Reklama

Malina gotowy na wszystko. Włącznie z pracą fizyczną

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

19 czerwca 2015, 14:23 • 4 min czytania 0 komentarzy

Właśnie odrzucił ofertę trzecioligowego Porońca Poronin. Żartuje, że gra w jednym zespole z Maćkiem Żurawskim mogłaby być niezłym zwieńczeniem kariery, ale nie uśmiechają mu się zwłaszcza dojazdy na Podhale ze Śląska, gdzie mieszka na co dzień. Ciągle nie wyrobił prawa jazdy, mimo wielu sugestii ze strony znajomych i żony.

Malina gotowy na wszystko. Włącznie z pracą fizyczną

Kiedy trzy lata temu rozmawialiśmy o jego grze w Ruchu, zagaiłem:

– Wygląda na to, że Malinowski przeżywa drugą młodość. Albo już trzecią.
– Myślę, że to już koło szóstej. Drugą to ja miałem pięć lat temu.

Czyli licząc od dzisiaj – już osiem.

Surma wyśrubuje rekord, do którego nikt się nie zbliży

Reklama

Marcin Malinowski. 39 lat, w listopadzie – 40. W Ekstraklasie 458 występów, blisko rekordu. Mniej jedynie od Łukasza Surmy, który w przeciwieństwie do „Maliny”, zostaje w Ruchu. W minionym sezonie zagrał we wszystkich 37 spotkaniach. „Łukasz wyśrubuje ten wynik tak bardzo, że już nikt nigdy się do niego nie zbliży. Życzę mu tego z całego serca”, zapewnia. „Moja symboliczna pięćsetka? Chciałoby się, ale będzie trudno. Za mało zależy ode mnie”.

458 meczów uzbieranych w barwach tylko dwóch klubów. 20 lat w lidze, z jedną króciutką przerwą po spadku chorzowian. 11 lat w Odrze Wodzisław, której piłkarska Polska często życzyła najgorzej, jak tylko się dało. Ligowej długowieczności mogliby Malinowskiemu pozazdrościć najwięksi. Marek Zieńczuk, aby doścignąć go w liczbie występów, musiałby rozegrać jeszcze  co najmniej dwa pełne sezony. Trzy – Sobolewski albo Głowacki. A wszystko to piłkarz, który otwarcie mówi o sobie, choć nieco ze wstydem: „moja największa pięta achillesowa? Nałogowe palenie”.

Świetnie pamięta czasy, jak wracając z meczów Odry Wodzisław oglądali filmy na topornym odtwarzaczu wideo, który Jan Woś pożyczał od córki. W odróżnieniu od dzisiejszych piłkarzy, wie – jak mówił kiedyś w wywiadzie dla „PS” – że długopis służył do przewijania taśm, a nie do pisania”. Łącznik między współczesnością a ligowym oldschoolem, jakich zostało niewielu.

„Brakuje sukcesów. Gdzieś tam jestem, a jednak mnie nie ma”

„Nigdy nie byłem zasypywany super-ofertami”, przyznaje. Kiedyś miał konkretną z Zagłębia. Wcześniej słyszał o Wiśle, w czasach Lenczyka, ale jak szybko się o tym dowiedział, tak prędko się zainteresowanie rozmyło. „Brakuje mi spektakularnych sukcesów i to jest główny powód tego, że gdzieś tam cały czas jestem, a jednak mnie nie ma”, mówił w wywiadzie dla Weszło, zanim w barwach Ruchu, po raz drugi w karierze, zagrał w europejskich pucharach. Jacek Zieliński, któremu chwilę wcześniej nie udała się przygoda w Chorzowie, uważa, że przesunięcie „Maliny” na środek obrony było kluczową decyzją Jana Kociana, która pomogła mu uporządkować tyły i osiągać tak dobre wyniki. „Mi też to chodziło po głowie, ale nigdy tego pomysłu nie wdrożyłem. Niestety”, akcentuje trener Cracovii.

Przekraczając barierę 300 ligowych występów, Malinowski zastanawiał się, ile będzie jeszcze mu dane. Chciał osiągnąć 350, to zaraz okazało się, że już blisko 400. „Pogram dopóki sam będę widział, że nie odstaję od innych. Pod warunkiem, że cały czas będę miał zainteresowany mnąklub”, zapewniał. I oto nadszedł ten moment, kiedy to drugie nie jest już pewne.

Reklama

„Nie leży mi ta myśl o zakończeniu kariery”, przyznaje.

Można odnieść wrażenie, że się jej obawia. Drażliwy temat. Zagadka, jak będzie. „Po 20 latach w tym samym rygorze, na pewno nie jest to takim hop-siup, zerwać ze wszystkim. Poza tym, nigdy nie zarobiłem w piłce wielkich pieniędzy. Nie na tyle, żeby teraz odcinać kupony”.

Na Ekstraklasę nie liczy

Czuje się na siłach pograć jeszcze rok, może dwa, ale jak zwykle – zakłada najbardziej pesymistyczny i brutalny scenariusz. Twierdzi, że tak już ma. Jest przygotowany na najgorsze, na wszelki wypadek. „Już pięć lat temu, przed Ruchem, nie spodziewałem się, że ktoś jeszcze zapuka do moich drzwi z ofertą”.

Jak będzie tym razem?

„Trwają urlopy, drużyny dopiero wracają. Pojawiają się zapytania, ale żadnych konkretów. Do końca czerwca będę spokojnie obserwował sytuację. Później trzeba będzie może trochę aktywniej podziałać. Chociaż zdaję sobie sprawę ze swojego położenia i raczej nie przypuszczam, by jakiś ekstraklasowy klub jeszcze po mnie sięgnął”, mówi.

Jak przyznał w wywiadzie, jego znajomi wiedzą, że gdy o czymś dyskutują, to „Maliny” nie ma sensu pytać o zdanie, bo i tak powie, że będzie do bani. „Czasem się śmieję, że może ta kopalnia,  po zakończeniu kariery, wcale nie byłaby najgorszą rzeczą”. Zgodnie z wykształceniem w technikum górniczym, w którym raz w tygodniu, w ramach praktyk, zjeżdżali pod ziemię czyścić maszyny.

Jak większość piłkarzy, który powoli dochodzą do ściany, „chciałby zostać przy piłce”, zaliczyć kolejny szczebel kursów trenerskich. Zaczynał je grając jeszcze w Odrze Wodzisław. Chociaż… „Być może śmiesznie to zabrzmi, ale jestem przygotowany na wszystko, włącznie z pracą fizyczną. Bo żyć za coś trzeba. Mam nadzieję, że ta szara i brutalna rzeczywistość dla mnie nie będzie aż tak brutalna”.

Paweł Muzyka

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...