Reklama

Giacinto Facchetti. Elegant, uosobienie klasy, Nerazzurro do samego końca.

redakcja

Autor:redakcja

18 lipca 2015, 07:57 • 2 min czytania 0 komentarzy

O piłkarzach takich jak on zwykło się mówić – legendarni. Cała kariera, od deski do deski, w jednym klubie – Interze Mediolan. Po jej zakończeniu nie chciał być trenerem. Nie odpowiadało mu ciągłe podróżowanie i zmienianie miejsca zamieszkania. Chciał wreszcie poświęcić się rodzinie. Do ukochanego Interu wrócił, kiedy jego prezesem został Massimo Moratti. Najpierw jako doradca, później dyrektor sportowy, w końcu wiceprezes. Dziś mija 73. rocznica urodzin Giacinto Fachettiego. 

Giacinto Facchetti. Elegant, uosobienie klasy, Nerazzurro do samego końca.

Kibicowanie Interowi jest znakiem doskonałości. Dopingujcie nas, ale – proszę – z pasją, ale bez gniewu. 

Do Interu trafił mając osiemnaście lat. Próbował już dwa lata wcześniej, ale wówczas nikt nie zwrócił na niego uwagi. Miał też propozycję od innych Nerazurrich – Atalanty Bergamo – ale osobą, która przybiła stempel na transferze był słynny Helenio Herrera. Od pierwszego wejrzenia dostrzegł w nim gigantyczny potencjał. Dla Facchettiego piłka do pewnego momentu była jedynie pożytecznym, rozwijającym dodatkiem. Miał inne marzenia. Jego celem było zdobycie olimpijskiego złota w biegu na 100m.

Ten chłopak będzie filarem mojego Interu.

Reklama

Debiutem z Romą udowodnił, że słynny szkoleniowiec się nie mylił. Do dziś nazywa go się elegantem, estetą i uosobieniem klasy. Po zakończeniu kariery nie bez przyczyny UNESCO wręczyło mu nagrodę fair-play. Za całokształt. Mówimy o cechach ludzkich, więc dobrze byłoby wspomnieć o tym, jakim był piłkarzem. Po prostu znakomitym. Takim, który przyczynił się do rozwoju futbolu. Był chyba pierwszym europejczykiem, który grając na boku obrony spełniał również zadania ofensywne, podłączając się pod akcje kolegów. Miał ku temu predyspozycje, bo Herrera do Interu ściągał go jako napastnika. Dopiero później przesunął go na bok obrony.

Il Capitano rzecz jasna był także filarem reprezentacji Włoch, oczywiście z opaską kapitańską na ramieniu. Ze Squadra Azzurra zdobył mistrzostwo Europy i wicemistrzostwo świata. W 1966 roku Włosi jednak nie wyszli nawet z grupy. Wtedy na Fachettiego, jak i na resztę reprezentacji, posypały się gromy.

Kibice chcieli wysłać mnie na przymusowe roboty do końca życia. Cztery lata później policja musiała chronić moją żonę, bo chcieli nosić ją na rękach.

Zmarł w 2006 roku, po długiej i ciężkiej chorobie nowotworowej. Na jego pogrzebie kibice Interu nie mogli przestać klaskać, śpiewając: jeden z nas, Giacinto, jeden z nas.

Najnowsze

Ekstraklasa

Górnik Zabrze może nam dać końcówkę sezonu, na jaką nie zasługujemy

Piotr Rzepecki
6
Górnik Zabrze może nam dać końcówkę sezonu, na jaką nie zasługujemy

Komentarze

0 komentarzy

Loading...