W Rozwoju Katowice, który wywalczył właśnie awans do pierwszej ligi, doszli do słusznego wniosku, że frekwencja często na poziomie nawet 300 widzów to wynik odrobinę poniżej oczekiwań. Zamiast kombinować, organizować przeróżne akcje marketingowe, po prostu zaproponowali, hmm, dość oryginalne ceny. Za wyrobienie karty kibica i karnet na całą rundę zapłacić trzeba 40 złotych, kobiety, seniorzy i osoby w wieku 13-26 lat – połowę tej kwoty. Innymi słowa, dorosły 25-letni mężczyzna na mecz zaplecza Ekstraklasy może iść… za dwa złote.
Dwie dychy za dziesięć domowych meczów. Za spotkania z Wisłą Płock, Zagłębiem Sosnowiec, Miedzią Legnica czy Olimpią Grudziądz. Przyznajcie, niżej już chyba zejść się nie da.
To przecież tyle samo, co za:
– 40-minutowy ulgowy (!) bilet MPK w Łodzi. Na godzinny już nie starczy
– paczkę pierogów, którą kiedyś kupowali bracia Mak, gdy na więcej nie mieli kasy.
– pączka dla Macieja Iwańskiego
– najchętniej kupowane przez statystycznego Polaka piwo
– Wisłę Kraków (jedna złotówka zostaje wciąż w kieszeni)
– osiem rolek papieru toaletowego w Tesco
– możliwość udziału w zabawie (?) kibiców ŁKS-u i oddania trzech „rzutów w Żyda”, czyli w kukłę ubraną w strój Widzewa
– powiększenie budżetu w Ustaw Ligę o wirtualne dwa miliony. Choć trzeba się liczyć z VAT-em.
Ale jeśli nie jesteś ani seniorem, ani kobietą i ukończyłeś 26. rok życia, za karnet na całą rundę płacisz dwa razy więcej. Czyli średnio cztery złote za mecz. Oto ile warte są:
– kieliszek cytrynówki w pijalni
– kurczakburger w McDonald’s, bo na małe frytki nie wystarczy
– połowa hot-doga na stadionie w Poznaniu
– najtańsza pompka do piłki z igłą i – uwaga – przesyłką, o ile pożyczysz od kogoś 10 groszy
– kilogram kwasoodpornej stali w skupie złomu
– godzina pilnowania parkingu bądź placu budowy
W sumie – każdy orze tak, jak może. Ale niżej to już tylko „co łaska” do kapelusza, jak w B-klasie. Albo pójście śladem Greków, którzy dopłacali pracownikom za korzystanie z darmowej stołówki.
