Reklama

Reggae Boyz wracają na wielką scenę. Jamajka przed Copa America

redakcja

Autor:redakcja

12 czerwca 2015, 19:08 • 5 min czytania 0 komentarzy

Jamajka. Wybaczcie, ale kojarzy nam się z Bobem Marleyem, reggae, blantami, plażami, fajnymi dziuniami podczas wyborów Miss Universe, Usainem Boltem i gromadą innych nadludzko szybkich biegaczy, a dopiero gdzieś potem, daleko później, z futbolem. Ale futbolem z dość odległej już przeszłości, a więc Reggae Boyz, którzy pokazali się z całkiem niezłej strony podczas mundialu w 1998. Obili wtedy nawet Japonię, a ogółem ulokowano ich na 22 miejscu mistrzostw. Całkiem nieźle jak na wyspę, mającą takie tradycje piłkarskie, jak nie przymierzając w Polsce Ciechocinek.

Reggae Boyz wracają na wielką scenę. Jamajka przed Copa America

Screen Shot 06-12-15 at 07.48 PMA że Marley lubił pokopać wiedzieliście?

Ale teraz, wracają na poważną scenę. Czeka ich największe granie od wielu, wielu lat. Czy są w stanie cokolwiek ugrać? Czy przywożą drużynę parkingowych, sprzedawców kokosów i hotelowych boyów? A może po cichu zmontowali pakę, która jest w stanie zaskoczyć i sprawić niespodziankę? Oto jest pytanie. Na które można szybko odpowiedzieć frazesem o nieprzewidywalności futbolu, o tym, że w tym sporcie wszystko jest możliwe, czyli generalnie już z takiego toku możecie wywnioskować, że ich jakiekolwiek zwycięstwo będzie przez wielu postrzegane jako mała sensacja. Ale zwracamy uwagę: tylko mała, a nawet tu i tam kibice Reggae Boyz przekonują, że szanse na awans do ćwierćfinału są zupełnie realne. Oszaleli? Niekoniecznie.

Nie jest to ekipa na pewno tak mocna, jak w 1998. Wtedy Jamajka przeszła rewolucję. Zamiast samych półamatorów, Brazylijczyk Rene Simoes zaczął szukać Anglików o jamajskich korzeniach i znalazł tą drogą paru przyzwoitych zawodników. Przyjechał Fitzroy Simpson, urodzony w Bradford zawodnik Portsmouth. Odzyskano Marcusa Gayle’a i Robbiego Earle’a, dwóch solidnych grajków z Wimbledonu. Znalazł się Frank Sinclair z samej Chelsea, a także młodziutki, dwudziestojednoletni Deon Burton z Derby County, któremu wróżono wtedy wielkie granie. Ale całą tą paczką zarządzała szalona dziesiątka, Walter Boyd, a także Theodore Whitmore, wówczas ze swojsko nazwanego klubu… Seba United. Rodowici Jamajczycy, łącznicy pomiędzy lisami, a graczami z wyspy – łącznicy pod tym względem, że w żaden sposób nie ustępowali jakością kolegom tłukącym się co tydzień na poważnie.

Reklama

Tamten sukces, awans na wielką imprezę i przyzwoity występ, wywołał na Jamajce modę na kopanie. Futbol już wcześniej sporo znaczył, ale wtedy z miejsca stał się najpopularniejszym sportem na wyspie. Więcej, mówiono, że sukces miał nawet wpływ na gospodarkę, bo Reggae Boyz stali się tak dobrymi ambasadorami kraju, że chętniej odwiedzali ten kraj turyści. Nie by pooglądać piłkarzy rzecz jasna, ale to właśnie oni dla wielu umieścili Jamajkę na mapie. To nie czcza gadanina – tuż po mistrzostwach lokalny przewoźnik lotniczy, Air Jamaica, zanotował wyraźny wzrost zysków.

Jednak to złote pokolenie wyszumiało się i zeszło ze sceny, a choć w piłkę gra się tu na każdym kroku, to następne nie potrafiły nawiązać. Owszem, zdarzało się wygrać mistrzostwa Karaibów, ale umówmy się – to nie jest taki znowu wielki sukces, Polska nawet w swojej najczarniejszej godzinie byłaby murowanym faworytem każdego turnieju. Jamajka w pewnym momencie zeszłej dekady zaczęła grać tak marnie, że zaczęto ich przezywać… Reggae Toyz. Tłumaczenie zbędne. Jeszcze rok temu o tej porze znów mogło być to aktualne przezwisko, bo dostać 0:8 to zawsze wstyd i nieważne, że rywalem była Francja.

