Reklama

Siedem finałów, podczas których faworyt zebrał bęcki

redakcja

Autor:redakcja

06 czerwca 2015, 16:57 • 4 min czytania 0 komentarzy

Faworytem dziś jest Barca, ale jak to w futbolu – od bycia faworytem do końcowego triumfu daleka droga. Przekonało się o tym w przeszłości wiele ekip, także w finale Pucharu Mistrzów, a później Ligi Mistrzów. Oto niektóre z nich.

Siedem finałów, podczas których faworyt zebrał bęcki

Steaua – Barcelona, 1986

steaua-1986

Piturca. Balint. Boloni. Lacatus. Iordanescu. Nie żebyśmy bardzo uważnie przyglądali się rumuńskiej piłce, ale te nazwiska po prostu się kojarzy i to najwięcej mówi o skali tej drużyny, a także o skali sukcesu. Wielka Steaua, ale największy tego dnia był Helmut Duckadam. Chcielibyśmy napisać, że zrobił Dudka, ale tak naprawdę to Dudek mógłby Duckadamowi buty wiązać. Helmut nie puścił bramki przez cały mecz, a w jedenastkach obronił cztery karne – czyli wszystkie, więcej nie strzelano. Za ten wyczyn trafił do księgi rekordów Guinnessa. Tego dnia, człowiek mur, nie do pokonania. Puchar powinien zabrać do domu i postawić nad kominkiem.

Reklama

Porto – Bayern. 1987

PortoBayernMunich1987crop

Taki a innych format Pucharu Mistrzów często sprawiał, że ktoś miał znacznie łatwiejszą drogę do finału. Za przykład takiej historii może uchodzić 1987 rok. Zobaczcie kogo musiał zbić Bayern: PSV, Austria, Anderlecht, Real. Droga Porto? Maltański Rabat, Vitkovice, Brondby, Dynamo Kijów. Jasne, że takie Dynamo było naprawdę niezłe, ale i tak Portugalczycy mieli więcej szczęścia w półfinałowym losowaniu.

Pfaff, Hoeneß, Rummenigge, Matthäus, Brehme. Kawał bandy i nic dziwnego, że wszyscy stawiali na Bayern. Szybko strzelony gol mógł ustawić mecz, ale Porto pod koniec złapało oddech, odrobiło stratę, a na koniec Madjer strzelił jedną z najsłynniejszych bramek finałów LM…

 Ajax – Milan. 1995

Reklama

ajax-milan-ucl-rijkaard

Taki faks wysłał Milan do Amsterdamu po przegranym finale

Dzisiaj patrzymy na ówczesny skład Ajaxu i oczywiste jest jak mocna to banda. Przecież to istny gwiazdozbiór: Van der Sar, Reiziger, Blind, Rijkaard, bracia De Boer, Seedorf, Litmanen, Davids, Finidi, Overmars, Kanu, Kluivert. Same wielkie nazwiska. Wtedy jednak większość z nich to były młokosy na dorobku, a które stawały na przeciw dominatora, tego samego Milanu, który rok wcześniej w finale rozniósł „Dream Team” Johana Cruyffa 4:0, a przecież i dwa lata wcześniej też doszedł do samego końca europejskich rozgrywek.

Maldini, Costacurta, Baresi, Boban, Donadoni, Albertini i reszta dali się zaskoczyć złotym dzieciakom Van Gaala, które potem poszli robić wielkie kariery, a niektórzy z nich zresztą przewinęli się i później przez szatnię Rossonerich.

Crvena Zvezda – Marsylia. 1991

mars

Jedyną drużyną, która w całych rozgrywkach pokonała Marsylię, był Lech. Kolejorz ograł OM u siebie 3:2, ale rewanż nie pozostawił złudzeń – Francuzi wygrali 6:1. To była wtedy cholernie mocna paka z Papinem, Waddlem, Bolim i Abedi Pele w składzie. Ale tytułu nie zgarnęli.

Po ten sięgnęła Crvena Zvezda, ale nie udało jej się pokonać Marsylii w regulaminowym czasie gry jak poznaniakom. Potrzebne były karne, które Jugole strzelali bezbłędnie. Wśród strzelców znajdziecie naturalnie wielkie sławy, takie jak Mihajlović czy Prosinecki, nie zmienia to jednak faktu, że na Crvenę nie stawiał przed finałem prawie nikt.

Borussia – Juventus. 1997

dom

Cóż to było za Juve. Trzy razy z rzędu doszli do finału Ligi Mistrzów – oto wyczyn, szczególnie biorąc pod uwagę, że pod koniec lat dziewięćdziesiątych było znacznie więcej dobrych, topowych ekip. W 1997 mieli sięgnąć po drugi tytuł z rzędu, ale Borussia zaszokowała Starą Damę. Ekipa, z którą wyrównane boje stoczył łódzki Widzew, puknęła Juve bez większych ceregieli, choć wcześniej banda z Turynu szła jak burza.

Zwycięstwo przypieczętował superrezerwowy Ricken. Ledwie wszedł na boisko, a pierwszym dotknięciem futbolówki rozstrzygnął starcie.

Aston Villa – Bayern. 1982

aston-villa-1982

 

To się nie miało prawa udać. Ron Saunders, który doprowadził Villę do tytułu, a potem do ćwierćfinału, odszedł nagle w trakcie sezonu. Osierocona drużyna skazywana była na pożarcie, ale poradziła sobie z Dynamem Kijów, potem też z Anderlechtem. Ale Bayern? Wielki Bayern z wielkimi zawodnikami? W dodatku gdy pierwszy bramkarz po dziesięciu minutach musiał zejść z kontuzją, a w jego miejsce do klatki wszedł nieopierzony młokos? Nie, to nie miało prawda się udać.

Drużyna Tony’ego Bartona zaszokowała jednak Europę, a gol Petera White’a dał tytuł Anglikom. Mały cud w Rotterdamie stał się faktem.

Liverpool – Milan. 2005

dudek

 

Pamiętacie głównie, że odrobili trzybramkową stratę. A pamiętacie, że Liverpool ledwo co wyszedł z grupy? Że na finiszu rozgrywek Premier League grał bardzo przeciętnie, zresztą – zajął wówczas tylko piąte miejsce? Za Evertonem, a mając tyle samo punktów co Bolton? Naprawdę, do tego finału nie przystępowali na pewno ani w roli faworyta, ani ekipy równorzędnej Milanowi. Jasne, Rossoneri mieli swoje kłopoty, wypadło im z rąk mistrzostwo, ale i tak mieli zmieść Liverpool z powierzchni ziemi.

Co się stało później, wszyscy wiemy. Dziś życzymy sobie, by wydarzenia meczowe były równie barwne, co wówczas. Niech to będzie pamiętny finał.

Najnowsze

Igrzyska

Ładne czy nie? I dlaczego akurat Adidas? Zamieszanie wokół strojów olimpijczyków

Kacper Marciniak
0
Ładne czy nie? I dlaczego akurat Adidas? Zamieszanie wokół strojów olimpijczyków

Liga Mistrzów

Komentarze

0 komentarzy

Loading...