Reklama

Wrocław a szkolenie. Jak giną dolnośląskie talenty…

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

30 lipca 2015, 08:33 • 5 min czytania 0 komentarzy

Wrocław. Pod względem liczby mieszkańców czwarte miasto w Polsce, zamieszkiwane przez ponad 600 tysięcy ludzi. Największy klub w regionie od lat próbuje wykreować perełkę, dzięki której Europa usłyszy o Śląsku, a skauci szturmem zaczną przyjeżdżać na mecze młodzieżowych zespołów. Dziewięć lat temu obiecano wytężoną pracę. Dziś prędzej niż o akademii, słyszymy o kolejnych zmarnowanych talentach Wrocławia. Młodych piłkarzach, dla których piłka niekoniecznie była priorytetem.

Wrocław a szkolenie. Jak giną dolnośląskie talenty…

W planach mieli stworzenie akademii rywalizującej o miano najlepszej z Lechem Poznań czy Legią Warszawa. Gdy w 2006 roku gmina poważnie zaczęła inwestować w Śląsk, uspokajano mieszkańców, że ich pieniądze zostaną spożytkowane głównie z myślą o młodzieży. Że w dłuższej perspektywie to podatnicy będą zbierać owoce, gdy ich dzieci zaczną decydować o sile klubu rozgrywającego swoje mecze na arenie EURO 2012. Dziś przeciętny Kowalski naprawdę może czuć się zawiedziony po tym, jak wysłał utalentowanego syna do sekcji młodzieżowej Śląska, a zamiast piłkarza do rodziny wrócił zmanierowany, niespełniony talent. Bo na dobrą sprawę tak przez lata kończyło pełno młodych, którym w głowie zaszumiało od noszenia klubowego herbu na klatce piersiowej.

Większego pomysłu na stworzenie poważnej koniunktury chyba tu nigdy nie było. Po tym, jak Orest Lenczyk nazwał młodzież Śląska „dziadostwem”, przyszedł Stanislav Levy nie mający najmniejszego interesu w kreowaniu juniorów. Z myślą głównie o młodzieży ściągnięto zatem Tadeusza Pawłowskiego i za kadencji aktualnego szkoleniowca młodzi piłkarze grają w Śląsku częściej niż przez wszystkie poprzednie sezony, od kiedy klub wrócił do ekstraklasy. Dankowski, Wrąbel, Bartkowiak, Angielski to gracze, którzy pokazali się już w minionych rozgrywkach. Następni w kolejce czekają Idzik, Wiech i Pałaszewski.

Problem jednak, że wśród nastolatków, którzy grają w ekstraklasie nie sposób znaleźć wychowanków Śląska. Dankowski z Nysy Kłodzko przeniósł się do FC Wrocław Academy, by później zostać zagarniętym do drużyny Młodej Ekstraklasy. Bartkowiak jeszcze niedawno grał w II-ligowym Górniku Wałbrzych, a we Wrocławiu wylądował dopiero w pierwszym zespole. Angielski to samo. Wrąbel? Przypadek identyczny do Dankowskiego. – Syn piłkarskie treningi rozpoczął w Parasolu Wrocław. Z domu miał znacznie bliżej na treningi i warunki tam panujące były naszym zdaniem lepsze niż w Śląsku. Zgodziliśmy się na przenosiny do Śląska po tym, gdy poinformowano nas, że Kuba będzie trenował w drużynie Młodej Ekstraklasy – mówi nam Sylwester Wrąbel. Zresztą wkład rodziców w rozwój młodego bramkarza był nieoceniony. – Wiedzieliśmy, jak wyglądają treningi w sekcjach młodzieżowych, stąd Kuba minimum dwa razy w tygodniu trenował indywidualnie z Januszem Jedynakiem, byłym bramkarzem Śląska. Trochę nas to kosztowało, ale wiedziałem, że syn ma duży talent i potrzebuje zajęć z profesjonalistą.

