Reklama

Byłem odcięty od rzeczywistości i nie dało się mnie skontrolować.

redakcja

Autor:redakcja

22 lipca 2015, 10:11 • 8 min czytania 0 komentarzy

Gdzie Bartłomiej Drągowski zagra w następnym sezonie? Jak wkręcił znajomych z Galatasaray? Jak wspomina napinkę po starciu z Legią? W jakich meczach wślizgi szły na wysokości kolan i jaki ma plan na pierwszego września? O tym wszystkim młody bramkarz Jagiellonii opowiada w rozmowie z Weszło.

Byłem odcięty od rzeczywistości i nie dało się mnie skontrolować.

Czytałem ostatnio, że najgorsze, co można powiedzieć utalentowanemu sportowcowi, to że jest utalentowany. Ty wysłuchiwałeś tego wyjątkowo często. 

Często słyszę od osób z boku, że mam talent, ale tak mnie zaprogramowano, że jestem głuchy na te opinie. Komentarze mnie nie ruszają. Wielu było utalentowanych, którzy zagrali jedną dobrą rundę, a dziś o nich nie słychać.

Da się być głuchym na te opinie?

Myślę, że tak. Widać to nie tylko po mnie w Jagiellonii. Być utalentowanym nie znaczy być mega super dobrym zawodnikiem.

Reklama

A ty siebie uważasz za utalentowanego?

Miałem iskrę do grania po tacie. O tyle było mi łatwiej.

– Drążek, mamy zadanie.

– Jakie badanie?

– Zadanie. Musimy zebrać sprzęt.

– Weź ogarnij Mystka. Ja za was jutro zrobię.

Reklama

O czym mówiłem? A, tata we mnie zaraził pasję do futbolu i łatwiej było mi się przyzwyczaić do piłki przy nodze. Potem tak zostało.

Słyszałem, że podczas jednego meczu juniorów lub rezerw, ruszyłeś do bezpańskiej piłki równo z napastnikiem i gdy każdy myślał, że wybijesz na aut, podciąłeś sobie nad nim, piłka nie zdążyła upaść i w drugim kontakcie od razu uruchomiłeś akcję. Gdyby ktoś to nagrał, podobno byłby hit.

Pamiętam. To był mecz rezerw z Legią. No i co? Nie wybiłem na aut i graliśmy dalej.

Zawsze czekasz do ostatniego momentu z decyzją?

Trenerzy uważają, że nie mam układu nerwowego. Inni twierdzą, że jestem za bardzo wyluzowany. Sam nie wiem. Wychodzi to naturalnie. Kiedy podejmuję decyzję, nigdy jej nie zmieniam. Nawet jeśli będzie głupia, ale pierwsza, to tak zostaje.

Po prostu ufasz intuicji.

Tak. Pierwsza decyzja to decyzja ostateczna.

Wynika to z tego, że gdy zmieniałeś decyzje, to popełniałeś błędy?

Wiele było takich sytuacji i zwykle wychodziło na gorsze. A to zrobiłem coś za wolno, a to piłka musiała iść w aut, bo było za duże ryzyko…

Pytałem cię o to pół roku temu, ale może coś się zmieniło – ulubiona interwencja z poprzedniego sezonu?

Obrona główki Orlando Sa. Sam nie byłem przekonany, że jakoś to odbiję.

Miałeś też kupę szczęścia, bo nikogo tak często nie ratowały słupki i poprzeczki.

Jedni twierdzą, że to szczęście, a np. trener Kurdziel uważa, że wynika to z dobrego ustawienia. Zawodnicy nie mieli gdzie uderzać, więc strzelali po słupkach i poprzeczkach. Ile osób, tyle zdań. Ja się po prostu cieszę, że to szczęście mi dopisuje.

Kolejne interwencje jakoś cię budowały?

Nie wzbudzały większego entuzjazmu. Nie uważam, żebym zrobił coś ekstra.

Może tylko tak mówisz.

Nie, naprawdę cieszę się, że pomogłem drużynie, ale to wszystko. Ci, którzy za mocno w siebie wierzą, często źle kończą. Starsi koledzy podpowiadają mi, żeby się nie podpalać i jeżeli jest dobrze, to po prostu to podtrzymać. Nie robić na siłę. Nie działać ponad to, co potrafię.

A co najbardziej poprawiłeś przez ten rok?

Lewą nogę, grę na przedpolu oraz wznowienia ręką i nogą. Sam po sobie widzę, że przychodzi mi to dużo łatwiej. Trener już w poprzednim sezonie tłumaczył, że nie robię tego dobrze i estetycznie też nie wygląda to za ładnie, przez co dokładność może być słabsza. Sporo nad tym ćwiczyłem i poprawę chyba było widać nawet z Górnikiem. Rzuciłem dokładnie do „Świdra”, on się zabrał i potem wpadła bramka. Ogólnie jednak wolę się trzymać linii. Lubię pograć nogami, ale na linii czuję się najbezpieczniej. Chociaż wiem, że piłka idzie w takim kierunku, że bramkarz często gra jako forstoper.