Screen Shot 06-12-15 at 07.52 PMHurra, przynajmniej nie 0:9

Ale potem przyszły dobre miesiące. Zwycięstwo w karaibskich mistrzostwach nabrało lepszego smaku w perspektywie, skoro biorąca w nich udział Kostaryka, ćwierćfinalista mistrzostw świata, została w pokonanym polu. Od wielu miesięcy Jamajka wyłącznie wygrywa i choć nie obija możnych piłkarskiego świata, tak pochylmy się choćby nad 2:1 z Wenezuelą. Wenezuela to przecież szósta drużyna Ameryki Południowej patrząc na kwalifikacje do MŚ w Brazylii, odstawiona tylko przez późniejszych mundialowiczów. Paragwajowi, z którym zmierzy się Jamajka, nie dała się pokonać ani razu.

No właśnie, Paragwaj. Faworyt w gruncie rzeczy głównie na papierze, bo ma oczywiście bardziej znanych zawodników, z doświadczonymi Barriosem, Bobadillą, Nelsonem Valdezem i Roque Santa Cruzem na czele. W drużynie Jamajki nie znajdziecie nikogo mającego porównywalny format nazwiska. Ale ten sam Paragwaj z kretesem przerżnął eliminacje, zajmując ostatnie miejsce na kontynencie. Jamajka jest w stanie go sięgnąć, a jeśli to zrobi… Wiele jest możliwe. Nawet wyjście z tej grupy śmierci, bo pamiętajmy, że na Copa America z dwunastu ekip dalej przechodzi osiem, dwa najlepsze trzecie miejsca również. Tylko i aż tu upatrujemy ich szans, bo nie wierzymy, by z Urugwajem i Argentyną powalczyli o coś więcej, niż o honor, a także o zdjęcie z Suarezem i Messim po meczu. Dla wszystkich Jamajczyków te starcia będą wyjątkowym doświadczeniem, dla wielu jednym z pierwszych starć z futbolem najwyższej klasy.

Screen Shot 06-12-15 at 07.54 PM

Reklama

Ale spokojnie, dzisiejsza kadra ma zawodników, którzy wiedzą co to kopanie gały. Praktycznie całą defensywę stanowią piłkarze na co dzień bijący się w Championship, a nawet wyżej. Wes Morgan – stoper z Leicester. Adrian Mariappa – prawy defensor Crystal Palace. Jest charyzmatyczny lider środka pola, pitbull do harowania i odbiorów – Rodolph Austin z Leeds. Michael Hector – Reading, Daniel Gordon – 2.Bundesliga. Nie ma wstydu. Szczególnie, że w ataku mamy McLeary’ego z Reading i Dawkinsa z Derby, wspieranych szybkościowcami z MLS, choćby Mattockiem z Vancouver. Żaden z wyżej wymienionych nie podbije światowej piłki, ale razem wcale nie mają tak mało jakości, jak można by się spodziewać słysząc o tym, że Jamajka wybiera się na Copa America. To przyzwoity zespół, nie tylko prawem nieprzewidywalności futbolu, ale także na papierze. Może i nie o najdłuższej ławce, może i bez gwiazd, ale ma kto tu ciągnąć wózek, nosić fortepian, wziąć defensorów rywali raz czy dwa na kołowrotek.

To dla nich najważniejszy turniej od siedemnastu lat. Z grupą tak mocną, że śmiało mogłaby być finałową mundialu. Będzie tak czy inaczej przygodą, ale – uwaga – również przygrywką. Świetnym przetarciem przed Gold Cup, które czeka ich jeszcze tego lata. Nie ma pytania, czy Jamajka zmęczy się i potem zagra gorzej, bo wszyscy na wyspie cieszą się, że dostali szansę gry z tak silnymi ekipami. A kto wie czy doświadczenie nie zaprocentuje, a potem na mistrzostwa Ameryki Północnej wyjdą już z innym nastawieniem.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...