportu dla niepełnosprawnych i promocja zdrowego żywienia. Wszystkie te programy koordynuje Patrick Gasser, który rozdaje wszystkim współpracującym organizacjom pieniądze. Rozlicza i jest rozliczany. Z początku cały tort przejęło FARE, które potem współpracowało z innymi organizacjami.

Sytuacja zmieniła się przed Euro 2008. Kibice na szczeblu europejskim sami podpisują umowę z UEFA i dostają pieniądze dla nowopowstałej organizacji Football Supporters Europe. Wszyscy liczą, że będzie to coś w rodzaju związku zawodowego kibiców, ale kariera tej FSE jest bardzo krótka. Zanim zredukowała się, jak teraz, do fasadowego związku kibiców klubów o lewicowym charakterze, była w konflikcie z FARE. Środowiska kibicowskie szybko przestały być zainteresowane współpracą.

Jak obserwuje mecze?

Dla FARE najważniejsza data w ostatnich latach to maj 2013 roku. Wtedy, na kongresie UEFA w Londynie, podpisana zostaje rezolucja „European football united against racism”, a na Mauritiusie FIFA ogłasza dokument „On the fight against racism and discrimination”. Jak czytamy w broszurze FARE: „Powstała potrzeba zaplanowania i implementacji systemu monitoringu dla rozgrywek międzynarodowych”.

Tempa nabiera obserwacja meczów piłkarskich. Najpierw wybiera się te spotkania, na których może dojść do incydentów dyskryminacyjnych. Później obserwatorów, którzy robią przedmeczowy research i oglądają mecz. Wszystkie incydenty muszą zostać przez nich udokumentowane, a później przeanalizowane.

Reklama

Obserwatorów jest około pięćdziesięciu. – Są za każdym razem wybierani pod kątem danego meczu. Mają ekspercką wiedzę na temat rasizmu i przeszli wiele szkoleń w tym zakresie – mówi nam Jacek Purski ze stowarzyszenia „Nigdy Więcej”. Mają też znać język kraju, w którym pracują i są zaznajomieni z obyczajami kibicowskimi.

Podstawą dla każdego obserwatora jest podręcznik z wyszczególnionymi symbolami nazistowskimi i rasistowskimi. Znajdziemy tam te podstawowe – swastyki, krzyże celtyckie, ale też bardziej szczegółowe, np. polski „mieczyk Chrobrego”, a nawet wykaz firm odzieżowych, które mają nosić neonaziści. Każdy zauważony przejaw rasizmu – czy to koszulka, gest, przyśpiewka, flaga i oprawa – musi zostać odnotowany.

Zarzuty

FARE gwarantuje każdemu obserwatorowi anonimowość w stosunku do stron trzecich (czyli klubów, kibiców, piłkarzy). Dlatego we wstępie do jednego z raportów, z meczu Ukraina-San Marino (wrzesień 2013 roku) z eliminacji do MŚ w Brazylii, czytamy tylko, że dla obserwatora ukraiński był językiem ojczystym, a polityczne sprawy były mu dobrze znane.

Dlaczego przypominamy tamto spotkanie? Bo wówczas padło oskarżenie, że za FARE stoi… polski spisek. W trakcie meczu obserwator FARE napisał, że Ukraińcy pokazali oprawę z herbem dywizji SS Galizien (tę jednostkę wojskową tworzyli ukraińscy ochotnicy). Do tego baner „Good night, left side”, hajlowanie, portrety Stefana Bandery i flagi UPA. Wszystko, co zakazane, choć przecież Bandera dla wielu Ukraińców jest bohaterem. Stąd podejrzenia ukraińskiej strony, że odpowiedzialni za akcję FARE są Polacy.

FARE oskarżane było też przez Szkotów. – Mamy poważne zastrzeżenia co do dowodów przygotowanych przez FARE. Do tego na tę organizację wpływają ludzie, którzy chcą zarobić na niszczeniu naszego klubu – mówił Martin Bain, prezes Glasgow Rangers po tym, gdy szkocki klub ukarano 40 tys. euro kary i zakazem wyjazdowym za przyśpiewki o charakterze „sekciarskim” podczas meczu z PSV Eindhoven w 2011 roku. Jednocześnie delegat UEFA co do zachowania fanów żadnych zastrzeżeń nie miał. – Chcemy pozbyć się sekciarstwa, ale dla FARE byłoby łatwiej, gdyby pracowała z klubem, a nie przeciwko niemu. Zamiast tego zgłosili tylko dowody do UEFA i pokazali całkowity brak transparentności – dodawał Szkot.

Ten zarzut idzie równolegle do tego, co słyszymy w Polsce – przedstawicieli FARE brakuje na odprawach, tylko chodzą, przyglądają się, robią zdjęcia, później wracają do siebie i zdają raport. Pełna anonimowość, czyli kompletny brak współpracy. – Odbiór kary Lecha byłby zupełnie inny, gdyby ktoś przyszedł do klubu i powiedział: „Słuchajcie, widzicie tę flagę? Może nie zdajecie sobie sprawy, że jest rasistowska. Trzeba się jej pozbyć – mówi osoba dobrze znający realia dialogu między klubami, kibicami a organizacjami takimi, jak FARE.