Jest jakiś bramkarz, na którym się wzorujesz?

Podobają mi się De Gea i Neuer, ale to dwa różne typy.

Bliżej ci stylem do De Gei.

Jeśli bliżej, to co najwyżej warunkami fizycznymi. Umiejętności nawet nie porównujmy.

A temperamentem do kogo?

Tego nie wiem.

Na pewno nie do Ter Stegena.

Ani do Ter Stegena, ani do Neuera. Zadziwia mnie czasem jego pewność siebie. Facet jest bez prądu. Niczym się nie przejmuje.

Zdarza ci się prowokować napastników?

Nie. Ale jeżeli ktoś mnie prowokuje, to potrafię być złośliwy.

I odpowiadasz.

Nie tylko.

Miałeś takie spiny w Ekstraklasie, nie licząc Legii, o której potem porozmawiamy?

Nie, tylko w juniorach.

Tam podobno często się gotowałeś. Skauci dużych klubów, którzy cię obserwowali w kadrach juniorskich, twierdzą, że popełniałeś sporo błędów, które wynikały właśnie z braku koncentracji. Traktowałeś tę grę trochę z przymrużeniem oka.

Hmm…

Widać po twojej minie, że tak było.

No było, było, co tu dużo mówić? Przecież nie będę kłamał. Czułem się mocniejszy i szybszy, ale te zagrania przechodziły bez konsekwencji jedynie w piłce juniorskiej. W pierwszym zespole taka dekoncentracja jest momentalnie wykorzystywana. Nie mogę sobie na to pozwolić.

Bałeś się, że po debiucie w Ekstraklasie, kiedy przyjąłeś cztery sztuki od Korony, dorosła piłka oddaliła ci się na – powiedzmy – pół roku, rok?

Podchodziłem do tego meczu: „a, wpuścili młodego, niech sobie pogra”. Miałem nadzieję, że do 20. roku życia zacznę bronić w Jagiellonii. Wyszło szybciej.

Dawałeś sobie taki deadline?

Bardziej nadzieję.

Nie uważasz, że strasznie sobie zepsułeś wizerunek meczem z Legią? Cokolwiek się o tobie napisze, hejt z Warszawy jest olbrzymi.

To normalne, nie może być inaczej po takim zachowaniu. Poniosły mnie emocje. Mogłem tę złość wyładować inaczej. Na kimś innym. Już nie będę mówił na kim.

Kiedy zdałeś sobie sprawę, że zawaliłeś?

Nie czuję, że jakoś mega zawaliłem. Kibice Legii krzyczeli „taki chuj”, to chciałem zapytać, czy o takiego chodzi i pokazałem palce. Nie potrafię tego wytłumaczyć. Nie myślałem. To wyszło samo z siebie. Byłem odcięty od rzeczywistości i nie dało się mnie skontrolować. Trenerzy też nie potrafili mnie uspokoić. Przekroczyłem granicę, której wcześniej nigdy nie przekraczałem. Siadłem psychicznie. Potem trener nam wytłumaczył, że takie rzeczy mają miejsce nie pierwszy i nie ostatni raz.

Gdybyś obronił karnego, pewnie nie doszłoby do całej sytuacji.

Powiem inaczej – nie doszłoby do niej, gdybym poleciał w drugi róg. A że udało mi się dobrze pobronić w meczu i karnego miałem na palcach, to… Wszystko po prostu się zsumowało.

Uspokajali cię nawet piłkarze Legii.

To prawda, zaskoczyło mnie, że tak dobry piłkarz jak Orlando Sa podszedł wymienić się koszulką. Nie mam nic do piłkarzy Legii. Do kibiców też nie. Wyszła jednak taka sytuacja, więc nie dziwię się ich reakcjom.

Może trzeba przeprosić?

Nie, przepraszał nie będę.

Trener Probierz powiedział, że ta sytuacja w oczach skautów wzmocniła twój wizerunek, bo pokazałeś się jako gość, który nie potrafi podchodzić do meczu obojętnie.

Przeżywam każdy mecz, a z Legią… Wychowałem się w Białymstoku, jestem wychowankiem Jagiellonii i nie chcę mówić, że pomiędzy tymi klubami panuje jakaś nienawiść, ale te starcia zawsze były dla mnie ważne. W juniorach kości tak trzeszczały, że momentami szkoda było nóg. Wślizgi szły na wysokości kolan. Nie wiadomo, co się robiło w tych meczach. Wiem też, że cokolwiek się stanie, nie pójdę grać w Legii.

Łatwo ci mówić, bo nie będziesz miał okazji.