Podobnie u Dankowskiego, nad wszystkim pieczę trzymał ojciec. Młodego wysłał do FC Wrocław Academy, argumentując, że jest to najlepiej szkoląca szkółka w mieście. W dodatku załatwił synowi indywidualne treningi, podczas których młody głównie pracował nad techniką i siłą uderzenia. Dziś Dankowski jest silny jak tur, a z wolnych ładuje takie bramki:

Reklama

Rodzice Pawła i Piotra Zielińskich długo nie zastanawiali się nad wyborem akademii Zagłębia, podobnie było u Igora Łasickiego, który także mógł trafić do Śląska, ale o wiele lepsze warunki stworzono mu w Lubinie. Co najbardziej niepokojące w kontekście wrocławian, młodzież woli nawet uciec na drugi koniec Polski niż grać przy Oporowskiej. Michał Probierz namówił 16-letniego Pawła Olszewskiego, by ten przeniósł się z Dolnego Śląska do Białegostoku. – W Białymstoku nie boją stawiać się na zawodników w moim wieku. Moi rówieśnicy trenują z pierwszym zespołem. Niewiele starsi asystują, bronią, czy strzelają bramki. Bardzo szybko przekonałem się do Jagiellonii – mówił dla oficjalnej strony Olszewski, który w maju był na testach w Wolfsburgu.

Najlepszy zawodnik w roczniku 2002, syn byłego piłkarza Śląska Mirosława Gila, grającego w jednej drużynie z Tadeuszem Pawłowskim. Czy to wystarczający handicap, by kontynuować karierę w akademii Śląska? Otóż nie, bo 13-letni talent Jakub Gil, decyzją ojca, spakował torby i przenosi się tego lata do Lecha Poznań. Przed rokiem z drużyny juniorów wyrwał się także jeden z bardziej uzdolnionych 17-latków w Polsce. Oskar Trzepacz trafił do Olimpii Grudziądz i już w minionym sezonie strzelił swojego premierowego gola na I-ligowych boiskach.

Warunki? W Legnicy i Lubinie już dawno postanowiono, by młodzi piłkarze mieszkali w internacie. We Wrocławiu z reguły przyjezdni muszą mieszkać po kilku w wynajmowanych mieszkaniach. Czterech czy pięciu dzieciaków pomieszkujących razem w jednym lokalu. Aż ciśnie się na usta, by dodać „socjalnym”. Puścilibyście osamotnionego gimnazjalistę z małej mieściny do Wrocławia? Bez opieki, kontroli, twardej ręki trenera lub rodzica? Kilka przypadków skończyło się tragicznie. Chłopak obijający się nawet o pierwszy zespół przeholował z hazardem. Drugiego tak pochłonął melanż, że gdy już wychodził na boisko, to z reguły kończyło się kontuzjami.

W minionym sezonie juniorzy starsi Śląska dopiero w ostatniej kolejce utrzymali się w Centralnej Lidze Juniorów. Aby wygrać z Lechem i zapewnić sobie bezpieczną pozycję w tabeli, na spotkanie oddelegowano Wrąbla, Dankowskiego i Bartkowiaka. Niewiele brakowało, a Wrocław dołączyłby do grona czterech miast, których dorosły zespół gra w ekstraklasie, a młodzież kopie piłkę po terenowych boiskach. Obok takich tuzów szkolenia, jak Piast, Łęczna, Termalica i Podbeskidzie.

Image and video hosting by TinyPic
Głównym, a może i jedynym, magnesem przyciągającym młodzież do Śląska jest osoba Tadeusza Pawłowskiego. Trener bardzo dobrze pracujący z młodzieżą, ale perspektywa kilku lat spędzonych w sekcjach młodzieżowych, by później trafić pod skrzydła pierwszego szkoleniowca to trochę ryzykowny ruch.

Reklama

Dziś budżet akademii Śląska wynosi co najwyżej 600 tysięcy złotych. To ledwie 10 procent tego, co przekazuje na swoje sekcje młodzieżowe Legia. Przepaść. Wrocławianie, mający wyższy budżet niż Zagłębie Lubin dofinansowują młodzież dużo niższymi środki niż uboższy sąsiad. Powód? Zdecydowaną większość kasy pożera utrzymanie pierwszego zespołu. Aby sprostać grze na ogromnym obiekcie, działacze robią wszystko, by Śląsk co roku grał o najwyższe cele w lidze. Jednak nie sposób pominąć, że w klubie od lat zapowiadają zmianę w poprawieniu warunków akademii. Że wychowankowie w pierwszym zespole pomogą Śląskowi wskoczyć na zupełnie inny poziom finansowy. Że głównie z myślą o młodzieży ściągano do Wrocławia Tadeusza Pawłowskiego. Co dziś oglądamy? Polskie piekiełko w młodzieżowym wykonaniu.

MICHAŁ WYRWA

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...