Nasz rozmówca działania FARE porównuje do organizacji, która walczy z niepunktualnością autobusów przez bicie w bęben na środku skrzyżowania za każdym razem, gdy jest spóźnienie. – Od tego komunikacja miejska będzie lepsza? No nie, trzeba posprawdzać rozkłady, sygnalizację, kierowców. Po prostu pracować – twierdzi.

Kolejne zarzuty? Walka z napisami i flagami, a nie tym prawdziwym rasizmem. – To jest przekonanie w głowie, dlatego trzeba wyjść i porozmawiać. Nie można znienacka dawać klubom kary, bo od tego ludzie tylko się wkurwią – mówi źródło.

I podaje przykłady. Podczas Euro 2012 powstała ambasada dla kibiców stworzona przez fanów gdańskiej Lechii. Któregoś dnia podeszli do niej bardziej zatwardziali kibice tego klubu, ubrani w nacjonalistyczne koszulki. Kilka dni później FARE przedstawiło zdjęcia rozmów „zwykłych” fanów z „nacjonalistami” z wyraźnym dopiskiem: tak być nie może. Jednocześnie była to jednak z niewielu okazji do tego, by obie grupy zaczęły rozmawiać.

– Tak samo trzeba było Lechowi powiedzieć, żeby przygotowali się do pucharów, napisać artykuł, wskazać, co muszą poprawić. Żadna organizacja nie skontroluje wszystkich flag wnoszonych na stadion, czy to klub piłkarski czy PZPN – twierdzi.

Brakuje dialogu z każdej strony

Kłopot w tym, że FARE tylko obserwuje, a działa już UEFA i to ona bierze na siebie wymierzanie kar. Dlatego Purski, choć zgadza się, że sprawę flagi Lecha można było rozwiązać inaczej, czyli po prostu poprosić o zdjęcie jej w trakcie meczu, to mówi jakie są realia: – Jeśli obserwator FARE dostrzega podczas meczu flagę z zakazanym symbolem, to zgłasza ją delegatowi UEFA i dopiero ten zawsze może podjąć kroki. Potem sprawa trafia do odpowiednich organów UEFA i te zajmują się wymierzeniem ewentualnej kary.

Szef stowarzyszenia podkreśla: – Idealnym działaniem byłaby współpraca klubów z ekspertami, tak by odpowiednio wcześniej, przed rozgrywkami, wyeliminować flagi z rasistowskimi czy neonazistowskimi treściami.

Zgadza się z tym nasz rozmówca. Jedną z przyczyn tak drastycznych kar za rasizm dla polskich klubów jest kompletny brak dialogu na linii klub-FARE, klub-kibice. Do tego ręce umywa UEFA, dla której zastosowanie się do raportu obserwatora i wymierzenie kary to najprostsza droga.

Pytamy jednak, czy zdarzały się przypadki wyjścia klubu na przeciw oczekiwaniom FARE. – Wiele razy kluby same się zgłaszały i prosiły o ekspertyzy. Można włączyć się w akcje organizowane przez FARE i „Nigdy Więcej”. Nie wiąże się to z żadnymi kosztami, jest całkowicie bezpłatne. To pewnego rodzaju okoliczność łagodząca w kontekście ewentualnych incydentów o charakterze rasistowskim – odpowiada Purski.

Przykład? Legia, żeby uniknąć drastycznych kar, włącznie z wyrzuceniem z europejskich pucharów, najpierw odcięła się od rasistów, pozbyła się kilku flag, a teraz prowadzi program przeciwko rasizmowi. Ma to być edukacja młodych piłkarzy z elementami antydyskryminacyjnymi i promocją wielokulturowości w sporcie.

Żeby jednak stołeczny klub zaczął współpracować z FARE, musiał kilka razy od nich dostać po łapach – Legia była najczęściej wspominanym w raportach klubem w sezonie 2013/14. Wydaje się jednak, że tego wszystkiego można było uniknąć, jeśli zmieniłoby się podejście wszystkich zaangażowanych w organizację meczu piłkarskiego. Obecny system – raportowania przez FARE zdarzeń i karania przez UEFA, powoduje przede wszystkim, jak mówi nasz rozmówca, „wkurwienie”, a dopiero znacznie później prawidłowe reakcje klubu i kibiców.

Najnowsze

Liga Mistrzów

Żaden z półfinalistów Ligi Mistrzów nie wygrał w ćwierćfinale pierwszego meczu

Bartosz Lodko
0
Żaden z półfinalistów Ligi Mistrzów nie wygrał w ćwierćfinale pierwszego meczu

Komentarze

0 komentarzy

Loading...