Reklama

Tekst czytelnika: Radosław Janukiewicz – nasz Portowiec

redakcja

Autor:redakcja

07 czerwca 2015, 13:27 • 8 min czytania 0 komentarzy

Jeszcze rok temu miał za sobą najlepsze sezon w karierze. Teraz jest klubowi niepotrzebny. Kibice Pogoni Szczecin doceniali nie tylko jego umiejętności, ale to jakim jest człowiekiem poza boiskiem. Radosław Janukiewicz – jedna z ikon odrodzenia klubu.

Tekst czytelnika: Radosław Janukiewicz – nasz Portowiec

Do Pogoni trafił w wieku 25 lat z… juniorów GKP Gorzów, w którym trenował za karę. Przez wiele lat przypinano mu łatkę utalentowanego bramkarza, która powoli się odpruwała, bo wciąż nie mógł rozwinąć skrzydeł. Śląsk Wrocław, Lech Poznań, Zagłębie Lubin czy grecka przygoda. W każdym z tych klubów coś stawało na przeszkodzie, by rozwinąć umiejętności na miarę talentu. Aż wreszcie zakotwiczył w Szczecinie, gdzie do wywalczenia miejsca w bramce i zluzowania Krzysztofa Pyskatego potrzebował 10 kolejek. Janukiewicz powoli przekonywał publikę do swoich umiejętności, chociaż co jakiś czas pojawiały się problemy. Jak wtedy kiedy zespół prowadził Artur Płatek, który otwarcie mówił, że ma dwóch dobrych bramkarzy (drugim był Bartosz Fabiniak) i będą bronili na zmianę.

– To był fałszywy człowiek, który mnie oszukał – mówił Janukiewicz. – Ja naprawdę nie noszę głowy w chmurach. Wiem, że jest konkurencja w zespole i mogę usiąść na ławce rezerwowych, ale należy mi to powiedzieć, a nie oszukiwać, że będę grał – wspominał bramkarz, któremu niewiele brakowało, by wymierzyć Płatkowi „sprawiedliwość”.

 Ze względu na dawne dzieje, nie po drodze było mu także z innym trenerem Pogoni, Ryszardem Tarasiewiczem. Kiedy panowie pracowali w Śląsku Wrocław, Janukiewicz został zesłany do rezerw bo nie chciał podpisać nowego kontraktu.

Od małego był niepokornym człowiekiem. Jego charakter ukształtowało podwórko. – My wyszliśmy na gołe piąchy, a goście z jakimiś prętami. Jeden wyskoczył nawet z nunczako – pierwszy raz w życiu coś takiego widziałem. Zwykle mieliśmy swoje zasady – nie było kopania leżących. Staraliśmy się robić to z klasą. Zdarzały się typowe ustawki… – wspomina swoje dzieciństwo

Reklama

Po jednym ze spotkań w I lidze, w którym walcząca o awans Pogoń przegrała ze zbieraniną zawodników ostatniego zespołu w tabeli, udzielił wywiadu, który obiegł całą Polską. Mnóstwo wulgarnych i dosadnych słów bawiło całą Polskę. Jednak pod płachtą z pozoru wyglądającej komedii odgrywał się dramat. Wielokrotnie powtarzał – marzę o tym, by mój syn mógł oglądać ojca w Ekstraklasie.

Z perspektywy czasu wiadomo, że gdyby Pogoń nie wywalczyła wtedy awansu, to prawdopodobnie klubu nie byłoby już w takim wydaniu, a być może znów zniknąłby z mapy Polski, a wielu zawodników Ekstraklasę mogłoby zobaczyć jedynie w telewizorze. Skutkiem jego szczerych wypowiedzi był konflikt w szatni. Część zawodników, w ślad za kapitanem Bartoszem Ławą, odwróciła się od niego, niektórzy nie podawali nawet ręki. Wrażliwe dusze zabolało, że ich bramkarz poruszył tak bardzo delikatny temat finansów i minęło trochę czasu zanim sytuacja wróciła do normy, a Pogoń do ekstraklasy.- Każdy z nas powinien sobie zadać pytanie. Chce grać dla Pogoni Szczecin czy nie. Jak nie, to wypierdalać – mówił wtedy bramkarz