Nie! Zupełnie nie o to chodzi. Dla mnie to sprawa honorowa. „Pazdek” miał łatwiej. Dostał dobrą ofertę, chciał wskoczyć na wyższy poziom sportowy i finansowy, więc przeniósł się do Warszawy. Nie zgadzam się z kibicami, którzy twierdzą, że jest zdrajcą. To transfer jak każdy inny. Lewandowski też poszedł z Borussii do Bayernu i co? Grał do końca, strzelał bramki i wszyscy się cieszyli. Moja sytuacja jest zupełnie inna.

Masz w sobie coś z kibola.

Może troszeczkę.

Powiedz, jakie masz plany na przyszłość, bo plotek pojawiają się setki. W ostatnich dniach tureckie media napisały nawet o Galatasaray, co byłoby irracjonalnym kierunkiem.

Z Galatasaray wiąże się ciekawa historia. Dwa lata temu na Prima Aprilis po meczu reprezentacji z Turcją, gdzie strzeliłem karnego, puściliśmy na oficjalnej stronie newsa, że Taffarel, który pracował w Galacie, puścił wysłanników, by mnie obserwować. Tak się to rozkręciło, że podłapało to nawet RMF Maxxx. Siedzę potem z dziewczyną, włączam Fejsa, a tam 20 nowych wiadomości, co z tym Galatasaray. Jaki mam plan? Najprawdopodobniej przez rok albo dłużej zostanę w Jagiellonii. Zależy, kiedy prezesi będą chcieli się mnie pozbyć. Jeżeli mam zmienić klub, to na taki, w którym będę mógł walczyć o jedynkę. Nie pójdę nigdzie, żeby siedzieć w szafie przez dziesięć lat.

Nie jest tajemnicą, że mocno zabiegało o ciebie Chelsea. Super nazwa, ale szans na grę żadnych.

Mają Courtois, bramkarza na lata. Nie jestem nawet do niego zbliżony umiejętnościami.

Słyszysz konkretną nazwę, widzisz, że nie masz szans na granie, to od razu aut?

Dokładnie tak. Nie oszukujmy się, te kluby mają bramkarzy na lata.

Długo mówiło się też o Benfice.

Szczerze? Jak ktoś chce, niech dzwoni do taty. On się tym zajmuje.

Bo umowy z agentem nie masz.

Nie mam.

A nie rozdajesz pełnomocnictw?

Właśnie nie, a ostatnio ktoś mnie zapytał, jak to jest spierdolić sobie karierę? No fajnie. Nawet bez „dzień dobry”. Po prostu zadał takie pytanie. Nikomu nie dałem pełnomocnictw, a przynajmniej o tym nie wiem.

Utarło się w Polsce, że piłkarz powinien wyjechać z Ekstraklasy, kiedy ją podbije i ugruntuje swoją pozycję. Masz to za sobą?

Powinienem potwierdzić, że ten sezon nie był przypadkiem i jednorazowym wyskokiem, tylko efektem pracy przy odrobinie szczęścia. Trzeba tylko podnieść poprzeczkę.

Zasłużyłeś na nagrody na gali?

Nie pchałem się po nie i nie spodziewałem się, że je dostanę. Myślałem, że „Kędi” zostanie odkryciem roku, a Putnocky bramkarzem. Pojechałem na wycieczkę do Warszawy, żeby zobaczyć piłkarzy, a okazało się, że dostałem dwie nagrody. Sam nawet nie pamiętam, co mówiłem, tak się denerwowałem. Trema zdecydowanie większa niż przed debiutem w Ekstraklasie.

Podsumowując temat transferu – zostajesz.

Prawdopodobnie przedłużę kontrakt z Jagiellonią.

Biorąc pod uwagę, że chciałeś grać w Jagiellonii za darmo – komina płacowego ci nie zrobią.

Na życie starczy.

Na samochód?

Trzeba kupić. Muszę jeździć do szkoły i podwozić Mystka.

Prawko już masz?

Za miesiąc będę mógł odebrać. To znaczy – jeszcze nie zrobiłem, ale wcześniej sporo wyjeździłem, więc zdążę zrobić.

Jakie auto?

Audi S5. Do 31. sierpnia będzie stało.

Czemu?

Bo trzeba wjechać z Mystkiem na rozpoczęcie. Będzie „brruuuum” pod szkołą!

Rozmawiał TOMASZ ĆWIĄKAŁA

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Weszło

EURO 2024

Yma o Hyd! Jak futbol pomaga ocalić walijski język i tożsamość [REPORTAŻ]

Szymon Janczyk
8
Yma o Hyd! Jak futbol pomaga ocalić walijski język i tożsamość [REPORTAŻ]
Inne kraje

Sto lat za Anglikami. Dlaczego najlepsze walijskie kluby nie grają w krajowej lidze?

Michał Kołkowski
10
Sto lat za Anglikami. Dlaczego najlepsze walijskie kluby nie grają w krajowej lidze?

Komentarze

0 komentarzy

Loading...