Reklama

Sepp „możecie mi naskoczyć” Blatter. Delegaci postawili na… stabilizację

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

29 maja 2015, 18:44 • 5 min czytania 0 komentarzy

Sepp I Nieśmiertelny. 

Sepp „możecie mi naskoczyć” Blatter. Delegaci postawili na… stabilizację

Wszystko jasne, ostatecznie. Jeśli całe to trzęsienie ziemi, którym piłkarski świat emocjonował się przez ostatnich kilkadziesiąt godzin, nie sprzątnęło go ze stołka, teraz usunąć go może już wyłącznie FBI… lub biologia. Jeśli nie zadziałają smutni panowie w kominiarkach, nieuchronnie czekają nas dożywotnie rządy. Sepp Blatter dawno zrobił z FIFA swój prywatny folwark. Afera korupcyjna odrobinę namieszała, przez moment wydawało się, że rewolucja jest realna, że będziemy mieć na czele światowej piłki nie Seppa, ale księcia. Jednak nic z tych rzeczy: 133 – 73 w pierwszej turze wystarczyło.

Piątą kadencję pora zacząć.

Blatter już w czasie popołudniowych przemów dał wyraźny sygnał, że nigdzie się nie wybiera. Ma w poważaniu, co sądzi o tym opinia publiczna, śledczy, politycy, dziennikarze, delegaci z niemal całej Europy. Biorąc pod uwagę nieskończoność czasu, okres, który spędził w FIFA jest właściwie krótki.

Tak, on naprawdę to powiedział.

Reklama

***

Dziwny to był kongres…

Kiedy przez lata wydawało się, że korupcja w FIFA to temat porównywalny z UFO – niby każdy słyszał, ale trzeba się pogodzić, że dowodów na jego istnienie możemy nie zobaczyć, nagle gruchnęło, jak grom z jasnego nieba. Służby dostarczyły argumentów – w grubych teczkach i wyszła niezła kołomyja.

Impreza niby trwała, ale goście ewidentnie bawili się z każdą chwilą gorzej, odczuwając coraz większego kaca. Albo mając przeświadczenie, że to trochę obciach w tej imprezie uczestniczyć. Lekko kuriozalne były te wczorajsze programy artystyczne w czasie ceremonii powitania delegatów. Wirujacy tancerze i śpiewacy, przerywający kolejne pojękiwania Seppa Blattera, przekonującego, że chce odbudować coś, co przecież od dawna w FIFA nie istnieje – uczciwość oraz transparentność.

Cztery lata temu też wielu twierdziło, że nic absolutnie się nie dzieje. „Zarzuty, jakie piękne angielskie słowo!”, akcentował jak w teatrze Costakis Koutsoukoumi z cypryjskiej federacji. „Nie może być tak, że ktoś wstaje i mówi jakieś rzeczy – bez odrobiny prawdy”. „Ten, kto oskarża, musi najpierw dostarczyć dowodów”, wtórował mu Omari Selemani z Kongo, a Julio Grondona z Argentyny apelował, by „FIFA zostawić w spokoju”. Teraz, na nieszczęście wielu, nikt FIFA w spokoju nie zostawi.

***

Reklama

Atmosfera zgęstniała. David Gill już wczoraj stwierdził, że nie obejmie wiceprezydencji, jeśli Blatter zostanie wybrany po raz piąty. UEFA zasugerowała, że jeśli tak się stanie, Europa powinna zbojkotować mistrzostwa świata w Rosji. Zareagowali najwięksi sponsorzy FIFA, politycy. David Cameron dosyć jednoznacznie – dużo bardziej niż Angela Merkel – wypowiedział się, że czas na zmianę warty.

Poranne doniesienia sugerowały, że wynik może być na styku. Coś jak w pojedynku Duda vs Komorowski, gdzie Blatter to oczywiście ten, który jeszcze przed kilkoma dniami miał wygrywać w cuglach, tylko okoliczności nagle się zmieniły.