Udało się. – Mój syn będzie miał ojca w ekstraklasie – mówił ze łzami w oczach po wywalczeniu awansu. Czas radości i świętowania minął. Przyszedł moment na realizację marzeń. Te miała pokrzyżować słowacka niespodzianka. Wizja nowego trenera Pogoni, Artura Skowronka zakładała ściągnięcie bramkarza, który wzmocni rywalizację między słupkami. Nawet Skowronek nie spodziewał się, że Janukiewiczowi przyjdzie mierzyć się z bramkarzem tak mocnym. W Szczecinie pojawił się Dusan Pernis, który całkiem niedawno mierzył w angielską Premier League. W prasie pojawiły się niezdrowe sygnały, jakoby Słowak miejsce w bramce miałby otrzymać z urzędu. Coś było na rzeczy, ponieważ sam Janukiewicz nie do końca wierzył, że to on będzie strzegł bramki w inauguracyjnym spotkaniu Ekstraklasy. – Można prosić zdjęcie? – Pewnie. – Powodzenia na meczu z Zagłębiem. – Dzięki, ale i tak chyba będzie bronił Duszek.

Dialog bramkarza z kibicem jasno wskazywał, że pojawił się kolejny płotek, który trzeba przeskoczyć i uważać przy lądowaniu. Przyszłość pokazała, że osoba Pernisa bardzo Janukiewiczowi pomogła. Wbrew pozorom wciąż bramki Portowców strzegł wychowanek Śląska Wrocław, dzięki czemu po raz pierwszy na poważnie znalazł się w kręgu zainteresowań selekcjonera Waldemara Fornalika. – Kiedy Pogoń sięgnęła po doświadczonego bramkarza (Pernisa) stwierdziłem – jeżeli Radek obroni swoją pozycję i wygra rywalizację, to będzie oznaczać, że zalicza się do czołówki w Ekstraklasie – mówił w rozmowie ze mną Andrzej Dawidziuk, który pełnił wtedy rolę trenera bramkarzy w reprezentacji. Ostatecznie skończyło się na liście rezerwowej i miejscu numer cztery.

Później przyszły gorsze chwile. Chwilowo stracił miejsce w składzie. Bardzo zabolała jedna sprawa. Mecz ze Śląskiem Wrocław, klubem dla niego ważnym, oglądał z perspektywy ławki rezerwowych. Zamknął się wtedy sobie. Nie chciał rozmawiać z mediami, zacisnął zęby i robił swoje. A kiedy znów wskoczył do bramki, przyszedł pechowy mecz w Gdańsku, w którym wyleciał z boiska po kilkunastu minutach. Co ciekawe w 2007 roku broniąc bramki Śląska otrzymał czerwoną kartkę w drugiej minucie, za rzekomy faul na Jacku Kosmalskim.

„Jedna akcja może zaważyć o kolejnych miesiącach Radosława Janukiewicza. Za nieporadność obrony, ucierpi bramkarz, który jeśli będzie stał między słupkami, to zapewne w trzecioligowych rezerwach” – pisałem wtedy. Mimo mocnej pozycji w klubie i sercach kibiców, jego obecność w Pogoni stała pod znakiem zapytania. Na koniec sezonu wyjścia były dwa zostanie on, albo Pernis. Rywalizacja między bramkarzami była zacięta, a kiedy było trzeba, podczas treningu panowie skoczyli do siebie z pięściami. Z dwóch wilków, które rozdzielać musiał jeden z trenerów, pozostał ten stary, by rozegrać, jak podkreślało wiele osób, najlepszy sezon w karierze.

Reklama

Dzień po tym jak obchodził swoje 30. urodziny, otrzymał prezent o jakim marzył od dziecka. Ojczyzna wzywa! Na majowe spotkanie z reprezentacją Niemiec powołanie otrzymał bramkarz Pogoni Szczecin, Radosław Janukiewicz. Sam zainteresowany dowiedział się o tym tuż przed swoimi zajęciami. – Rozmawialiśmy przed wtorkowym treningiem. Chwilę wcześniej znalazłem informację, że otrzymał powołanie – mówił wtedy Mateusz Brzeźniak z biura prasowego klubu. Był bardzo uśmiechnięty i szczęśliwy, ale także stonowany. Zawsze podkreślał, że gra w reprezentacji to jego marzenie.

