Reklama

Rocznica śmierci Madridisty, którego Camp Nou oklaskiwało na stojąco

redakcja

Autor:redakcja

15 lipca 2015, 09:00 • 3 min czytania 0 komentarzy

Ze wszystkich wielkich piłkarzy Realu Madryt tylko jednego Camp Nou oklaskiwało na stojąco. Nazywał się Laurie Cunningham, urodził się w Londynie i był pierwszym Anglikiem, który trafił do Królewskich w piłkarskiej nowożytności. Piszemy o nim w czasie przeszłym, bo dziś mija dokładnie 26 lat od jego śmierci. To dobry moment, by w telegraficznym skrócie go wspomnieć, szczególnie, że nie jest postacią szczególnie rozpamiętywaną i wielu z was może nie mieć pojęcia o jego istnieniu.

Rocznica śmierci Madridisty, którego Camp Nou oklaskiwało na stojąco

Wspomniane oklaski dostał 10 lutego 1980 roku. Syn jamajskiego dżokeja koni wyścigowych, który ciągle musiał płacić kary za spóźnianie się na treningi. Wtedy miał swoje pięć minut. Chociaż na chwilę stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych piłkarzy w Hiszpanii. „Patrzeć na niego, to jak oglądać Cruyffa, tylko, że w czarnej skórze. Ten chłopak robił z piłką wszystko na co tylko miał ochotę” – relacjonował jeden z kibiców. Real wygrał 2:0.

W zawodowej piłce debiutował mając ledwie szesnaście lat. I uwierzcie – nie były to łatwe pierwsze kroki. W połowie lat siedemdziesiątych w Anglii nie tolerowano czarnoskórych piłkarzy. Rzucanie bananami i obelgi były na porządku dziennym. Zdążył się przyzwyczaić. Potem, po latach, jeden z jego kumpli z boiska wspominał gola, którego zdobył na stadionie Millwall. A w zasadzie hordę 10 tys. kibiców przeciwników. Ze złości dosłownie zalewała ich krew. Z Leyton Orient trafił do West Bromwich, którego fani do dziś wspominają jego dynamiczne rajdy na lewym skrzydle. Był jednym z pierwszych w historii czarnoskórych reprezentantów Anglii. W kadrze wielkiej kariery jednak nie zrobił. Skończyło się na ledwie sześciu meczach.

Latem 1979 roku za 950 tys. funtów sprowadził go Real Madryt. Pamiętajmy, że nie były to czasy, w których obcokrajowców ściągano wagonami, jak dziś. Ostatnio Vicente Del Bosque, który doskonale pamięta tamte czasy, powiedział, że Cunningham wcale nie musiał być gorszy od Cristiano Ronaldo. Że wtedy Anglik był jednym z najlepszych piłkarzy w Europie, a Real musiał nieźle napracować się nad jego transferem. W Madrycie zaczął fantastycznie, od dwóch bramek w debiucie. Na jednym z treningów jeden z klubowych kolegów roztrzaskał mu więzadła krzyżowe. To, zdaniem wielu – w świecie bez agentów i psychologów sportowych – nakręciło spiralę, która ostatecznie skończyła się jego śmiercią.

Reklama

Ci, którzy go znali, wspominają jako spokojnego chłopaka, który po prostu lubił dobrze się ubierać i uwielbiał tańczyć. Czasem aż za bardzo. Pewnego razu, z powodu kontuzji stopy, opuścił jeden z ważnych meczów. Gazety odnalazły go jednak w nocnym klubie, gdzie kontuzja nie przeszkadzała mu w zabawie do świtu. Media kreowały go na playboya i pijaka. Kiedy leczył kontuzje pracował jako model i projektował ubrania.

Jego kolejnym klubem był Manchester United, gdzie trafił na wypożyczenie. W tej materii był pionierem. Piłkarzem, który jako pierwszy grał i dla Blancos, i dla Czerwonych Diabłów. Potem pracodawcę zmieniał właściwie co sezon, szukając utraconej formy. Ostatnim przystankiem było drugoligowe Rayo Vallecano, dla którego zdążył jeszcze zdobyć gola na wagę awansu.

Powrotu do Primera Division nie doczekał. Rankiem, 26 lat temu, w wieku zaledwie 33. lat, zginął w wypadku samochodowym na przedmieściach Madrytu.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...