Gorzej że sam dylemat „stary dziadzia Blatter czy książę Jordanii” wyglądał trochę jak kolejny wybór między dżumą a cholerą. Bo kim, tak naprawdę, jest Prince Ali? Według jordańskiej tradycji, potomkiem proroka Mahometa w 43. pokoleniu. Byłym wojskowym, wyspecjalizowanym w skokach ze spadochronem, bratem króla. Młodym, bogatym gościem, który w ostatnich latach stał się jedną z ważnych postaci w azjatyckiej piłce. Wspiera go cały kontynent, bo rozpycha się łokciami i nawołuje, że Azja powinna w światowej piłce znaczyć więcej. Podczas swojego wystąpienia mówił z grubsza o tym samym, co i Blatter, tylko trochę świeższym, młodszym głosem.

***

Mówiło się, że ma w garści wszystkich delegatów UEFA i część strefy CONCACAF. Za Blatterem miała zostać Afryka, a co do reszty… Fifty – fifty, aż do późnego popołudnia. Wszystko to trwało i trwało, i trwało… Jedni spali, inni dłubali coś na smartfonach, dynamika wydarzeń była tak powalająca, że nawet nasza Państwowa Komisja Wyborcza dodałaby tam trochę dynamiki. No, ale w końcu wyszło:

133 – 73 dla Blattera w pierwszej turze. Formalnie nie przyniosła więc rozstrzygającego rezultatu [kandydat powinien dostać 2/3 głosów], ale wystarczyło, że dała odpowiedź, jak rozkładają się głosy. Pan książę machnął ręką na druga turę, oddając ją walkowerem.

Wszystko dookoła się wali, ale Blatter trwa i jak zwykle wygrywa.

Dotuje, obiecuje, więc i zbiera głosy. A ma czym uszczęśliwiać – prezentacja dotycząca finansów FIFA wprost zwalała z nóg. Jest tam z czego sypnąć małym karaibskim wysepkom, Oceanii, biednym krajom w Afryce. Taka nasza piłkarska demokracja – wygrywa ten, kto płaci, a nie obiecuje, jak jordański książę.

***

W punkt jeszcze dzisiaj rano trafiło hiszpańskie „El Pais”, pisząc:

„Pytanie brzmi, czy Blatter, który jest prezydentem od 1998 roku, to przebiegły capo di tutti capi tej mafijnej machiny z białym kołnierzykiem, która zarządza miliardami dolarów generowanymi przez międzynarodową piłkę, czy może – w wieku 79 lat – jest zwykłym zdezorientowanym dziadkiem o bufońskich tendencjach, który nie zdaje sobie sprawy z korupcyjnych występków, jakie go otaczają?”

Naprawdę, trudno na to pytanie jednoznacznie odpowiedzieć. To co pewne, to że większość jego wypowiedzi – i dziś, i wczoraj – mogła budzić wyłącznie uśmiechy politowania. „Wielu ludzi uważa, że powinienem czuć się odpowiedzialny za to, co się stało. Niestety, nie mogę przez cały czas kontrolować każdego”, mówił. Czyli nieco parafrazując jego słowa: „kradli, czasem nawet w moim najbliższym otoczeniu, ale w jaki sposób mógłbym dopilnować wszystkich tych złodziej i przestępców?”.

Opinia publiczna dawno Blatterowi już nie wierzy. Nawet ci, którzy chcieliby posądzać go o dobre intencje, i tak widzą, jaki jest w tym nieudolny. Kiedy 79-letni facet, po tylu latach rządów, mówi o odbudowie zaufania [dawno utraconego], przekonuje, że nie wszystko zdążył jeszcze zrobić, ba, on dopiero teraz zacznie naprawiać i uzdrawiać, „zawracać tę łódź na właściwy kurs”, no to sorry, trudno dawać wiarę.

Ale brak wiary to za mało. Wystarczy, że wierzą gdzieś tam, na końcu świata. Piłkarska demokracja. Jak tu nie zacytować niezastąpionego Gary’ego Linekera. „Futbol to prosta gra. 209 ludzi głosuje przez 200 minut, a na koniec i tak wygrywa Blatter”.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...