– Jestem zdania, że prezentował życiową formę – mówił Boris Pesković. Do reprezentacji Polski powoływano zawodników nawet z I ligi, więc dlaczego nie jego? – pytał retorycznie trener bramkarzy Pogoni, mając na myśli powołanie Janukiewicza do reprezentacji Polski. Na boisku jest bardzo ekspresyjny. Biada temu zawodnikowi, który w obronie popełni drobny błąd, bo to oznacza głos Radka nad uchem, nawet jeśli ten stoi kilkadziesiąt metrów dalej. Po ostatnim gwizdku wraca do rodziny już jako spokojna dusza.

– W domu jest zupełnie inaczej. Radek jest bardzo spokojny nad wszystkim się zastanowi, pomyśli, przeciwnie do mojej córki – mówi teściowa zawodnika, która słysząc sławny już wywiad była zaskoczona. – Nigdy nie słyszałam, by wymawiał takie słowa – dodaje z uśmiechem.

Teraz do feralnego nagrania można podejść z dystansem i humorem, jednak ta wypowiedź była jednym z elementów, za które kibice Radka pokochali. Nie tylko postawą na boisku ale także poza nim stał się ikoną drużyny, która odbudowując się wróciła na ekstraklasowe tory. To bramkarz, który zawsze znajdzie czas dla kibiców, a kiedy ci proszą go, by nagrał z nimi filmik, zakłada kominiarkę, odpala race i wykrzykuje wszyscy na Lecha!

Kariera Janukiewicza pokazuje, że wychowanek i sympatyk Śląska Wrocław może stać się pupilem kibiców Dumy Pomorza i cieszyć większą sympatią, niż inni wychowankowie Pogoni, długo w tym klubie występujący. Ci zawodnicy, którzy jeszcze w I lidze, nie chcieli bramkarzowi podać ręki na powitanie, teraz powinni mu zaklaskać. Mimo przeciwności losu, niespodziewanych wydarzeń i problemów, golkiper spędził z herbem Pogoni na piersi sześć sezonów. Janukiewicz nasz Portowiec.

Bramkarz jest typem domatora. Nie lubi zmian w życiu. Często powtarzał, że mimo zagranicznych ambicji w Pogoni mógłby grać do zakończenia kariery. Na pierwszy rzut oka lub dźwięk ucha, śpiewka jaką raczy nas wielu zawodników, którzy „kochają swój klub” lub całują np. herb ŁKS Łódź jak Jakub Kosecki.

O szczerości tych słów przekonał japoński Jubilo Iwata, który oferował golkiperowi kilka razy większą „możliwość rozwoju” od tego, którą zarabiał w Pogoni.

– Czasami w życiu są rzeczy ważniejsze niż pieniądze. Wielokrotnie powtarzałem, że w Szczecinie bardzo dobrze się czuje. Klub wyciągnął do mnie pomocną dłoń w momencie, gdy byłem na zakręcie. Staram się spłacić kredyt zaufania – tłumaczył.

– Warunki były znakomite zarówno dla klubu jak i dla Radka. Mogę powiedzieć, że cieszę się z pozostania Radka, ale dodatkowo jestem bardzo zaskoczony, że został – mówił odpowiedzialny za transfery – Grzegorz Smolny.

Kilka miesięcy później okazało się, że Janukiewicz nie jest Pogoni potrzebny.

– W obecnych czasach lojalność się nie opłaca. Jestem w głębokim szoku. Po tym co usłyszałem dziś w klubie nie mogę dojść do siebie – przyznał ulubieniec publiczności.

Komunikat o tym, że Pogoń chce wykonać krok na przód i potrzebny jest nowy bramkarz można włożyć między bajki. Prawda jest taka, że szatnia nie stała za golkiperem murem. O odejściu miał zadecydować także inny aspekt pozasportowy…

Od dawna bolączką Pogoni był niedobór zawodników, którzy byliby naturalnymi liderami. Osoby charakternej, z jajami, która w przeciwieństwie do wielu, mówi co czuje. Teraz „Portowcy” pozbywają się największego walczaka i ikony odrodzenia klubu. Na każdego kiedyś przyjdzie pora, ale forma rozstania, a raczej jej brak, pozostawia spory niesmak.

Bramkarz zasłużył na to, by kibice podczas meczu ostatni raz krzyknęli – Radek Janukiewicz.

MARCIN DWORZYŃSKI

kacik.pro

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...